Te zbiory są mapą losów Polski
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Magdalena Ogórek.
Na Zamku Królewskim w Warszawie doszło do podpisania umowy o wykupie zbiorów Fundacji Książąt Czartoryskich. Umowę podpisali książę Adam Karol Czartoryski i minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński. Jak Pani ocenia tę decyzję polskich władz?
Magdalena Ogórek: To wydarzenie bezdyskusyjnie ma charakter historyczny. Było to marzenie Izabelli z Flemmingów Czartoryskiej. Chciała, by dzieła sztuki zbierane przez nią przez lata, stały się własnością państwa Polskiego. A była to postać niezwykła - patriotka, symbol polskiego Oświecenia. Tworzyła swoją kolekcję właśnie z pobudek patriotycznych i zależało jej na tym, by Polska była tych zbiorów beneficjentem. Budowała tę spuściznę rozmyślnie - dla kolejnych pokoleń Polaków. Kolekcja Czartoryskich jest prawdziwą perłą, to zbiory unikalne, klasy światowej. O ich randze świadczy m.in. fakt, że już w latach trzydziestych było pod obserwacją nazistowskich specjalistów od historii sztuki. „Dama z gronostajem”, „Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem” i „Portret młodzieńca” Rafaela były na celowniku niemieckim od momentu powstania Izby Kultury Rzeszy, czyli Reichskulturkammer.
Dlaczego państwo polskie wykupiło tę kolekcję? Nie można było pozostawić jej w rękach księcia Czartoryskiego?
Wiele osób próbuje dziś twierdzić, że nie byłby to problem, gdyby kolekcja wciąż pozostawała w prywatnych rękach. Nie szafowałabym tego typu stwierdzeniami. Sceptykom powtarzam, że zrobić można wszystko, ale wiązałoby się to ryzykiem, o którym nie wspomniał żaden minister kultury od 1989 roku. A nie wspominał zapewne dlatego, że do wczoraj była prywatną własnością. Co z tego, że nie można było jej sprzedać? Fundacja mogła wypożyczyć np. “Damę z gronostajem”, powierzyć w depozyt zagranicznym muzeom, przez co wiele lat mogłaby przebywać poza Polską. Minister Kultury nie miałby na to większego wpływu, tak, jak to działo się do tej pory. Historyków sztuki bolały serca, gdy “Dama” wyruszała w kolejną podróż - zawsze wiązało się to z niebezpieczeństwem trwałego, bezpowrotnego uszkodzenia lub kradzieży.
“Dama” musiała na siebie zarabiać, przez co była wypożyczana i odwiedzała wiele wystaw. Proszę sobie wyobrazić, że Luwr wypożycza „Mona Lisę”, by podróżowała po świecie. Przez lata byliśmy narażeni na to, że „Dama” w końcu nie wróci. Abstrahując od ewentualnej kradzieży, to pamiętajmy, że zawsze może coś się wydarzyć i w ktoś mógł podjąć decyzję, że część kolekcji zmieni właściciela.
Istnieje ryzyko, że kolejny rząd postanowi sprzedać część kolekcji?
Równie skutecznie może próbować sprzedać kolumnę Zygmunta lub Łazienki Królewskie. Misją Muzeum Narodowego jest gromadzenie zbiorów, a nie obrót nimi. Po to kupiliśmy tę kolekcję, by była niesprzedawalna. To nasze dobro narodowe. Na sztukę należy patrzeć jako część naszej tożsamości. Kultura i sztuka budują od wieków naszą historię. Kolekcja Czartoryskich jest bezpośrednio wpisana w naszą tożsamość narodową. Nie wyobrażam sobie, by ktokolwiek mógł w przyszłości pomyśleć o sprzedaży choćby jej fragmentu. Mam nadzieję, że z tą umową łączyć się będą też kolejne pozytywne informacje, jak chociażby odnalezienie „Portretu Młodzieńca” Rafaela Santi, który na mocy tej umowy jest państwową własnością. Podpisanie tej umowy to ruch o charakterze fundamentalnym. Naziście próbowali odrzeć nasz naród z tożsamości, dlatego chcieli przejąć tę kolekcję. Poprzez przywracanie kultury i sztuki narodowi chcemy zadać kłam naszej bolesnej historii. Dlatego cieszę się z tej decyzji i większość historyków sztuki popiera tę decyzję rządu.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Te zbiory są mapą losów Polski
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Magdalena Ogórek.
Na Zamku Królewskim w Warszawie doszło do podpisania umowy o wykupie zbiorów Fundacji Książąt Czartoryskich. Umowę podpisali książę Adam Karol Czartoryski i minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński. Jak Pani ocenia tę decyzję polskich władz?
Magdalena Ogórek: To wydarzenie bezdyskusyjnie ma charakter historyczny. Było to marzenie Izabelli z Flemmingów Czartoryskiej. Chciała, by dzieła sztuki zbierane przez nią przez lata, stały się własnością państwa Polskiego. A była to postać niezwykła - patriotka, symbol polskiego Oświecenia. Tworzyła swoją kolekcję właśnie z pobudek patriotycznych i zależało jej na tym, by Polska była tych zbiorów beneficjentem. Budowała tę spuściznę rozmyślnie - dla kolejnych pokoleń Polaków. Kolekcja Czartoryskich jest prawdziwą perłą, to zbiory unikalne, klasy światowej. O ich randze świadczy m.in. fakt, że już w latach trzydziestych było pod obserwacją nazistowskich specjalistów od historii sztuki. „Dama z gronostajem”, „Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem” i „Portret młodzieńca” Rafaela były na celowniku niemieckim od momentu powstania Izby Kultury Rzeszy, czyli Reichskulturkammer.
Dlaczego państwo polskie wykupiło tę kolekcję? Nie można było pozostawić jej w rękach księcia Czartoryskiego?
Wiele osób próbuje dziś twierdzić, że nie byłby to problem, gdyby kolekcja wciąż pozostawała w prywatnych rękach. Nie szafowałabym tego typu stwierdzeniami. Sceptykom powtarzam, że zrobić można wszystko, ale wiązałoby się to ryzykiem, o którym nie wspomniał żaden minister kultury od 1989 roku. A nie wspominał zapewne dlatego, że do wczoraj była prywatną własnością. Co z tego, że nie można było jej sprzedać? Fundacja mogła wypożyczyć np. “Damę z gronostajem”, powierzyć w depozyt zagranicznym muzeom, przez co wiele lat mogłaby przebywać poza Polską. Minister Kultury nie miałby na to większego wpływu, tak, jak to działo się do tej pory. Historyków sztuki bolały serca, gdy “Dama” wyruszała w kolejną podróż - zawsze wiązało się to z niebezpieczeństwem trwałego, bezpowrotnego uszkodzenia lub kradzieży.
“Dama” musiała na siebie zarabiać, przez co była wypożyczana i odwiedzała wiele wystaw. Proszę sobie wyobrazić, że Luwr wypożycza „Mona Lisę”, by podróżowała po świecie. Przez lata byliśmy narażeni na to, że „Dama” w końcu nie wróci. Abstrahując od ewentualnej kradzieży, to pamiętajmy, że zawsze może coś się wydarzyć i w ktoś mógł podjąć decyzję, że część kolekcji zmieni właściciela.
Istnieje ryzyko, że kolejny rząd postanowi sprzedać część kolekcji?
Równie skutecznie może próbować sprzedać kolumnę Zygmunta lub Łazienki Królewskie. Misją Muzeum Narodowego jest gromadzenie zbiorów, a nie obrót nimi. Po to kupiliśmy tę kolekcję, by była niesprzedawalna. To nasze dobro narodowe. Na sztukę należy patrzeć jako część naszej tożsamości. Kultura i sztuka budują od wieków naszą historię. Kolekcja Czartoryskich jest bezpośrednio wpisana w naszą tożsamość narodową. Nie wyobrażam sobie, by ktokolwiek mógł w przyszłości pomyśleć o sprzedaży choćby jej fragmentu. Mam nadzieję, że z tą umową łączyć się będą też kolejne pozytywne informacje, jak chociażby odnalezienie „Portretu Młodzieńca” Rafaela Santi, który na mocy tej umowy jest państwową własnością. Podpisanie tej umowy to ruch o charakterze fundamentalnym. Naziście próbowali odrzeć nasz naród z tożsamości, dlatego chcieli przejąć tę kolekcję. Poprzez przywracanie kultury i sztuki narodowi chcemy zadać kłam naszej bolesnej historii. Dlatego cieszę się z tej decyzji i większość historyków sztuki popiera tę decyzję rządu.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/321522-nasz-wywiad-magdalena-ogorek-zbiory-czartoryskich-sa-mapa-losow-polski-ich-kupno-ma-charakter-historyczny?strona=1