Jeżeli pamiętacie słynną scenę pokazu mody kościelnej w arcydziele „Rzym” Federico Felliniego, to wiecie wszystko, czego można spodziewać się po pierwszych 2 odcinkach serialu „Młody papież”. Nie chodzi o sam poziom artystyczny, ale ujęcie kontrowersyjnego tematu. Jeżeli we włoskim kinie pojawiają się treści, które mogą zostać uznane za antyklerykalne, to są one ujęte w specyficzny sposób. Przykładem jak z szacunkiem do Kościoła kręcić satyrę na jego temat jest kino Nino Morettiego. Również Paolo Sorrentino wbijał w oscarowym „Wielkim Pięknie” szpilkę w oderwanych od ludu kardynałów, ale ostatecznie piękno znalazł w zakonnicy wzorowanej na Matce Teresie.
Teraz Sorrentino zabrał się za serial, gdzie całościowo wykłada swój stosunek do Kościoła. Momentami jest to krytyka w duchu właśnie Felliniego. To satyra w duchu narracji starej daty lewicowca z Italii. Szanującego Kościół katolicki, ale nie bojącego się z nim się mocować. To krytyka unikająca prostackiego wyśmiewania chrześcijaństwa. Nie uderzająca w fundamenty wiary, a raczej skupiająca się na przepychu Watykanu, co pewnie spodobałoby się obecnemu papieżowi. A jednak Sorrentino nie skupia się na swoim ulubionym papieżu Franciszku. Bohaterem czyni konserwatywnego duchownego z USA, który przybierając imię Piusa XIII w duchu przedsoborowym zamierza przemeblować cały Kościół katolicki. Jego konserwatywna rewolucja ma jednak bardzo niejednoznaczną twarz, a sam papież poraża wieloma sprzecznościami.
”Zapomnieliście o Bogu! Nie pokaże wam swojej twarzy dopóki sobie o nim nie przypomnicie” - grzmi na uśmiechniętych wiernych podczas inauguracyjnej homilii. Miny rzedną wszystkim. „Kremówkowy uśmiech” – zastępuje smutek, ale i refleksja. W papieża wymierzone zostaje laserowe światło. „Jak śmiesz tak traktować Ojca Świętego!” - grzmi i po cichu kończy zdaniem „Chyba na mnie nie zasłużyliście”, po czym znika za zasłoną.
Gdyby scenę tą kręcił jakoś katofob, zrobiłby pewnie z głównego bohatera karykaturę. Sorrentino chce natomiast wejść w duszę żarliwego kapłana, który jest daleki od osobistych wizji Kościoła reżysera. Pokazuje uczciwego, poświęconego Bogu kapłana, pragnącego pomad wszystko oczyścić Kościół z infantylnego romansu z nowoczesnością. Przystojny jak filmowy gwiazdor, palący jak Bogard i jednocześnie gardzący blichtrem Pius XIII (Jude Law) ma jeden cel: zbliżenie do Boga. Nie tylko wiernych, ale i siebie. On bowiem wciąż zmaga się z pytaniem o Jego istnienie. „Niech ktoś mi udowodni, że nie istnieje” - wykrzykuje podczas homilii. Jego twarz schowana jest w półcieniu by świat go nie widział. Chodzi o półcień, o którym pisał Vitorio Messori? Zdaniem znanego watykanisty Bóg zawsze pojawia się w półcieniu. Może to samo powinien robić jego główny przedstawiciel na ziemi?
Pius XIII zrywa z bałwochwalczym eksploatowaniem wizerunku następcy św. Piotra. „Jestem nikim” - mówi zdumionej specjalistce od piaru, zabraniając sprzedawania własnego wizerunku. Dla niego liczy się Chrystus i jego nauka. No, ale z drugiej strony przekonuje współpracowników przykładami z popkultury. Mówi, że Kubrick czy Daft Punk też ukrywają twarze, by wybrzmiała ich twórczość. Tylko ona. Twórczością papieża jest zaś zbawienie setek milionów katolików. A może i chrześcijan, skoro papież będzie dążył do końca ekumenizmu nie dającego nadziei na powrót heretyków na łono Kościoła?
Belardo jest traktowany przez watykańskie „szare eminencje” jako młodziak idealny do manipulowania. On jednak jest świadom, że jako 47-letni, przebojowy Amerykanin może Kościołem rządzić całe dekady. Zmienić jego oblicze jak Jan Paweł II. Od razu rzuca więc rękawice zarówno wszechmocnemu, makiawelicznemu kardynałowi Voiello (Silvio Orlando) jak i umocowanym na wysokich stanowiskach homoseksualistom. Belardo jest wychowankiem konserwatywnego kardynała Spencera (wcielający się wcześniej zarówno w Piusa XII jak i kardynała Adama Sapiechę James Cromwell). Ten jednak odwraca się od wychowanka. Jest wściekły, że jego przebiegłe gry podczas Konklawe nie zapewniły mu papiestwa. Wychowany w domu dziecka przez zakonnice Belardo powołuje więc do Watykanu swoją wybawicielkę z sierocińca siostrę Mary (Diane Keaton). Tylko ona może wypełnić miejsce w jego samotnej duszy i pozwolić mu na zbawienie ludu. Prosta zakonnica staje się wrogiem przyzwyczajonych do wszechwładzy kardynałów.
Czytaj dalej na drugiej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Jeżeli pamiętacie słynną scenę pokazu mody kościelnej w arcydziele „Rzym” Federico Felliniego, to wiecie wszystko, czego można spodziewać się po pierwszych 2 odcinkach serialu „Młody papież”. Nie chodzi o sam poziom artystyczny, ale ujęcie kontrowersyjnego tematu. Jeżeli we włoskim kinie pojawiają się treści, które mogą zostać uznane za antyklerykalne, to są one ujęte w specyficzny sposób. Przykładem jak z szacunkiem do Kościoła kręcić satyrę na jego temat jest kino Nino Morettiego. Również Paolo Sorrentino wbijał w oscarowym „Wielkim Pięknie” szpilkę w oderwanych od ludu kardynałów, ale ostatecznie piękno znalazł w zakonnicy wzorowanej na Matce Teresie.
Teraz Sorrentino zabrał się za serial, gdzie całościowo wykłada swój stosunek do Kościoła. Momentami jest to krytyka w duchu właśnie Felliniego. To satyra w duchu narracji starej daty lewicowca z Italii. Szanującego Kościół katolicki, ale nie bojącego się z nim się mocować. To krytyka unikająca prostackiego wyśmiewania chrześcijaństwa. Nie uderzająca w fundamenty wiary, a raczej skupiająca się na przepychu Watykanu, co pewnie spodobałoby się obecnemu papieżowi. A jednak Sorrentino nie skupia się na swoim ulubionym papieżu Franciszku. Bohaterem czyni konserwatywnego duchownego z USA, który przybierając imię Piusa XIII w duchu przedsoborowym zamierza przemeblować cały Kościół katolicki. Jego konserwatywna rewolucja ma jednak bardzo niejednoznaczną twarz, a sam papież poraża wieloma sprzecznościami.
”Zapomnieliście o Bogu! Nie pokaże wam swojej twarzy dopóki sobie o nim nie przypomnicie” - grzmi na uśmiechniętych wiernych podczas inauguracyjnej homilii. Miny rzedną wszystkim. „Kremówkowy uśmiech” – zastępuje smutek, ale i refleksja. W papieża wymierzone zostaje laserowe światło. „Jak śmiesz tak traktować Ojca Świętego!” - grzmi i po cichu kończy zdaniem „Chyba na mnie nie zasłużyliście”, po czym znika za zasłoną.
Gdyby scenę tą kręcił jakoś katofob, zrobiłby pewnie z głównego bohatera karykaturę. Sorrentino chce natomiast wejść w duszę żarliwego kapłana, który jest daleki od osobistych wizji Kościoła reżysera. Pokazuje uczciwego, poświęconego Bogu kapłana, pragnącego pomad wszystko oczyścić Kościół z infantylnego romansu z nowoczesnością. Przystojny jak filmowy gwiazdor, palący jak Bogard i jednocześnie gardzący blichtrem Pius XIII (Jude Law) ma jeden cel: zbliżenie do Boga. Nie tylko wiernych, ale i siebie. On bowiem wciąż zmaga się z pytaniem o Jego istnienie. „Niech ktoś mi udowodni, że nie istnieje” - wykrzykuje podczas homilii. Jego twarz schowana jest w półcieniu by świat go nie widział. Chodzi o półcień, o którym pisał Vitorio Messori? Zdaniem znanego watykanisty Bóg zawsze pojawia się w półcieniu. Może to samo powinien robić jego główny przedstawiciel na ziemi?
Pius XIII zrywa z bałwochwalczym eksploatowaniem wizerunku następcy św. Piotra. „Jestem nikim” - mówi zdumionej specjalistce od piaru, zabraniając sprzedawania własnego wizerunku. Dla niego liczy się Chrystus i jego nauka. No, ale z drugiej strony przekonuje współpracowników przykładami z popkultury. Mówi, że Kubrick czy Daft Punk też ukrywają twarze, by wybrzmiała ich twórczość. Tylko ona. Twórczością papieża jest zaś zbawienie setek milionów katolików. A może i chrześcijan, skoro papież będzie dążył do końca ekumenizmu nie dającego nadziei na powrót heretyków na łono Kościoła?
Belardo jest traktowany przez watykańskie „szare eminencje” jako młodziak idealny do manipulowania. On jednak jest świadom, że jako 47-letni, przebojowy Amerykanin może Kościołem rządzić całe dekady. Zmienić jego oblicze jak Jan Paweł II. Od razu rzuca więc rękawice zarówno wszechmocnemu, makiawelicznemu kardynałowi Voiello (Silvio Orlando) jak i umocowanym na wysokich stanowiskach homoseksualistom. Belardo jest wychowankiem konserwatywnego kardynała Spencera (wcielający się wcześniej zarówno w Piusa XII jak i kardynała Adama Sapiechę James Cromwell). Ten jednak odwraca się od wychowanka. Jest wściekły, że jego przebiegłe gry podczas Konklawe nie zapewniły mu papiestwa. Wychowany w domu dziecka przez zakonnice Belardo powołuje więc do Watykanu swoją wybawicielkę z sierocińca siostrę Mary (Diane Keaton). Tylko ona może wypełnić miejsce w jego samotnej duszy i pozwolić mu na zbawienie ludu. Prosta zakonnica staje się wrogiem przyzwyczajonych do wszechwładzy kardynałów.
Czytaj dalej na drugiej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/313219-mlody-papiez-kontrrewolucja-piusa-xiii-ego-kontrowersyjna-ale-intrygujaca-wizja-sorrentino-recenzja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.