Przyszedł do mojej parafii na Żoliborzu w 1981 r. Dowiedziałam się o tym od sąsiadek. Powiedziały mi: pani Aniu zaczęła pani studia, a do nas do parafii przyszedł ksiądz ze wsi, co prawda jest niewyględny, ale pięknie mówi. Zaintrygowało mnie to, że one się przełamały i porozmawiały ze mną, bo wtedy sąsiedzi rzadko ze sobą rozmawiali
— mówi inicjatorka wspólnoty modlitewnej Misjonarze Błogosławionego księdza Jerzego, dziennikarka i filmowiec Anna Pietraszek
wPolityce.pl: Znała pani księdza Jerzego Popiełuszkę. Jak wpłynął na pani życie?
Anna Pietraszek: Ksiądz Popiełuszko ukształtował całe moje życie osobiste i zawodowe. Był moim najważniejszym profesorem dziennikarstwa. Chciałam studiować dziennikarstwo, ale nie miałam możliwości studiować. Ponieważ żeby dostać się na ten kierunek trzeba było mieć polecenie podstawowej organizacji partyjnej z redakcji, w której się pracowało. A z kolei, żeby dostać stałą pracę należało być albo działaczem partyjnym albo mieć polecenie esbeków. Nie mogłam nawet marzyć, żeby być niezależną dziennikarką. Do egzaminów wstępnych na studia dziennikarskie dopuszczono mnie dopiero, kiedy powstała „Solidarność”. Chociaż już wcześniej jako freelancerka robiłam filmy, ale nie byłam zatrudniona w żadnej redakcji. W 1981 r. wydawało mi się, że ta wolność jest i będzie jeszcze większa.
Kiedy poznała pani księdza Jerzego?
Przyszedł do mojej parafii na Żoliborzu w 1981 r. Dowiedziałam się o tym od sąsiadek. Powiedziały mi: pani Aniu zaczęła pani studia, a do nas do parafii przyszedł ksiądz ze wsi, co prawda jest niewyględny, ale pięknie mówi. Zaintrygowało mnie to, że one się przełamały i porozmawiały ze mną, bo wtedy sąsiedzi rzadko ze sobą rozmawiali. Bali się, nie wiedzieli kto naprawdę jest kim. Poszłam do kościoła wyłącznie z ciekawości. Kiedy usłyszałam słowa ks. Jerzego wrosłam w ziemię.
Co pani czuła?
Od pierwszego kazania poczułam, że jestem kimś bardzo ważnym jako człowiek, jako osoba. Dziś po wielu latach wiem, że ksiądz Jerzy uświadomił mi poczucie mojej własnej godności jako Polki.
Byłam zdumiona, że mówi prostym językiem. Zaskoczyło mnie to, że tak samo myśli i czuje jak mówi. Nie buduje zdań na pokaz, tylko mówi od siebie. Mówi prawdę. Przyszło mi zdawać pierwszą sesję na studiach w stanie wojennym. Gdyby nie było ks. Jerzego nie wiem co by było.
Dlaczego?
Nie miałam pracy, nie było żadnych możliwości realizacji filmów, bo do telewizji mnie nie wpuszczano przez całe lata osiemdziesiąte. Ponieważ znałam biegle język rosyjski otrzymałam od koleżanki ze studiów propozycję pracy. Powiedziała, że jest bardzo lukratywny etat depeszowca w „Trybunie Ludu”. Byłam właściwie bez wyjścia. Miałam do wyboru iść do kolejki po paczki albo do pracy w „Trybunie Ludu”, posypiać na kanapie i odbierać depesze, jakby z Moskwy przyszło coś bardzo ważnego miałam budzić naczelnego. Znalazłam się w potrzasku. Zastanawiałam się, co zrobić, poszłam na Mszę św., żeby przemodlić sprawę. Decyzję miałam podjąć w poniedziałek, ale wydawało mi się, że trzeba brać ten etat. Usłyszałam jednak słowa ks. Jerzego, że nie można sprzedawać godności człowieka za miskę soczewicy. Po tych słowach poczułam się uszczęśliwiona, bo to wtedy odczułam w pełni co znaczy słowo „wolność”, że jestem wolnym człowiekiem i mogę wybierać i mogę odmówić, byłam przekonana, że to nie pieniądze będą decydowały o moim życiu ani o tym kim będę. Słowa księdza Jerzego ustawiły mnie na całe życie.
Czytaj dalej na następnej stronie ==>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Przyszedł do mojej parafii na Żoliborzu w 1981 r. Dowiedziałam się o tym od sąsiadek. Powiedziały mi: pani Aniu zaczęła pani studia, a do nas do parafii przyszedł ksiądz ze wsi, co prawda jest niewyględny, ale pięknie mówi. Zaintrygowało mnie to, że one się przełamały i porozmawiały ze mną, bo wtedy sąsiedzi rzadko ze sobą rozmawiali
— mówi inicjatorka wspólnoty modlitewnej Misjonarze Błogosławionego księdza Jerzego, dziennikarka i filmowiec Anna Pietraszek
wPolityce.pl: Znała pani księdza Jerzego Popiełuszkę. Jak wpłynął na pani życie?
Anna Pietraszek: Ksiądz Popiełuszko ukształtował całe moje życie osobiste i zawodowe. Był moim najważniejszym profesorem dziennikarstwa. Chciałam studiować dziennikarstwo, ale nie miałam możliwości studiować. Ponieważ żeby dostać się na ten kierunek trzeba było mieć polecenie podstawowej organizacji partyjnej z redakcji, w której się pracowało. A z kolei, żeby dostać stałą pracę należało być albo działaczem partyjnym albo mieć polecenie esbeków. Nie mogłam nawet marzyć, żeby być niezależną dziennikarką. Do egzaminów wstępnych na studia dziennikarskie dopuszczono mnie dopiero, kiedy powstała „Solidarność”. Chociaż już wcześniej jako freelancerka robiłam filmy, ale nie byłam zatrudniona w żadnej redakcji. W 1981 r. wydawało mi się, że ta wolność jest i będzie jeszcze większa.
Kiedy poznała pani księdza Jerzego?
Przyszedł do mojej parafii na Żoliborzu w 1981 r. Dowiedziałam się o tym od sąsiadek. Powiedziały mi: pani Aniu zaczęła pani studia, a do nas do parafii przyszedł ksiądz ze wsi, co prawda jest niewyględny, ale pięknie mówi. Zaintrygowało mnie to, że one się przełamały i porozmawiały ze mną, bo wtedy sąsiedzi rzadko ze sobą rozmawiali. Bali się, nie wiedzieli kto naprawdę jest kim. Poszłam do kościoła wyłącznie z ciekawości. Kiedy usłyszałam słowa ks. Jerzego wrosłam w ziemię.
Co pani czuła?
Od pierwszego kazania poczułam, że jestem kimś bardzo ważnym jako człowiek, jako osoba. Dziś po wielu latach wiem, że ksiądz Jerzy uświadomił mi poczucie mojej własnej godności jako Polki.
Byłam zdumiona, że mówi prostym językiem. Zaskoczyło mnie to, że tak samo myśli i czuje jak mówi. Nie buduje zdań na pokaz, tylko mówi od siebie. Mówi prawdę. Przyszło mi zdawać pierwszą sesję na studiach w stanie wojennym. Gdyby nie było ks. Jerzego nie wiem co by było.
Dlaczego?
Nie miałam pracy, nie było żadnych możliwości realizacji filmów, bo do telewizji mnie nie wpuszczano przez całe lata osiemdziesiąte. Ponieważ znałam biegle język rosyjski otrzymałam od koleżanki ze studiów propozycję pracy. Powiedziała, że jest bardzo lukratywny etat depeszowca w „Trybunie Ludu”. Byłam właściwie bez wyjścia. Miałam do wyboru iść do kolejki po paczki albo do pracy w „Trybunie Ludu”, posypiać na kanapie i odbierać depesze, jakby z Moskwy przyszło coś bardzo ważnego miałam budzić naczelnego. Znalazłam się w potrzasku. Zastanawiałam się, co zrobić, poszłam na Mszę św., żeby przemodlić sprawę. Decyzję miałam podjąć w poniedziałek, ale wydawało mi się, że trzeba brać ten etat. Usłyszałam jednak słowa ks. Jerzego, że nie można sprzedawać godności człowieka za miskę soczewicy. Po tych słowach poczułam się uszczęśliwiona, bo to wtedy odczułam w pełni co znaczy słowo „wolność”, że jestem wolnym człowiekiem i mogę wybierać i mogę odmówić, byłam przekonana, że to nie pieniądze będą decydowały o moim życiu ani o tym kim będę. Słowa księdza Jerzego ustawiły mnie na całe życie.
Czytaj dalej na następnej stronie ==>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/363128-nasz-wywiad-anna-pietraszek-ks-popieluszko-mowil-prostym-jezykiem-i-uswiadamial-ludziom-poczucie-wlasnej-godnosci