Starano się za wszelką cenę przekonać bezpośrednich obserwatorów procesu, a także Polaków, którzy obserwowali jego przebieg w mediach, że za uprowadzeniem i śmiercią księdza Jerzego stoi wyłącznie czwórka oficerów bezpieki postawionych przed sądem w Toruniu
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Piotr Litka - dziennikarz, reporter, reżyser filmów dokumentalnych, autor filmu dokumentalnego „Jak zginął Popiełuszko” oraz filmów i artykułów o tajemniczych zgonach księży w latach osiemdziesiątych.
wPolityce.pl: Jakie były największe kłamstwa procesu zabójców księdza Jerzego Popiełuszki, który toczył się na przełomie 1984 i 1985 r. w Toruniu?
Piotr Litka: Użyłbym innego określenia, uważam, że ten proces był od początku do końca ustawiony. Pojawiło się na nim trochę prawdziwych informacji, które można pozytywnie zweryfikować, ale one były starannie reglamentowane. Natomiast bardzo dużą część faktów oraz dokumentów zatajono bądź pominięto w śledztwie, a później w procesie toruńskim.
Jakie informacje na procesie toruńskim wyróżniono?
Starano się za wszelką cenę przekonać bezpośrednich obserwatorów procesu, a także Polaków, którzy obserwowali jego przebieg w mediach, że za uprowadzeniem i śmiercią księdza Jerzego stoi wyłącznie czwórka oficerów bezpieki postawionych przed sądem w Toruniu. Przyjęta wówczas oficjalna narracja była taka: w sprawę uprowadzenia i zamordowania księdza Jerzego nie były zamieszane żadne inne osoby. Starano się również minimalizować pojawianie się przed sądem kolejnych świadków, których zeznania mogły podważyć ustalenia śledztwa.
Kogo ma pan na myśli?
Nie pojawiła się przed sądem w Toruniu jedna z sekretarek Grzegorza Piotrowskiego, Beata M., która złożyła bardzo ciekawe zeznania w śledztwie. Dotyczyły one m.in. jej spotkań i rozmów z kapitanem Piotrowskim już po uprowadzeniu księdza Popiełuszki. A jeżeli już się pojawiały jakieś osoby, jak generał Zenon Płatek, to przewodniczący składu sędzia Kujawa, tak umiejętnie przerywał tok procesu, że bardzo ważne elementy w zeznaniach wielu świadków były minimalizowane. Generał Płatek mówił chociażby o planowanym zamachu na Jana Pawła II podczas jego wizyty w Polsce w 1983 r. Podczas procesu w Toruniu starano się również umniejszać wagę zeznań funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa przez chociażby odrzucanie pytań oskarżycieli posiłkowych, mecenasów: Olszewskiego, Piesiewicza i Grabińskiego lub poprzez oddalanie pewnych pytań czy ucinanie odpowiedzi świadków. Wystarczy przejrzeć stenogramy z procesu toruńskiego, żeby przekonać się jak to wyglądało. To był teatr. Nie przesłuchano również funkcjonariuszy z bydgoskiego Wydziału „B”, którzy 19 października 1984 r. obserwowali kościół, gdzie koncelebrował Mszę i prowadził rozważania różańcowe ks. Jerzy. Oni przecież sporządzali bardzo ważne notatki z tychże obserwacji. Widzieli samochód kapitana Piotrowskiego, zmianę rejestracji, ruchy pojazdu wokół kościoła.
Nie zajęto się również zeznaniami funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej (MO) z sekcji ruchu drogowego, którzy pełnili dyżur w nocy z 19 na 20 października niedaleko tamy we Włocławku. Milicjanci ci twierdzili, że niedaleko tamy przejeżdżał tej nocy jeszcze jeden samochód, w kolorze pomarańczowym z rejestracją warszawską, jechało nim czterech mężczyzn, okazali przepustkę wolnego przejazdu, tzw. „erkę”, a więc taką samą jaką dysponował kapitan Piotrowski i jego ludzie. Nie zrobiono też żadnego eksperymentu procesowego z udziałem wspomnianych funkcjonariuszy z drogówki.
Kompletnie pominięto zeznania jednego z sanitariuszy pogotowia ratunkowego, który jechał razem z Waldemarem Chrostowskim karetką do Torunia z ośrodka w Przesieku. Chrostowski powiedział mu wówczas, że ksiądz został wyprowadzony do lasu. Ta informacja pojawiła się także w notatce, którą sporządził kapitan Mieczysław Szuba z Torunia. Informacje te uzyskał od księdza Nowakowskiego, z którym rozmawiał Waldemar Chrostowski. W zeznaniach Chrostowskiego nie ma już jednak tej informacji. Nie wyjaśniono dlaczego w pierwszej, na gorąco składanej relacji, Chrostowski powiedział, że ksiądz nie był umieszczony w bagażniku, tylko został wyprowadzony do lasu, a później jego zeznania są identyczne jak wyjaśnienia trójki porywaczy. Znaków zapytania jest więc nadal mnóstwo.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Starano się za wszelką cenę przekonać bezpośrednich obserwatorów procesu, a także Polaków, którzy obserwowali jego przebieg w mediach, że za uprowadzeniem i śmiercią księdza Jerzego stoi wyłącznie czwórka oficerów bezpieki postawionych przed sądem w Toruniu
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Piotr Litka - dziennikarz, reporter, reżyser filmów dokumentalnych, autor filmu dokumentalnego „Jak zginął Popiełuszko” oraz filmów i artykułów o tajemniczych zgonach księży w latach osiemdziesiątych.
wPolityce.pl: Jakie były największe kłamstwa procesu zabójców księdza Jerzego Popiełuszki, który toczył się na przełomie 1984 i 1985 r. w Toruniu?
Piotr Litka: Użyłbym innego określenia, uważam, że ten proces był od początku do końca ustawiony. Pojawiło się na nim trochę prawdziwych informacji, które można pozytywnie zweryfikować, ale one były starannie reglamentowane. Natomiast bardzo dużą część faktów oraz dokumentów zatajono bądź pominięto w śledztwie, a później w procesie toruńskim.
Jakie informacje na procesie toruńskim wyróżniono?
Starano się za wszelką cenę przekonać bezpośrednich obserwatorów procesu, a także Polaków, którzy obserwowali jego przebieg w mediach, że za uprowadzeniem i śmiercią księdza Jerzego stoi wyłącznie czwórka oficerów bezpieki postawionych przed sądem w Toruniu. Przyjęta wówczas oficjalna narracja była taka: w sprawę uprowadzenia i zamordowania księdza Jerzego nie były zamieszane żadne inne osoby. Starano się również minimalizować pojawianie się przed sądem kolejnych świadków, których zeznania mogły podważyć ustalenia śledztwa.
Kogo ma pan na myśli?
Nie pojawiła się przed sądem w Toruniu jedna z sekretarek Grzegorza Piotrowskiego, Beata M., która złożyła bardzo ciekawe zeznania w śledztwie. Dotyczyły one m.in. jej spotkań i rozmów z kapitanem Piotrowskim już po uprowadzeniu księdza Popiełuszki. A jeżeli już się pojawiały jakieś osoby, jak generał Zenon Płatek, to przewodniczący składu sędzia Kujawa, tak umiejętnie przerywał tok procesu, że bardzo ważne elementy w zeznaniach wielu świadków były minimalizowane. Generał Płatek mówił chociażby o planowanym zamachu na Jana Pawła II podczas jego wizyty w Polsce w 1983 r. Podczas procesu w Toruniu starano się również umniejszać wagę zeznań funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa przez chociażby odrzucanie pytań oskarżycieli posiłkowych, mecenasów: Olszewskiego, Piesiewicza i Grabińskiego lub poprzez oddalanie pewnych pytań czy ucinanie odpowiedzi świadków. Wystarczy przejrzeć stenogramy z procesu toruńskiego, żeby przekonać się jak to wyglądało. To był teatr. Nie przesłuchano również funkcjonariuszy z bydgoskiego Wydziału „B”, którzy 19 października 1984 r. obserwowali kościół, gdzie koncelebrował Mszę i prowadził rozważania różańcowe ks. Jerzy. Oni przecież sporządzali bardzo ważne notatki z tychże obserwacji. Widzieli samochód kapitana Piotrowskiego, zmianę rejestracji, ruchy pojazdu wokół kościoła.
Nie zajęto się również zeznaniami funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej (MO) z sekcji ruchu drogowego, którzy pełnili dyżur w nocy z 19 na 20 października niedaleko tamy we Włocławku. Milicjanci ci twierdzili, że niedaleko tamy przejeżdżał tej nocy jeszcze jeden samochód, w kolorze pomarańczowym z rejestracją warszawską, jechało nim czterech mężczyzn, okazali przepustkę wolnego przejazdu, tzw. „erkę”, a więc taką samą jaką dysponował kapitan Piotrowski i jego ludzie. Nie zrobiono też żadnego eksperymentu procesowego z udziałem wspomnianych funkcjonariuszy z drogówki.
Kompletnie pominięto zeznania jednego z sanitariuszy pogotowia ratunkowego, który jechał razem z Waldemarem Chrostowskim karetką do Torunia z ośrodka w Przesieku. Chrostowski powiedział mu wówczas, że ksiądz został wyprowadzony do lasu. Ta informacja pojawiła się także w notatce, którą sporządził kapitan Mieczysław Szuba z Torunia. Informacje te uzyskał od księdza Nowakowskiego, z którym rozmawiał Waldemar Chrostowski. W zeznaniach Chrostowskiego nie ma już jednak tej informacji. Nie wyjaśniono dlaczego w pierwszej, na gorąco składanej relacji, Chrostowski powiedział, że ksiądz nie był umieszczony w bagażniku, tylko został wyprowadzony do lasu, a później jego zeznania są identyczne jak wyjaśnienia trójki porywaczy. Znaków zapytania jest więc nadal mnóstwo.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/312639-co-ukryto-ws-zabojstwa-ks-popieluszki-piotr-litka-ten-proces-byl-od-poczatku-do-konca-ustawiony-nasz-wywiad