Kaczyński został wyśmiany za postulat o potrzebie „hollywoodzkiego filmu o polskiej historii”. Gruzini taki film o swojej jednak zrobili

W kampanijnym zgiełku pojawiła  i szybko została zapomniana wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego o potrzebie docenienia polskiej historii w hollywoodzkim kinie.

Zbierzmy pieniądze na jeden lub dwa wielkie, hollywoodzkie filmy, które pokażą, jak naprawdę wyglądała wojna w Polsce.

taki wpis pojawił się na koncie twitterowym Kaczyńskiego. Od razu wysypały się szydercze komentarze, że Kaczyński „tak odleciał”, że chce robić propagandowe filmy w Hollywood. Niezawodny pluszak do niedawna jedynej słusznej władzy Tomasz Lis pytał w ironicznym tonie o to, kto miałby taki film robić.

Można zataczać się ze śmiechu, wyobrażając sobie Kaczyńskiego, dzwoniącego do Soderbergha, Spielberga czy Howarda i mówiącego - mamy tu 100 milionów dolarów na film, który w dobrym świetle pokaże Polaków, ale chcemy mieć wpływ na scenariusz i ogólną wymowę filmu.

pisała gasnąca gwiazdka propagandowej żurnalistyki. „Znawca” kina Lis nie orientuje się, że Soderbergh wycofał się z Hollywood do telewizji, ale przecież nie takie drobnostki przeszkadzały w dopiekaniu ukochanemu wrogowi. Cały jego wpis wypacza zresztą słowa Kaczyńskiego.

Wpis Kaczyńskiego nie był wcale dowodem na to, że nie zna się on na mechanizmach rządzących kinem, jak sugerował Lis i publicyści w Gazecie Michnika. Był powierzchowną sugestią, która jednak ma pokrycie w rzeczywistości. Jasne jest, że nie jest łatwa kooperacja z producentami Hollywood, które rządzi się swoimi prawami. Również tacy artyści jak Spielberg nie robią filmów „na zamówienie”. Jednak szeroko pojęte „film hollywoodzki” oznacza coś więcej niż zrobienie filmu w Hollywood. Można wynająć sprawnych rzemieślników i obsadzić w głównych rolach znane twarze z „fabryki snów” by przedstawić światu swoją wizję historii.

Tak było w przypadku obrazu „Pięć dni wojny” z 2011 roku. Kosztujący 12 milionów dolarów film akcji o pracy reporterów wojennych podczas inwazji rosyjskiej na Gruzję był częściowo finansowany przez rząd Michaela Sakaszwilego. Prezydent Gruzji, którego w filmie znakomicie zagrał Andy Garcia, oficjalnie nigdy nie przyznał, że rząd współfinansował produkcję. Film miał wesprzeć jedynie parlamentarzysta partii Sakaszwilego Koba Nakopia. Jednak jeden z gruzińskich producentów David Imadeszwili powiedział, że część kasy filmu pochodziła ze budżetu państwa.

„5 dni wojny” jest filmem dalekim od artystycznej doskonałości. Ma wiele słabych stron, ale zrobiony jest na technicznym hollywoodzkim poziomie. Fin Renny Harlin jest jednym z najlepszych rzemieślników pracujących w Hollywood. Ma na koncie takie filmy jak „Szklana pułapka 2”, „Legenda Herculesa”, „Egzorcysta. Początek” czy „Na krawędzi”. Na dodatek jest on antykomunistą, który w jednym z wywiadów opowiadał, że mieszkając w Finlandii czuł na plecach rosyjski oddech. „5 dni wojny” ( z którego jednak wykrojono po katastrofie postać Lecha Kaczyńskiego granego przez egipskiego aktora) to solidne kino akcji z takimi gwiazdami na pokładzie jak Val Kilmer, Andy Garcia czy Heather Graham. Film pokazał światu gruzińską narrację o rosyjskiej inwazji. Pisałem zresztą już dawno, że marzy mi się by film o katastrofie Smoleńskiej zrobił ktoś taki jak Harlin. Gatunkowe kino akcji ze znaną twarzą ( choćby Jasona Stathama) o doskonale uświadomiłoby światu wszystkie mroki tej tragedii.

Ciąg dalszy na drugiej stronie

12
następna strona »

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych