Trumpowi o coś chodzi. Ostatnio wszyscy po cichu mieli dosyć politycznej poprawności. Żyjemy w pokoleniu całującym wszystkim tyłki. Żyjemy w pokoleniu ciot. Wszyscy chodzą po skorupkach jajek. Ludzie oskarżają się o bycie rasistami. Gdy ja dorastałem, pewnie rzeczy nie były nazywane rasizmem.
powiedział wczoraj w wywiadzie 84 letni Clint Eastwood. Filmowiec oficjalnie poparł w wyścigu o Biały Dom Donalda Trumpa, co jeszcze kilka miesięcy temu nie było wcale pewne. Legenda kina, o którego sympatię zabiegają wszyscy amerykańscy politycy powiedział coś, o czym mówią w domach zwykli Amerykanie. Poparcie dla ekscentrycznego miliardera nie bierze się z kaprysu Amerykanów czy ich nieodpowiedzialności. Szokujący swoją szczerością Trump uderza w samo podbrzusze czegoś, co od dawna coraz wyraźniej knebluje usta Amerykanom i reszcie świata.
Poprawność polityczna - miała ona w założeniu chronić pewne grupy społeczne przed werbalną przemocą i spowodować by świat stał się przyjaznym miejscem dla wszystkich. Ostatecznie stała się formą represji wobec każdego, kto złamał arbitralnie narzucone jej normy. Co roku te normy przybierają coraz bardziej absurdalne rozmiary. Dżentelmeńska (upps przepraszam za obrazę kobiet) umowa społeczna zmieniła się w jednostronną pałkę na inaczej myślących. Ramy poprawności politycznej nie obejmują bowiem środowisk znienawidzonych przez lewicę, która szczególnie chętnie przyjęła na siebie rolę jedynego depozytariusza jej norm. Znakomicie to nie raz pokazali twórcy święcącego w tym roku 20 rocznicę serialu „South Park”. Notabene oni zbudowali swoją potęgę na łamaniu zakazów i nakazów narzuconych przez lewicę, co tylko zwiastowało, że sprzeciw wobec jej dyktatury w końcu eksploduje.
Lewica nie dostrzegała buzowania przed erupcją sprzeciwu wobec polipoprawnych norm. A może nie chciała dostrzec napuszona własną „wspaniałością”? Może samozwańczy kapłani postępu nie byli w stanie przyznać się przed światem, że po raz kolejny ich diagnozy nie trafiają do serc mas? Cóż, jest to typowe zachowanie socjalistów i komunistów, którzy bankrutowali przy każdej próbie zbudowania Nowego Wspaniałego Świata. Niestety lewicowa pierekowka dusz wkradła się też w łaski europejskiej prawicy. Pukała też do bram amerykańskich konserwatystów, których obuchem po głowie walnął ruch Tea Party.
Mało kto spodziewał się, że to jednak w kimś takim jak Donald Trump objawi się całościowy sprzeciw wobec jej powszechności. Przecież ten facet robił już tyle ideologicznych wolt, wspierał tak różnych polityków swoją fortuną, że wiara w jego słowa musiała wydawać się skrajną naiwnością. A jednak wystarczyło, że pociągnął kilka sznurków, powiedział głośno rzeczy skrywane w prywatnych rozmowach w domach Amerykanów i głośno wytknął hipokryzję swoim dawnym przyjaciołom. Nagle stał się latarnią, za którą podążają miliony wkurzonych Amerykanów.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Trumpowi o coś chodzi. Ostatnio wszyscy po cichu mieli dosyć politycznej poprawności. Żyjemy w pokoleniu całującym wszystkim tyłki. Żyjemy w pokoleniu ciot. Wszyscy chodzą po skorupkach jajek. Ludzie oskarżają się o bycie rasistami. Gdy ja dorastałem, pewnie rzeczy nie były nazywane rasizmem.
powiedział wczoraj w wywiadzie 84 letni Clint Eastwood. Filmowiec oficjalnie poparł w wyścigu o Biały Dom Donalda Trumpa, co jeszcze kilka miesięcy temu nie było wcale pewne. Legenda kina, o którego sympatię zabiegają wszyscy amerykańscy politycy powiedział coś, o czym mówią w domach zwykli Amerykanie. Poparcie dla ekscentrycznego miliardera nie bierze się z kaprysu Amerykanów czy ich nieodpowiedzialności. Szokujący swoją szczerością Trump uderza w samo podbrzusze czegoś, co od dawna coraz wyraźniej knebluje usta Amerykanom i reszcie świata.
Poprawność polityczna - miała ona w założeniu chronić pewne grupy społeczne przed werbalną przemocą i spowodować by świat stał się przyjaznym miejscem dla wszystkich. Ostatecznie stała się formą represji wobec każdego, kto złamał arbitralnie narzucone jej normy. Co roku te normy przybierają coraz bardziej absurdalne rozmiary. Dżentelmeńska (upps przepraszam za obrazę kobiet) umowa społeczna zmieniła się w jednostronną pałkę na inaczej myślących. Ramy poprawności politycznej nie obejmują bowiem środowisk znienawidzonych przez lewicę, która szczególnie chętnie przyjęła na siebie rolę jedynego depozytariusza jej norm. Znakomicie to nie raz pokazali twórcy święcącego w tym roku 20 rocznicę serialu „South Park”. Notabene oni zbudowali swoją potęgę na łamaniu zakazów i nakazów narzuconych przez lewicę, co tylko zwiastowało, że sprzeciw wobec jej dyktatury w końcu eksploduje.
Lewica nie dostrzegała buzowania przed erupcją sprzeciwu wobec polipoprawnych norm. A może nie chciała dostrzec napuszona własną „wspaniałością”? Może samozwańczy kapłani postępu nie byli w stanie przyznać się przed światem, że po raz kolejny ich diagnozy nie trafiają do serc mas? Cóż, jest to typowe zachowanie socjalistów i komunistów, którzy bankrutowali przy każdej próbie zbudowania Nowego Wspaniałego Świata. Niestety lewicowa pierekowka dusz wkradła się też w łaski europejskiej prawicy. Pukała też do bram amerykańskich konserwatystów, których obuchem po głowie walnął ruch Tea Party.
Mało kto spodziewał się, że to jednak w kimś takim jak Donald Trump objawi się całościowy sprzeciw wobec jej powszechności. Przecież ten facet robił już tyle ideologicznych wolt, wspierał tak różnych polityków swoją fortuną, że wiara w jego słowa musiała wydawać się skrajną naiwnością. A jednak wystarczyło, że pociągnął kilka sznurków, powiedział głośno rzeczy skrywane w prywatnych rozmowach w domach Amerykanów i głośno wytknął hipokryzję swoim dawnym przyjaciołom. Nagle stał się latarnią, za którą podążają miliony wkurzonych Amerykanów.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/303502-eastwood-ma-racje-na-naszych-oczach-bankrutuje-dyktatura-poprawnosci-politycznej?strona=1