Niezwykle szczera i gorzka okazała się ostatnia rozmowa ambasadora Lipskiego z Goeringiem w sierpniu. Sprowadziła się do wzajemnych wyrzutów i pretensji. „Nam nie chodzi o Gdańsk, ale o wasz sojusz z Anglią” – tłumaczył Goering decyzję Hitlera o rozpoczęciu wojny z Polską. Już tylko teatralnym gestem było wysłanie ambasadorowi zaproszeń na wrześniowy zjazd NSDAP w Norymberdze oraz jesienne polowania z Goeringiem
— mówi autor książki „Taniec z Hitlerem. Kontakty polsko-niemieckie 1930-1939” Radosław Golec w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
wPolityce.pl: Przekonuje Pan, że w 6-letnim okresie poprzedzającym wybuch II wojny światowej stosunki między Polską a Niemcami były jak najbardziej poprawne. Z czyjej inicjatyw je rozpoczęto?
Radosław Golec: Inicjatorem zbliżenia polsko–niemieckiego po dojściu nazistów do władzy był marszałek Piłsudski. Podobała mu się niechęć Hitlera do tradycyjnie wrogich Polsce, pruskich, wielkich właścicieli ziemskich zwanych junkrami. Ponadto imponowało mu jawnie anty-bolszewickie nastawienie przyszłego wodza Trzeciej Rzeszy. Przed 1933 rokiem naziści zapewniali Piłsudskiego, że ich antypolska retoryka jest tylko grą „pod publiczkę”. Twierdzili, że ich nastawienie do wschodniego sąsiada zmieni się, gdy tylko zdobędą władzę w Niemczech.
Kontakty, do momentu podpisania paktu o nieagresji w styczniu 1934 roku, ograniczały się w zasadzie do rozmów dyplomatycznych. Potem ich zakres rozszerzył się na wiele dziedzin życia. Do Polski przyjeżdżali najważniejsi funkcjonariusze reżimu Hitlera z Goebbelsem, Goeringiem i Himmlerem na czele. Polowali z Białowieży, wygłaszali wykłady i zwiedzali polskie zabytki kultury.
Do spotkania marszałka Józefa Piłsudskiego z kanclerzem III Rzeszy jednak nie doszło.
Hitler wyraził chęć spotkania z Piłsudskim, ten jednak zręcznie odmówił, tłumacząc się „problemami technicznymi”. Trzecią Rzeszę rewizytowali także polscy politycy m.in.: Józef Beck, jego wiceministrowie, minister sprawiedliwości Grabowski. Ten ostatni wydawał się bardzo zauroczony Hitlerem.
Jaka wyglądały stosunki Polski z Niemcami w czasie Republiki Weimarskiej (1919-1933) i w latach trzydziestych z III Rzeszą?
Polityka Republiki Weimarskiej była jawnie wroga w stosunku do Polski, więc o przyjaznych stosunkach w ogóle nie mogło być mowy. II RP nazywana była wówczas w Niemczech „bękartem traktatu wersalskiego”. Potem w czasie wojny tego określenia używali także ludzie Stalina. Do tego ciągnęła się latami polsko-niemiecka wojna celna. W takich warunkach rozwijanie dobrosąsiedzkich relacji było niemożliwe.
Na czym polegał tytułowy „taniec z Hitlerem”?
Kontakty dyplomatyczne przypominają taniec w parze. Partnerzy czasami odsuwają się od siebie, a czasami przytulają. Krok lub gest jednego z nich jest wywołuje odpowiednie reakcje drugiego. Wydaje mi się, że władze sanacyjne w latach trzydziestych prowadziły swoisty „taniec z Hitlerem”. Wiceminister Szembek nazwał to „polityką huśtawki”. Przypominało to trochę karmienie tygrysa przez kraty w klatce. Karmiący musi uważać, żeby drapieżnik nie odgryzł mu ręki. W tym przypadku, na koniec kraty odpadły, a tygrys zjadł swojego sprzymierzeńca.
Zdziwiło mnie, że kontakty był tak szerokie. Były na szczeblu politycznym i dyplomatycznym, ale również między służbami mundurowymi, siłami zbrojnymi i grupami zawodowymi. Może pan coś więcej opowiedzieć o tych kontaktach?
Aktywnie rozwijała się współpraca służb policyjnych. Dużą tu rolę odegrały dobre, bliskie relacje ówczesnego Komendanta Policji Państwowej Kordiana Zamorskiego z szefem niemieckiej Policji Porządkowej (Orpo) Kurtem Daluege. Z inicjatywy Himmlera powołano też polsko – niemiecką grupę do zwalczania komunistów i ukraińskich terrorystów. W jej skład wchodzili oficerowie Gestapo i urzędnicy polskiego MSW. Pomimo odwiecznej niechęci doszło także do kontaktów oficerów polskiej armii z ich niemieckimi odpowiednikami. Wizytowali oni niemieckie instalacje wojskowe. W 1935 roku późniejszy bohater kampanii wrześniowej gen. Kutrzeba obserwował manewry wojskowe Wehrmachtu. W tym samym roku Polskie niszczyciele „Wicher” i „Burza” wpłynęły natomiast z kurtuazyjną wizytą do portu w Kilonii.
Aktywnie współpracowali prawnicy. Tworzono polsko–niemieckie grupy, które pracowały nad możliwym ujednoliceniem prawa obu krajów. Delegacjom nazistowskich prawników, które przyjeżdżały do Polski przewodniczył Hans Frank, przyszły zbrodniarz i Gubernator Generalny okupowanej części naszego kraju.
Czytaj dalej na następnej stronie ==>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Niezwykle szczera i gorzka okazała się ostatnia rozmowa ambasadora Lipskiego z Goeringiem w sierpniu. Sprowadziła się do wzajemnych wyrzutów i pretensji. „Nam nie chodzi o Gdańsk, ale o wasz sojusz z Anglią” – tłumaczył Goering decyzję Hitlera o rozpoczęciu wojny z Polską. Już tylko teatralnym gestem było wysłanie ambasadorowi zaproszeń na wrześniowy zjazd NSDAP w Norymberdze oraz jesienne polowania z Goeringiem
— mówi autor książki „Taniec z Hitlerem. Kontakty polsko-niemieckie 1930-1939” Radosław Golec w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
wPolityce.pl: Przekonuje Pan, że w 6-letnim okresie poprzedzającym wybuch II wojny światowej stosunki między Polską a Niemcami były jak najbardziej poprawne. Z czyjej inicjatyw je rozpoczęto?
Radosław Golec: Inicjatorem zbliżenia polsko–niemieckiego po dojściu nazistów do władzy był marszałek Piłsudski. Podobała mu się niechęć Hitlera do tradycyjnie wrogich Polsce, pruskich, wielkich właścicieli ziemskich zwanych junkrami. Ponadto imponowało mu jawnie anty-bolszewickie nastawienie przyszłego wodza Trzeciej Rzeszy. Przed 1933 rokiem naziści zapewniali Piłsudskiego, że ich antypolska retoryka jest tylko grą „pod publiczkę”. Twierdzili, że ich nastawienie do wschodniego sąsiada zmieni się, gdy tylko zdobędą władzę w Niemczech.
Kontakty, do momentu podpisania paktu o nieagresji w styczniu 1934 roku, ograniczały się w zasadzie do rozmów dyplomatycznych. Potem ich zakres rozszerzył się na wiele dziedzin życia. Do Polski przyjeżdżali najważniejsi funkcjonariusze reżimu Hitlera z Goebbelsem, Goeringiem i Himmlerem na czele. Polowali z Białowieży, wygłaszali wykłady i zwiedzali polskie zabytki kultury.
Do spotkania marszałka Józefa Piłsudskiego z kanclerzem III Rzeszy jednak nie doszło.
Hitler wyraził chęć spotkania z Piłsudskim, ten jednak zręcznie odmówił, tłumacząc się „problemami technicznymi”. Trzecią Rzeszę rewizytowali także polscy politycy m.in.: Józef Beck, jego wiceministrowie, minister sprawiedliwości Grabowski. Ten ostatni wydawał się bardzo zauroczony Hitlerem.
Jaka wyglądały stosunki Polski z Niemcami w czasie Republiki Weimarskiej (1919-1933) i w latach trzydziestych z III Rzeszą?
Polityka Republiki Weimarskiej była jawnie wroga w stosunku do Polski, więc o przyjaznych stosunkach w ogóle nie mogło być mowy. II RP nazywana była wówczas w Niemczech „bękartem traktatu wersalskiego”. Potem w czasie wojny tego określenia używali także ludzie Stalina. Do tego ciągnęła się latami polsko-niemiecka wojna celna. W takich warunkach rozwijanie dobrosąsiedzkich relacji było niemożliwe.
Na czym polegał tytułowy „taniec z Hitlerem”?
Kontakty dyplomatyczne przypominają taniec w parze. Partnerzy czasami odsuwają się od siebie, a czasami przytulają. Krok lub gest jednego z nich jest wywołuje odpowiednie reakcje drugiego. Wydaje mi się, że władze sanacyjne w latach trzydziestych prowadziły swoisty „taniec z Hitlerem”. Wiceminister Szembek nazwał to „polityką huśtawki”. Przypominało to trochę karmienie tygrysa przez kraty w klatce. Karmiący musi uważać, żeby drapieżnik nie odgryzł mu ręki. W tym przypadku, na koniec kraty odpadły, a tygrys zjadł swojego sprzymierzeńca.
Zdziwiło mnie, że kontakty był tak szerokie. Były na szczeblu politycznym i dyplomatycznym, ale również między służbami mundurowymi, siłami zbrojnymi i grupami zawodowymi. Może pan coś więcej opowiedzieć o tych kontaktach?
Aktywnie rozwijała się współpraca służb policyjnych. Dużą tu rolę odegrały dobre, bliskie relacje ówczesnego Komendanta Policji Państwowej Kordiana Zamorskiego z szefem niemieckiej Policji Porządkowej (Orpo) Kurtem Daluege. Z inicjatywy Himmlera powołano też polsko – niemiecką grupę do zwalczania komunistów i ukraińskich terrorystów. W jej skład wchodzili oficerowie Gestapo i urzędnicy polskiego MSW. Pomimo odwiecznej niechęci doszło także do kontaktów oficerów polskiej armii z ich niemieckimi odpowiednikami. Wizytowali oni niemieckie instalacje wojskowe. W 1935 roku późniejszy bohater kampanii wrześniowej gen. Kutrzeba obserwował manewry wojskowe Wehrmachtu. W tym samym roku Polskie niszczyciele „Wicher” i „Burza” wpłynęły natomiast z kurtuazyjną wizytą do portu w Kilonii.
Aktywnie współpracowali prawnicy. Tworzono polsko–niemieckie grupy, które pracowały nad możliwym ujednoliceniem prawa obu krajów. Delegacjom nazistowskich prawników, które przyjeżdżały do Polski przewodniczył Hans Frank, przyszły zbrodniarz i Gubernator Generalny okupowanej części naszego kraju.
Czytaj dalej na następnej stronie ==>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/364463-nasz-wywiad-golec-w-latach-trzydziestych-polska-polityka-wobec-niemiec-przypominala-karmienie-tygrysa-przez-kraty?strona=1