Maszynopis książki kazał Panu przekazać kardynał Karol Wojtyła.
Kiedy mieszkałem w Paryżu w klasztorze, zgłosiła do mnie pani prof. Teresa Rylska, współpracownica kardynała Karola Wojtyły, który na KUL-u kierował katedrą etyki i miał z nami różne zajęcia, głównie prowadził wykłady. Pani profesor przyjechała i powiedziała, że coś przywiozła dla mnie i szczęśliwie w czasie rewizji na granicy celnicy tego nie znaleźli. To był maszynopis napisany przez ks. Bukowińskiego, niektóre strony był napisane przez niego ręczne, autor zatytułował go „Wspomnienia do moich przyjaciół księży i do moich przyjaciół świeckich”. Zmieniłem tytuł na „Wspomnienia z Kazachstanu”, uważałem, że dzięki temu, książka zwróci na siebie uwagę. Kapłan spisując swoje wspomnienia, napisał, że są przeznaczone dla przyjaciół i lepiej, żeby ich nie wydawać, mimo to był bardzo ostrożny, niektóre rzeczy w książce były bardzo zawoalowane. Kiedy pani profesor przekazywała mi maszynopis, dodała, że kardynałowi Wojtyle bardzo zależy na wydaniu tej książki i prosi, żebym ja to zrobił, a jeżeli mi się nie uda, abym doprowadził do jej wydania.
Dorabiałem w włoskiej knajpie i z zarobionych w niej pieniądzy częściowo udało mi się sfinansować wydanie wspomnień, resztę sfinansowała drukarnia Polskiej Fundacji Kulturalnej, później spłaciłem im ten kredyt. Książka została wydrukowana w Londynie. Na okładce był człowiek w pasiaku z cierniowym krzyżem, to bardzo pasowało do życia księdza Bukowińskiego. Kiedy przekazałem książkę do druku, kardynał Wojtyła został wyniesiony na Stolicę Piotrową, wręczyłem mu ją jak już był papieżem. Kiedy kilka miesięcy później pojawiłem się w Rzymie, na Placu św. Piotra spotkałem kilku polskich biskupów i rektora KUL, o. Mieczysław Krąpiec, który powiedział mi, że wydana przeze mnie książka leży na biurku u papieża i on czytał swoim gościom jej fragmenty i mówił: „Postępujcie tak, jak Bukowiński, który był apostołem miłosierdzia”, papież wskazywał palcem i podkreślał „Tylko pamiętajcie, nie bójcie się, tak jak on się nie bał”. To miało ogromny wpływ na wzrost popularności książki, na początku nawet księża się jej bali, bo słowo Kazachstan wywoływało strach. Były to czasy, kiedy za rozpowszechnianie takiej książki można było zostać skazanym na kilka lat więzienia. Pierwsze wydanie ukazało się w niewielkim nakładzie, około tysiąca pięciuset egzemplarzy. Kolejne było w Rzymie w 1981 r., w większym nakładzie, 10 tys. egzemplarzy, w drukarni, która wydawała również rzeczy dla Watykanu. Książka była przełomem w psychice wielu ludzi, również kapłanów, którzy się dowiedzieli o kapłanach, którzy tam apostołowali.
Ks. Bukowiński nie był jedynym apostołem w Sowietach.
Wraz z ks. Kuczyńskim i ks. Rzepeckim tworzył trójkę wielkich przyjaciół na całe życie. Wiedli męczeńskie życie, z tej trójki ks. Bukowiński siedział w sowieckim łagrze najkrócej, bo trzynaście lat, ks. Rzepecki piętnaście lat, a ks. Kuczyński osiemnaście lat. Męstwo ks. Bukowińskiego polegało również na tym, że tak jak o. Kolbe dobrowolnie poszedł na pewną śmierć za innych. Uniknął egzekucji w więzieniu pińskim, kiedy Sowieci 23 czerwca 1941 r. rozstrzeliwali więźniów, żeby ich nie transportować na wschód, pod wpływem zabijanych tam więźniów padł, leżał wśród trupów i udzielał im ostatniego namaszczenia.
Później uniknął śmierci z rąk Ukraińców.
Ale o tym praktycznie nie mówił. Na przełomie 1944/1945 r., kiedy były ogromne wywózki na wschód, wychodził na dworzec w Łucku i wrzucał paczki do wagonów, świadomie sprowokował swoje aresztowanie za przekazywanie paczek i Pisma świętego, żeby dalej być duszpasterzem swoich wiernych. Został skazany na dziesięć lat łagrów, siedział w różnych miejscach, m.in. w kopalni miedzi, gdzie w temperaturze 4 stopni pracował przez dwa lata czterysta pod ziemią, a nocami spowiadał i podtrzymywał na duchu więźniów. Kiedy go wypuszczono, kazano mu wyjeżdżać do Polski, nie chciał, więc postawiono go przed sowieckim sądem i uznano go za szpiega Watykanu. NKWD nie mieściło się w głowie, że ktoś nie chce uciec z sowieckiego raju. Skazano go za szpiegostwo na śmieszną karę, na dwa lata więzienia. Potem siedział w obozie dla tzw. „religioźników”, czyli więźniów religijnych, gdzie byli sami księża, powiedział, że to był najszczęśliwszy okres w jego życiu. Całe jego życie było misją. Kiedy wybuchł strajk w kopalni, w której więźniowie w nieludzkich wykonywali narzucane normy, więźniowie się zbuntowali. W tamtych czasach bunty w łagrach kończyły się rozjechaniem przez dywizję pancerną, tak było w łagrze sąsiadującym z kopalnią i ta sama dywizja została przerzucona, żeby spacyfikować ich obóz. Ks. Bukowiński pomógł napisać strajkującym postulaty, kiedy przyjechało NKWD, funkcjonariusze sowieckiej bezpieki zobaczyli, że w obozie był niesłychany porządek, ponieważ ks. Bukowiński wykorzystał strajk do modlitw. Kiedy generał NKWD zobaczył obóz, który miał pacyfikować, czyli strzelać z czołgów do 60 tysięcy ludzi, usłyszał od więźniów, że jeżeli władze nie uznają ich za „zeków” tylko za „roboczych” to oni zaraz wracają do pracy. Strajk zakończył się i nikt nie był represjonowany, to było ewenementem. Strajkujący zawdzięczali to ks. Bukowińskiemu.
Kapłan mógł wrócić do Polski, ale wolał zostać wśród wiernych.
Był zapraszany przez kardynała Wojtyłę, który go gościł i spotykał dziesiątki razy. Kardynał go bardzo uważnie słuchał i już wtedy uważał go za świętego człowieka. Kiedy ks. Bukowiński przyjechał do Polski po raz drugi w 1969 r., kardynał Wojtyła nakłonił go do spisania świadectwa swojego życia. W 1977 r. kardynał zdecydował, że należy wszystko ujawnić. To już było po śmierci ks. Bukowińskiego.
Dlaczego kardynał Wojtyła właśnie do Pana zwrócił się z prośbą o wydanie wspomnień ks. Bukowińskiego? Nie był Pan jeszcze wydawcą.
To było coś niezwykłego i nieoczekiwanego. Wielokrotnie się zastanawiałem dlaczego taka była decyzja kardynała Karola Wojtyły. Nie byłem wtedy wydawcą, chociaż wcześniej wydałem w formie książkowej dwa numery podziemnego kwartalnika „Spotkania”. Byłem zszokowany, kiedy dostałem propozycję wydania wspomnień ks. Bukowińskiego od kardynała Wojtyły. Chodziłem na jego wykłady, zdawałem egzaminy u jego asystentów, potem się dowiedziałem, że przez cztery lata otrzymywałem ufundowane przez niego prywatne stypendium. Od wydania wspomnień ks. Bukowińskiego rozpoczęła się moja przygoda wydawnicza.
Rozmawiał Tomasz Plaskota.
Książkę można kupić w naszej portalowej księgarni „wSklepiku.pl”!
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Maszynopis książki kazał Panu przekazać kardynał Karol Wojtyła.
Kiedy mieszkałem w Paryżu w klasztorze, zgłosiła do mnie pani prof. Teresa Rylska, współpracownica kardynała Karola Wojtyły, który na KUL-u kierował katedrą etyki i miał z nami różne zajęcia, głównie prowadził wykłady. Pani profesor przyjechała i powiedziała, że coś przywiozła dla mnie i szczęśliwie w czasie rewizji na granicy celnicy tego nie znaleźli. To był maszynopis napisany przez ks. Bukowińskiego, niektóre strony był napisane przez niego ręczne, autor zatytułował go „Wspomnienia do moich przyjaciół księży i do moich przyjaciół świeckich”. Zmieniłem tytuł na „Wspomnienia z Kazachstanu”, uważałem, że dzięki temu, książka zwróci na siebie uwagę. Kapłan spisując swoje wspomnienia, napisał, że są przeznaczone dla przyjaciół i lepiej, żeby ich nie wydawać, mimo to był bardzo ostrożny, niektóre rzeczy w książce były bardzo zawoalowane. Kiedy pani profesor przekazywała mi maszynopis, dodała, że kardynałowi Wojtyle bardzo zależy na wydaniu tej książki i prosi, żebym ja to zrobił, a jeżeli mi się nie uda, abym doprowadził do jej wydania.
Dorabiałem w włoskiej knajpie i z zarobionych w niej pieniądzy częściowo udało mi się sfinansować wydanie wspomnień, resztę sfinansowała drukarnia Polskiej Fundacji Kulturalnej, później spłaciłem im ten kredyt. Książka została wydrukowana w Londynie. Na okładce był człowiek w pasiaku z cierniowym krzyżem, to bardzo pasowało do życia księdza Bukowińskiego. Kiedy przekazałem książkę do druku, kardynał Wojtyła został wyniesiony na Stolicę Piotrową, wręczyłem mu ją jak już był papieżem. Kiedy kilka miesięcy później pojawiłem się w Rzymie, na Placu św. Piotra spotkałem kilku polskich biskupów i rektora KUL, o. Mieczysław Krąpiec, który powiedział mi, że wydana przeze mnie książka leży na biurku u papieża i on czytał swoim gościom jej fragmenty i mówił: „Postępujcie tak, jak Bukowiński, który był apostołem miłosierdzia”, papież wskazywał palcem i podkreślał „Tylko pamiętajcie, nie bójcie się, tak jak on się nie bał”. To miało ogromny wpływ na wzrost popularności książki, na początku nawet księża się jej bali, bo słowo Kazachstan wywoływało strach. Były to czasy, kiedy za rozpowszechnianie takiej książki można było zostać skazanym na kilka lat więzienia. Pierwsze wydanie ukazało się w niewielkim nakładzie, około tysiąca pięciuset egzemplarzy. Kolejne było w Rzymie w 1981 r., w większym nakładzie, 10 tys. egzemplarzy, w drukarni, która wydawała również rzeczy dla Watykanu. Książka była przełomem w psychice wielu ludzi, również kapłanów, którzy się dowiedzieli o kapłanach, którzy tam apostołowali.
Ks. Bukowiński nie był jedynym apostołem w Sowietach.
Wraz z ks. Kuczyńskim i ks. Rzepeckim tworzył trójkę wielkich przyjaciół na całe życie. Wiedli męczeńskie życie, z tej trójki ks. Bukowiński siedział w sowieckim łagrze najkrócej, bo trzynaście lat, ks. Rzepecki piętnaście lat, a ks. Kuczyński osiemnaście lat. Męstwo ks. Bukowińskiego polegało również na tym, że tak jak o. Kolbe dobrowolnie poszedł na pewną śmierć za innych. Uniknął egzekucji w więzieniu pińskim, kiedy Sowieci 23 czerwca 1941 r. rozstrzeliwali więźniów, żeby ich nie transportować na wschód, pod wpływem zabijanych tam więźniów padł, leżał wśród trupów i udzielał im ostatniego namaszczenia.
Później uniknął śmierci z rąk Ukraińców.
Ale o tym praktycznie nie mówił. Na przełomie 1944/1945 r., kiedy były ogromne wywózki na wschód, wychodził na dworzec w Łucku i wrzucał paczki do wagonów, świadomie sprowokował swoje aresztowanie za przekazywanie paczek i Pisma świętego, żeby dalej być duszpasterzem swoich wiernych. Został skazany na dziesięć lat łagrów, siedział w różnych miejscach, m.in. w kopalni miedzi, gdzie w temperaturze 4 stopni pracował przez dwa lata czterysta pod ziemią, a nocami spowiadał i podtrzymywał na duchu więźniów. Kiedy go wypuszczono, kazano mu wyjeżdżać do Polski, nie chciał, więc postawiono go przed sowieckim sądem i uznano go za szpiega Watykanu. NKWD nie mieściło się w głowie, że ktoś nie chce uciec z sowieckiego raju. Skazano go za szpiegostwo na śmieszną karę, na dwa lata więzienia. Potem siedział w obozie dla tzw. „religioźników”, czyli więźniów religijnych, gdzie byli sami księża, powiedział, że to był najszczęśliwszy okres w jego życiu. Całe jego życie było misją. Kiedy wybuchł strajk w kopalni, w której więźniowie w nieludzkich wykonywali narzucane normy, więźniowie się zbuntowali. W tamtych czasach bunty w łagrach kończyły się rozjechaniem przez dywizję pancerną, tak było w łagrze sąsiadującym z kopalnią i ta sama dywizja została przerzucona, żeby spacyfikować ich obóz. Ks. Bukowiński pomógł napisać strajkującym postulaty, kiedy przyjechało NKWD, funkcjonariusze sowieckiej bezpieki zobaczyli, że w obozie był niesłychany porządek, ponieważ ks. Bukowiński wykorzystał strajk do modlitw. Kiedy generał NKWD zobaczył obóz, który miał pacyfikować, czyli strzelać z czołgów do 60 tysięcy ludzi, usłyszał od więźniów, że jeżeli władze nie uznają ich za „zeków” tylko za „roboczych” to oni zaraz wracają do pracy. Strajk zakończył się i nikt nie był represjonowany, to było ewenementem. Strajkujący zawdzięczali to ks. Bukowińskiemu.
Kapłan mógł wrócić do Polski, ale wolał zostać wśród wiernych.
Był zapraszany przez kardynała Wojtyłę, który go gościł i spotykał dziesiątki razy. Kardynał go bardzo uważnie słuchał i już wtedy uważał go za świętego człowieka. Kiedy ks. Bukowiński przyjechał do Polski po raz drugi w 1969 r., kardynał Wojtyła nakłonił go do spisania świadectwa swojego życia. W 1977 r. kardynał zdecydował, że należy wszystko ujawnić. To już było po śmierci ks. Bukowińskiego.
Dlaczego kardynał Wojtyła właśnie do Pana zwrócił się z prośbą o wydanie wspomnień ks. Bukowińskiego? Nie był Pan jeszcze wydawcą.
To było coś niezwykłego i nieoczekiwanego. Wielokrotnie się zastanawiałem dlaczego taka była decyzja kardynała Karola Wojtyły. Nie byłem wtedy wydawcą, chociaż wcześniej wydałem w formie książkowej dwa numery podziemnego kwartalnika „Spotkania”. Byłem zszokowany, kiedy dostałem propozycję wydania wspomnień ks. Bukowińskiego od kardynała Wojtyły. Chodziłem na jego wykłady, zdawałem egzaminy u jego asystentów, potem się dowiedziałem, że przez cztery lata otrzymywałem ufundowane przez niego prywatne stypendium. Od wydania wspomnień ks. Bukowińskiego rozpoczęła się moja przygoda wydawnicza.
Rozmawiał Tomasz Plaskota.
Książkę można kupić w naszej portalowej księgarni „wSklepiku.pl”!
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/308049-nasz-wywiad-piotr-jeglinski-o-historii-ks-bukowinskiego-to-kard-wojtyla-prosil-o-wydanie-jego-wspomnien?strona=2