Jestem po lekturze manifestów, pod którymi podpisał się były urzędnik kurii rzymskiej, Polak jeszcze obecnie ksiądz Krzysztof Charamsa. Dokonał on spektakularnego ujawnienia swojego związku gejowskiego i zaatakował Kościół Katolicki. Teksty te, zamieszczone w „Gazecie Wyborczej” (numery z 3 i 4 października) są w mojej ocenie wyjątkowo agresywne. Podobnie agresywnie wypowiada się w mediach jako człowiek, do niedawna działający istotnych strukturach Kościoła Katolickiego, które teraz atakuje.
Uderza mnie jedno - owa napastliwość nie nosi w sobie cech spontaniczności. Sprawia wrażenie uczestniczenia w starannie opracowanej przez fachowców kampanii medialnej, która ma za zadanie osiągnąć cele wyznaczone przez szerszą zbiorowość.
Zarówno słowa, gesty, jak i przewidziany ciąg zdarzeń, stanowią spójny przekaz propagandowy. Intelektualnie dość prymitywny i łatwy do rozszyfrowania, ale potencjalnie skuteczny. Nakierowany jest na budowanie prostackich skojarzeń w podświadomości. Jako przykład można podać świadomie, wielokrotnie powtarzane przez Charamsę stwierdzenie, iż jest on „byłym urzędnikiem watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary - byłej świętej inkwizycji”. Samo w sobie stwierdzenie nie wnosi nic do sprawy, ale uporczywie powtarzane, skłania słuchacza do podświadomego przyjęcia tezy, że w Kościele nadal działa święta inkwizycja. Kolejnym do znudzenia powtarzanym przez Charamsę „zaklęciem” jest przypisywanie Kościołowi Katolickiemu homofobii i nienawiści okazywanej środowiskom homoseksualnym. Teza przedstawiana jest w taki sposób, jakby jej oczywistość była dla każdego jasna i nie domagała się dowodów. Dlatego medialny bohater nie fatyguje się, by przytaczać przykłady owej nienawiści i homofobii, (czyli neurotycznego lęku przed homoseksualistami) nawet ze swojego jakby się mogło wydawać interesującego doświadczenia.
Obecny w wypowiedziach ton silnej presji ideologicznej, ma na celu nie tyle przytoczenie faktów, co wywołanie zmiany w mentalności słuchacza. Poprzez zręczne manipulowanie językiem i wybiórcze przytaczanie elementów doktryny chrześcijańskiej, budowany jest obraz Kościoła jako potwora, którego zamysłem jest duszenie ludzkiej wolności. Charamsa przedstawia listę żądań fundamentalnych zmian w naszych przekonaniach, języku, prawie i obyczajach. Nie waha się zaatakować Biblii oraz zasad, na których zbudowana jest moralność pokoleń Europejczyków, podważa uznane autorytety, w tym Jana Pawła II.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Jestem po lekturze manifestów, pod którymi podpisał się były urzędnik kurii rzymskiej, Polak jeszcze obecnie ksiądz Krzysztof Charamsa. Dokonał on spektakularnego ujawnienia swojego związku gejowskiego i zaatakował Kościół Katolicki. Teksty te, zamieszczone w „Gazecie Wyborczej” (numery z 3 i 4 października) są w mojej ocenie wyjątkowo agresywne. Podobnie agresywnie wypowiada się w mediach jako człowiek, do niedawna działający istotnych strukturach Kościoła Katolickiego, które teraz atakuje.
Uderza mnie jedno - owa napastliwość nie nosi w sobie cech spontaniczności. Sprawia wrażenie uczestniczenia w starannie opracowanej przez fachowców kampanii medialnej, która ma za zadanie osiągnąć cele wyznaczone przez szerszą zbiorowość.
Zarówno słowa, gesty, jak i przewidziany ciąg zdarzeń, stanowią spójny przekaz propagandowy. Intelektualnie dość prymitywny i łatwy do rozszyfrowania, ale potencjalnie skuteczny. Nakierowany jest na budowanie prostackich skojarzeń w podświadomości. Jako przykład można podać świadomie, wielokrotnie powtarzane przez Charamsę stwierdzenie, iż jest on „byłym urzędnikiem watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary - byłej świętej inkwizycji”. Samo w sobie stwierdzenie nie wnosi nic do sprawy, ale uporczywie powtarzane, skłania słuchacza do podświadomego przyjęcia tezy, że w Kościele nadal działa święta inkwizycja. Kolejnym do znudzenia powtarzanym przez Charamsę „zaklęciem” jest przypisywanie Kościołowi Katolickiemu homofobii i nienawiści okazywanej środowiskom homoseksualnym. Teza przedstawiana jest w taki sposób, jakby jej oczywistość była dla każdego jasna i nie domagała się dowodów. Dlatego medialny bohater nie fatyguje się, by przytaczać przykłady owej nienawiści i homofobii, (czyli neurotycznego lęku przed homoseksualistami) nawet ze swojego jakby się mogło wydawać interesującego doświadczenia.
Obecny w wypowiedziach ton silnej presji ideologicznej, ma na celu nie tyle przytoczenie faktów, co wywołanie zmiany w mentalności słuchacza. Poprzez zręczne manipulowanie językiem i wybiórcze przytaczanie elementów doktryny chrześcijańskiej, budowany jest obraz Kościoła jako potwora, którego zamysłem jest duszenie ludzkiej wolności. Charamsa przedstawia listę żądań fundamentalnych zmian w naszych przekonaniach, języku, prawie i obyczajach. Nie waha się zaatakować Biblii oraz zasad, na których zbudowana jest moralność pokoleń Europejczyków, podważa uznane autorytety, w tym Jana Pawła II.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/267759-charamsie-nie-chodzi-o-tolerancje-ale-o-narzucenie-swojej-wizji-moralnosci