Czuję się zobowiązany, by pomóc Ci zrozumieć stanowisko Polski w sprawie walki z terroryzmem i europejskiego kryzysu imigranckiego.
pisze trzeźwo polski poseł i wciąż nagrywający płyty raper. Liroy trafia swoim listem w samo sedno kłopotu z histeryczną reakcją na słowa Bono. W jednym z odcinków mojego ukochanego libertariańskiego serialu „South Park” wyśmiano Bono, który „nigdy nie chce być drugi”. Nawet jeżeli chodzi o konkurs na…zrobienie największego stolca w USA. Przepraszam za to porównanie, ale jest czymś znamiennym, że twórcy najbardziej niepoprawnej politycznie i wolnościowej kreskówki w USA wyśmiali Bono właśnie w takim odcinku**.
Zabierający głos w najważniejszych geopolitycznych sprawach Bono przyzwyczaił się, że jego opinii słucha się z namaszczeniem i czcią religijną. Nie dlatego, że jest wybitnym intelektualistą czy moralnym autorytetem. Bono ma wielkie sukcesy w humanitarnej pomocy krajom III świata. Nie większe jednak niż choćby Kościół katolicki. A jednak to jego słowa są dopieszczane z pietyzmem na światowych salonach. Dlaczego? Odpowiedź jest banalnie prosta. Żyjemy w zgniłych czasach mediokratycznych. Ostatniej fazie upadającego zachodniego imperium, które wali się pod ciężarem własnej śmieszności.
Potępienie prawicowych rządów przez Bono czy jakiejkolwiek innej lewicowej gwiazdy popkultury nie ma już jednak takiej siły jak kilka lat temu. Europejczycy coraz mocniej zdają sobie sprawę, że ich do niedawna cieplutki i bezpieczny świat bezpowrotnie się zmienia. Czują, że zbliża się wielki światowy konflikt cywilizacyjny. Lekarstwem na niego nie będą już protest songi. Nawet te śpiewane z ambony, na której stoją święte stopy Bono.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Czuję się zobowiązany, by pomóc Ci zrozumieć stanowisko Polski w sprawie walki z terroryzmem i europejskiego kryzysu imigranckiego.
pisze trzeźwo polski poseł i wciąż nagrywający płyty raper. Liroy trafia swoim listem w samo sedno kłopotu z histeryczną reakcją na słowa Bono. W jednym z odcinków mojego ukochanego libertariańskiego serialu „South Park” wyśmiano Bono, który „nigdy nie chce być drugi”. Nawet jeżeli chodzi o konkurs na…zrobienie największego stolca w USA. Przepraszam za to porównanie, ale jest czymś znamiennym, że twórcy najbardziej niepoprawnej politycznie i wolnościowej kreskówki w USA wyśmiali Bono właśnie w takim odcinku**.
Zabierający głos w najważniejszych geopolitycznych sprawach Bono przyzwyczaił się, że jego opinii słucha się z namaszczeniem i czcią religijną. Nie dlatego, że jest wybitnym intelektualistą czy moralnym autorytetem. Bono ma wielkie sukcesy w humanitarnej pomocy krajom III świata. Nie większe jednak niż choćby Kościół katolicki. A jednak to jego słowa są dopieszczane z pietyzmem na światowych salonach. Dlaczego? Odpowiedź jest banalnie prosta. Żyjemy w zgniłych czasach mediokratycznych. Ostatniej fazie upadającego zachodniego imperium, które wali się pod ciężarem własnej śmieszności.
Potępienie prawicowych rządów przez Bono czy jakiejkolwiek innej lewicowej gwiazdy popkultury nie ma już jednak takiej siły jak kilka lat temu. Europejczycy coraz mocniej zdają sobie sprawę, że ich do niedawna cieplutki i bezpieczny świat bezpowrotnie się zmienia. Czują, że zbliża się wielki światowy konflikt cywilizacyjny. Lekarstwem na niego nie będą już protest songi. Nawet te śpiewane z ambony, na której stoją święte stopy Bono.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/289317-bono-nie-wydal-jeszcze-bulli-o-faszyzmie-w-polsce-ale-i-tak-nie-boje-sie-oburzenia-jego-swiatobliwosci?strona=2