Tekst ukazał się w serwisie sdp.pl.
Agnieszka Odorowicz odchodząc z dyrekcji Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej dała wywiad dla Tygodnika Powszechnego, coś w rodzaju podsumowania 10 lat dorobku. Wywiad zrobiła Agata Trzebuchowska, świeża absolwentka humanistyki na Uniwersytecie Warszawskim i odtwórczyni głównej roli w „Idzie”. Panie piją sobie z ust unikając pytań, które zaprawiłyby goryczą niezgody słodycz pocałunku.
Owszem, pani Agnieszka ma się czym pochwalić pannie Agacie. Dzięki Instytutowi polskie kino wyszło z zapaści. Powstaje dużo debiutów, czyli baza talentów z której wyłaniają się z czasem wybitni artyści. Polskie filmy zdobyły polską publiczność. Trafiają na coraz ważniejsze festiwale. No i ten pierwszy w historii Oskar dla filmu fabularnego „Ida”. Gratulacje!
Ale właśnie dlatego odtwórczyni roli „Idy” nie powinna robić tego wywiadu. Film wywołał liczne protesty sposobem ukazania stosunków polsko-żydowskich w czasie okupacji. Moim zdaniem reżyser Paweł Pawlikowski starał się być uczciwy ze swego punktu widzenia. Trzeba to docenić, ale domagać się tablicy przed filmem z informacją, jak wyglądała nasza trudna historia. Jednak panna Agata o to nie pyta pani Agnieszki. Jest ledwo absolwentką - nawet nie dziennikarstwa. To kierownik działu i redaktor naczelny powinni zadbać o wnikliwy materiał. Ale wybrali gatunek rozmowy salonowej.
W takim razie zabawmy się w salonowca z panią dyrektor PISF. Czemu nie wspomniała, że PO była gwałtownie przeciwna utworzeniu Instytutu i to dzięki poparciu PiS mógł w ogóle powstać? Swą posadę zawdzięcza Jarosławowi Kaczyńskiemu, bo jest wyczulony na dobro kultury. Ma to znaczenie, gdyż straszy ona władzą skrajnych narodowców od jesieni. Ponoć będą powstawały filmy jedynie słuszne patriotycznie, a artyści będą ciągani po sądach za obrazę uczuć religijnych.
Nie sądzę, żeby Kaczyński na to pozwolił, jeżeli będzie miał coś do powiedzenia w przyszłym rządzie. A gdyby jednak zaszły takie sytuacje, to znajdą się dziennikarze popierający PiS, którzy się sprzeciwią kneblowi na wolność artystyczną. Ale będą żądać od twórców wyczucia polskiej racji stanu, gdy podejmują tematy historii nowszej. I unikania bluźnierstw, bo szkodzą ludziom.
A czy pani Odorowicz podoba się, że Jerzy Stuhr drwi w „Obywatelu” z katastrofy smoleńskiej, zaś film „Smoleńsk” wybitnego reżysera Antoniego Krauze nie otrzymał dofinansowania? Czy to w porządku, że Stuhr oburza się na polski antysemityzm, ale przemilcza udział Żydów w terrorze komunistycznym po wojnie, co wzbudzało niechęć Polaków do Żydów? Jak pani Agnieszka dając mu pieniądze rozumie polską rację stanu?
A co z poczuciem odpowiedzialności u pani dyrektor? Oto film „Hiszpanka” Łukasza Barczyka kosztował 25 milionów złotych. W kinie zdobył 60 581 widzów do 2 lipca 2015. Czyli klapa, gdyż Barczyk opowiadając o powstaniu wielkopolskim miał gdzieś wątek patriotyczny. Za to zajął się metempsychozą, jakby okultyzm pobudzał wtedy Polaków do walki a nie katolicyzm. A przecież największy bunt w zaborze pruskim to był strajk szkolny dzieci, którym Niemcy zabronili modlić się po polsku. Artysta ma prawo do osobistej wizji historii, lecz musi pilnować go producent aby te wizje nie poszły na marne. Pani Odorowicz wiedziała, że Barczyk będzie swoim producentem. Czyli artysta o kontrowersyjnym dorobku będzie działał bez rozumnego nadzoru. Wiedziała, ale kilka milionów dała.
Albo weźmy „Pokłosie” Władysława Pasikowskiego, oczerniające przed światem Polaków, a w Polsce budzące furię części opinii publicznej. Już mniejsza o to, czy film jest dobry, czy zły, mówi prawdę, czy nie. Natomiast na pewno dzieli Polaków. Na ten film pieniądze były, ale nie znalazły się na „Smoleńsk” bo … podzieli publiczność. Pani Agnieszka mówi pannie Agacie, że kino jest od tego, aby pobudzać debatę na najważniejsze polskie sprawy. Czemu więc wolno debatować o polskim antysemityzmie, lecz nie wolno o rozkładzie naszego państwa, co ukazała katastrofa smoleńska?
Wiele błędów można by uniknąć, gdyby dopuścić do głosu tradycyjnych patriotów. Rada PISF powinna mieć w składzie przedstawicieli prawicy narodowej. Ale nie ma, i o tym też cicho przy kawusi obu pań. Pani Agnieszka domaga się swobody dyskusji, lecz nie nie tam, gdzie miałaby praktyczne skutki dla polskiego kina. Panna Agata tego nie zauważa. Ich rozmowa w Tygodniku Powszechnym to kolejny bąk towarzystwa wzajemnej adoracji, jak to w salonowcu bywa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/260355-w-towarzystwie-wzajemnej-adoracji-dlaczego-pani-odorowicz-nie-wspomniala-ze-po-byla-przeciwna-utworzeniu-pisf-i-to-dzieki-poparciu-pis-mogl-w-ogole-powstac