Ewelina C. skazana na karę więzienia w zawieszeniu za napaść na ratowników medycznych

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Piotr Polak
fot. PAP/Piotr Polak

Na 8 miesięcy więzienia w zawieszeniu na pięć lat skazał kielecki sąd Ewelinę C., pierwszą w Polsce kobietę objętą wcześniej tzw. ustawą o bestiach, oskarżoną m.in. o naruszenie nietykalności cielesnej oraz znieważenie pielęgniarki i ratownika medycznego.

Sąd orzekł także dozór kuratora sądowego nad 27-letnią C. i zobowiązał oskarżoną do uczestnictwa w zajęciach korekcyjno-edukacyjnych. Sąd uznał, że oskarżona dokonując zarzucanych jej czynów, działała w warunkach ograniczonej poczytalności.

Wyrok nie jest prawomocny.

C. to pierwsza kobieta objęta uchwaloną w 2013 r. ustawą o obligatoryjnym leczeniu przestępców z zaburzeniami po odbyciu przez nich kary więzienia.

21 sierpnia 2014 r. C. zakończyła 6-letnią karę więzienia za próbę zabójstwa niemowlęcia i opuściła zakład karny w Lublińcu. Pod koniec czerwca 2014. r. Sąd Okręgowy w Częstochowie orzekł, iż C. jest osobą stwarzającą zagrożenie, ale nie trafi do zamkniętego ośrodka. Kobietę zobowiązano do podjęcia leczenia w poradni zdrowia psychicznego i objęto policyjnym nadzorem.

W październiku 2014 r., mieszkająca w Kielcach C. zasłabła i została przewieziona karetką pogotowia na szpitalny oddział ratunkowy (SOR) Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego. Jak relacjonowała wówczas policja, w gabinecie zabiegowym, w trakcie badań kobieta używała wyzwisk i zachowywała się agresywnie m.in. w stosunku do pielęgniarki - szarpała ją za włosy, kopnęła w brzuch, podrapała. Po zgłoszeniu incydentu na policję, do szpitala przybyli funkcjonariusze; kobietę zatrzymano.

Kielecka prokuratura postawiła jej wówczas zarzuty: naruszenia nietykalności cielesnej ratownika medycznego i pielęgniarki, spowodowania obrażeń u jednej z tych osób oraz znieważania funkcjonariuszy publicznych w związku z pełnieniem przez nich obowiązków służbowych. Pierwszy z czynów popełniła w warunkach recydywy. W akcie oskarżenia prokuratura, opierając się na opinii biegłych psychiatrów uznała, że C. w chwili dokonania zarzucanych czynów miała ograniczoną poczytalność.

Jak ustalono w sądowym postępowaniu, C. na początku pobytu na SOR zachowywała się spokojnie - wyraziła zgodę na poddanie się procedurom medycznym - pobranie krwi czy próbki moczu - nie chciała jedynie zostać w szpitalu. C. wyjaśniała przed sądem, że zachowywała się agresywnie, bo rozpoznała ją jedna z pielęgniarek i to pielęgniarki pierwsze źle ja potraktowały. Przeczyły temu zeznania innych świadków pobytu C. w lecznicy.

Sąd wydając wyrok analizował m.in. czy zachowanie pielęgniarzy jako funkcjonariuszy publicznych mieściło się w zakresie ich kompetencji i było zgodne z prawem. Badano m.in. ustawy o zawodzie pielęgniarki, lekarza, o ochronie zdrowia psychicznego, o prawach pacjenta, rozporządzenia dot. stosowania przymusu bezpośredniego wobec pacjentów.

Sąd zauważył, że „mimo iż te procedury nie były prawidłowo przeprowadzone (wobec C. - PAP), nie były one bezprawne”.

Tutaj pielęgniarze i lekarze działali w ramach przysługujących im uprawnień

— mówiła sędzia Bożena Kotwa-Surowska.

Sąd uznał, że za uchybienia można uznać zabronienie najbliższemu opiekunowi C. pobytu z oskarżoną na oddziale w sytuacji, gdy pacjentka bała się np. pobierania krwi; także gdy oskarżona pokazywała, że chce opuścić szpital - nie został o tym poinformowany lekarz.

Sędzia przypomniała opinie psychologiczne o C. wskazujące, że brak kontroli nad emocjami, niekontrolowane napady agresji u oskarżonej mają m.in. związek z faktem, iż odbiera ona niektóre zachowania jako wprost w nią wymierzone, gdy zdaje sobie sprawę, że osoby ja rozpoznają jako wcześniej skazaną.

Sąd nie zgodził się z argumentami obrony i oskarżonej, że działała w obronie koniecznej.

Nie można uznać, że działanie personelu medycznego było w tym momencie bezprawne i było nakierunkowane na wyrządzenie krzywdy oskarżonej. Personel był tam po to, by jej pomóc - zdiagnozować i ustalić, czy wymaga dalszej opieki

— podkreśliła sędzia.

Sąd uznał, że stopień winy i społecznej szkodliwości czynu zarzucanego C. był znaczny. Orzekając o winie, sąd wziął jednak pod uwagę całokształt opinii sądowo-psychiatrycznej i psychologicznej zgromadzonej w aktach sprawy, także zwianej z objęciem oskarżonej nadzorem prewencyjnym.

Niewątpliwie z tych opinii wynika, że oskarżona jest osobą chwiejną emocjonalnie, ma niski próg frustracji, jest niedojrzała emocjonalnie i nie doszło u niej do wykształcenia mechanizmów kontrolni na emocjami, a w sytuacjach stresowych reaguje agresją

— opisywała sędzia.

W opinii sądu C. działała w warunkach ograniczonej poczytalności, ale miała zachowaną zdolność do rozpoznania znaczenia czynu.

Za okoliczność łagodzącą sąd uznał też sytuację, w jakiej znajdowała się oskarżona - parę miesięcy wcześniej opuściła zakład karny, do którego trafiła na kilka lat jako młoda dziewczyna. W momencie, kiedy trafiła do szpitala, miała też miejsce jej eksmisja z domu.

Opuszczając zakład karny nie była osoba przetasowaną społecznie, musiała się nauczyć radzić sobie w pewnych sytuacjach

— uzasadniała Kotwa-Surowska.

Warunkowe zawieszenie wykonywania kary dla C. sąd argumentował m. in. opiniami psychiatrycznymi, które wskazują, że podjęcie leczenia daje szanse dla oskarżonej na funkcjonowanie w społeczeństwie.

Jak mówiła sędzia, C. podjęła się leczenia psychologicznego i nauki w szkole.

Są symptomy wskazujące, że próbuje się społecznie przystosować. Dlatego sąd uznał, że nie można na wstępie oskarżonej przekreślić, należy dać jej szansę i możliwość zafunkcjonowania w społeczeństwie

— argumentowała Kotwa-Surowska.

12
następna strona »

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych