Odparcie bolszewików spod Warszawy nazywane jest również „Cudem nad Wisłą”. Ale gdzie właściwie miało miejsce to nadprzyrodzone zjawisko? Na Froncie Północnym w okolicach Modlina, gdzie bronił się gen. Władysław Sikorski z 5 Armią? Pod Radzyminem i Ossowem? Tam nadwątlone polskie linie pękały pod naporem wojsk komarma Michaiła Tuchaczewskiego, czy w końcu w miejscu koncentracji Grupy Uderzeniowej Naczelnego Wodza nad Wieprzem?
Cud miał miejsce i jest to fakt, ale nie miał nic wspólnego z pracami Sztabu Głównego marsz. Józefa Piłsudskiego, ani zastosowaniem przez niego świetnego planu gen. Tadeusza Rozwadowskiego.
Plan rosyjski z 1914 roku
Przypominając za Józefem Mackiewiczem, wybitnym polskim pisarzem i uczestnikiem Wojny 1920 roku należy stwierdzić, że tzw. plan Rozwadowskiego dokonania zaskakującego uderzenia na sowieckie tyły znad rzeki Wieprz był odwrócona kopią manewru strategicznego Rosjan z 1914 roku. Wówczas wojska cesarskich Niemiec i sprzymierzeni z nimi Austriacy postanowili zaatakować armię carską na dwóch głównych kierunkach. Posuwając się z zachodu na wschód armia Wilhelma II Hohenzollerna maszerowała w rejon Dęblina z zamiarem rozbicia od czoła broniących linii Wisły jednostek rosyjskich. Dodatkowo zaplanowano mniejsze uderzenie boczne. Wydzielone z marszu na Dęblin zgrupowanie miało skierować się na północny-wschód celem zajęcia Warszawy. Drugie natarcie przeprowadzała armia cesarza Franciszka Józefa Habsburga posuwając się równolegle do wojsk niemieckich tylko kilkadziesiąt kilometrów dalej na południe poniżej wideł Wisły i Sanu z zamiarem oskrzydlenia skoncentrowanego pod Dęblinem przeciwnika – jakby „od dołu” . Ten zakrojony na wielką skalę manewr opierał się na strategicznym błędzie. Podstawiał bowiem całe lewe (północne) skrzydło wojsk niemieckich pod uderzenie przeciwnika. „Dostrzeżony od przez dowództwo rosyjskie, nieomal odruchowo wywołał w odpowiedzi kontrmanewr rosyjski” – pisał Józef Mackiewicz w „Lewej wolnej”. Po „wryciu się w ziemię”, czyli wzmocnieniu pozycji obronnej sił cara Mikołaja II Romanowa w okolicach Dęblina, na północy pomiędzy Warszawą (twierdzą Modlin) a Łowiczem zgromadzono potężne siły Grupy Uderzeniowej Naczelnego Wodza (cała 2 Armia) osłanianej od zachodu kawaleryjskim korpusem gen. Nowikowa. Ta potężna pięść miała spaść „z góry” na odkrytą lewą flankę niemiecką i ją zmiażdżyć. Ale ci powziąwszy informacje o koncentracji rosyjskiej 2. Armii w ostatniej chwili zarządzili odwrót, wymykając się z pułapki. Jednak Rosjanie odnieśli sukces, bo zamiast stracić wojska zamknięte pod Dęblinem w okrążeniu niemiecko-austriackim odrzucili napastnika do granic Śląska, a Austriaków aż do Krakowa.
Plan polski z 1920 roku zwany planem Rozwadowskiego
Jeżeli odwrócimy mapę z 1914 roku „do góry nogami” wyjdzie nam dokładnie taki sam plan, który Polacy zastosowali przeciwko bolszewikom tylko 6 lat później. Komarm Tuchaczewski posuwał się głównymi siłami osią wschód-zachód na Warszawę z planem „bocznego” uderzenia na południowy-zachód w kierunku Dęblina. Główne siły oskrzydlające (odpowiednik wojsk austriackich obchodzących w 1914 r. Dęblin od południa ) skierował na Włocławek celem zaatakowania „północnym sierpem” przez dolną Wisłę wojsk skoncentrowanych w okolicach Warszawy od tyłu. Było to powtórzenie manewru gen. Iwana Paskiewicza z Powstania Listopadowego 1831 roku. Tak jak Austriacy w 1914 roku obeszli ujście Sanu do Wisły (charakterystyczny „X”) od południa, kierując się potem na Dęblin, tak sowieci zrobili to samo na północy, obchodząc ujście Bugo-Narwi do Wisły (również nomen omen charakterystyczny „X”) górą z zamiarem sforsowaniu Wisły w okolicach Włocławka, uderzając na tyły wojsk polskich. Pewnym było to, że Tuchaczewski odsłonił w ten sposób swoje południowe (lewe) skrzydło podstawiając je pod uderzenie przeciwnika. Wystarczyło stworzyć tylko Grupę Uderzeniową Naczelnego Wodza na linii rzeki Wieprz i przebić się nią przez tyły bolszewickiej armii odcinając jej linie komunikacyjne, demolując zaplecze i okrążając ją. Co zresztą zrobiono. „W obydwu wypadkach (niemiecko-austriackim z 1914 r. i polskim z 1920 r.) – zaznaczył Mackiewicz – plan kontrmanewru należał nie jakichś oryginalnych, czy zgoła genialnych koncepcji strategicznych, lecz do elementarnych założeń sztuki wojennej”.
Tak więc również i o cudzie w tym przypadku trudno jest raczej mówić.
Dlaczego się udało
Były dwie przyczyny sukcesu militarnego zastosowania „odwróconego planu”. Pierwsza to błyskawicznie przeprowadzona koncentracja Grupy Uderzeniowej Naczelnego Wodza, która zupełnie uszła uwadze bolszewickiego sztabu. Mieliśmy do czynienia ze swoistego rodzaju majstersztykiem logistycznym (żołnierze wyskakiwali nawet z jadących jeszcze pociągów). W dodatku z powodu fatalnej sytuacji obrońców na odcinku warszawskim przyśpieszono wyprowadzenie natarcia „znad Wieprza” o jedną dobę, co jeszcze bardziej zbiło z tropu zaskoczonych sowietów. Po drugie dzięki wspaniałej pracy naszego wywiadu radiowego (dziś nazywa się go „elektronicznym”) udało się skutecznie zagłuszyć funkcjonowanie nielicznych wówczas radiostacji (na poziomie sztabów większych związków taktycznych) bolszewickich w czasie kontrofensywy. W ten sposób komarm Tuchaczewski stracił elastyczność dowodzenia i nie mógł w porę zapobiec tragicznym skutkom rozwijającego się polskiego natarcia na własne tyły. W zasadzie można by do tego dodać strategiczny błąd dowódcy bijącej się na Południowym Froncie Konarmii Budionnego, który za radą swego politruka Stalina zamiast iść na Warszawę i zatkać lukę pomiędzy jego wojskami a Tuchaczewskim, marzył o zajęciu Rumunii. Złamał w ten sposób żelazną zasadę strategii „maszerujemy oddzielnie jak pięć palców u jednej ręki, ale uderzamy razem niczym pięść”. Właśnie w przypadku decyzji Budionnego można by się doszukiwać znamion cudu, ale to jeszcze nie było to.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Odparcie bolszewików spod Warszawy nazywane jest również „Cudem nad Wisłą”. Ale gdzie właściwie miało miejsce to nadprzyrodzone zjawisko? Na Froncie Północnym w okolicach Modlina, gdzie bronił się gen. Władysław Sikorski z 5 Armią? Pod Radzyminem i Ossowem? Tam nadwątlone polskie linie pękały pod naporem wojsk komarma Michaiła Tuchaczewskiego, czy w końcu w miejscu koncentracji Grupy Uderzeniowej Naczelnego Wodza nad Wieprzem?
Cud miał miejsce i jest to fakt, ale nie miał nic wspólnego z pracami Sztabu Głównego marsz. Józefa Piłsudskiego, ani zastosowaniem przez niego świetnego planu gen. Tadeusza Rozwadowskiego.
Plan rosyjski z 1914 roku
Przypominając za Józefem Mackiewiczem, wybitnym polskim pisarzem i uczestnikiem Wojny 1920 roku należy stwierdzić, że tzw. plan Rozwadowskiego dokonania zaskakującego uderzenia na sowieckie tyły znad rzeki Wieprz był odwrócona kopią manewru strategicznego Rosjan z 1914 roku. Wówczas wojska cesarskich Niemiec i sprzymierzeni z nimi Austriacy postanowili zaatakować armię carską na dwóch głównych kierunkach. Posuwając się z zachodu na wschód armia Wilhelma II Hohenzollerna maszerowała w rejon Dęblina z zamiarem rozbicia od czoła broniących linii Wisły jednostek rosyjskich. Dodatkowo zaplanowano mniejsze uderzenie boczne. Wydzielone z marszu na Dęblin zgrupowanie miało skierować się na północny-wschód celem zajęcia Warszawy. Drugie natarcie przeprowadzała armia cesarza Franciszka Józefa Habsburga posuwając się równolegle do wojsk niemieckich tylko kilkadziesiąt kilometrów dalej na południe poniżej wideł Wisły i Sanu z zamiarem oskrzydlenia skoncentrowanego pod Dęblinem przeciwnika – jakby „od dołu” . Ten zakrojony na wielką skalę manewr opierał się na strategicznym błędzie. Podstawiał bowiem całe lewe (północne) skrzydło wojsk niemieckich pod uderzenie przeciwnika. „Dostrzeżony od przez dowództwo rosyjskie, nieomal odruchowo wywołał w odpowiedzi kontrmanewr rosyjski” – pisał Józef Mackiewicz w „Lewej wolnej”. Po „wryciu się w ziemię”, czyli wzmocnieniu pozycji obronnej sił cara Mikołaja II Romanowa w okolicach Dęblina, na północy pomiędzy Warszawą (twierdzą Modlin) a Łowiczem zgromadzono potężne siły Grupy Uderzeniowej Naczelnego Wodza (cała 2 Armia) osłanianej od zachodu kawaleryjskim korpusem gen. Nowikowa. Ta potężna pięść miała spaść „z góry” na odkrytą lewą flankę niemiecką i ją zmiażdżyć. Ale ci powziąwszy informacje o koncentracji rosyjskiej 2. Armii w ostatniej chwili zarządzili odwrót, wymykając się z pułapki. Jednak Rosjanie odnieśli sukces, bo zamiast stracić wojska zamknięte pod Dęblinem w okrążeniu niemiecko-austriackim odrzucili napastnika do granic Śląska, a Austriaków aż do Krakowa.
Plan polski z 1920 roku zwany planem Rozwadowskiego
Jeżeli odwrócimy mapę z 1914 roku „do góry nogami” wyjdzie nam dokładnie taki sam plan, który Polacy zastosowali przeciwko bolszewikom tylko 6 lat później. Komarm Tuchaczewski posuwał się głównymi siłami osią wschód-zachód na Warszawę z planem „bocznego” uderzenia na południowy-zachód w kierunku Dęblina. Główne siły oskrzydlające (odpowiednik wojsk austriackich obchodzących w 1914 r. Dęblin od południa ) skierował na Włocławek celem zaatakowania „północnym sierpem” przez dolną Wisłę wojsk skoncentrowanych w okolicach Warszawy od tyłu. Było to powtórzenie manewru gen. Iwana Paskiewicza z Powstania Listopadowego 1831 roku. Tak jak Austriacy w 1914 roku obeszli ujście Sanu do Wisły (charakterystyczny „X”) od południa, kierując się potem na Dęblin, tak sowieci zrobili to samo na północy, obchodząc ujście Bugo-Narwi do Wisły (również nomen omen charakterystyczny „X”) górą z zamiarem sforsowaniu Wisły w okolicach Włocławka, uderzając na tyły wojsk polskich. Pewnym było to, że Tuchaczewski odsłonił w ten sposób swoje południowe (lewe) skrzydło podstawiając je pod uderzenie przeciwnika. Wystarczyło stworzyć tylko Grupę Uderzeniową Naczelnego Wodza na linii rzeki Wieprz i przebić się nią przez tyły bolszewickiej armii odcinając jej linie komunikacyjne, demolując zaplecze i okrążając ją. Co zresztą zrobiono. „W obydwu wypadkach (niemiecko-austriackim z 1914 r. i polskim z 1920 r.) – zaznaczył Mackiewicz – plan kontrmanewru należał nie jakichś oryginalnych, czy zgoła genialnych koncepcji strategicznych, lecz do elementarnych założeń sztuki wojennej”.
Tak więc również i o cudzie w tym przypadku trudno jest raczej mówić.
Dlaczego się udało
Były dwie przyczyny sukcesu militarnego zastosowania „odwróconego planu”. Pierwsza to błyskawicznie przeprowadzona koncentracja Grupy Uderzeniowej Naczelnego Wodza, która zupełnie uszła uwadze bolszewickiego sztabu. Mieliśmy do czynienia ze swoistego rodzaju majstersztykiem logistycznym (żołnierze wyskakiwali nawet z jadących jeszcze pociągów). W dodatku z powodu fatalnej sytuacji obrońców na odcinku warszawskim przyśpieszono wyprowadzenie natarcia „znad Wieprza” o jedną dobę, co jeszcze bardziej zbiło z tropu zaskoczonych sowietów. Po drugie dzięki wspaniałej pracy naszego wywiadu radiowego (dziś nazywa się go „elektronicznym”) udało się skutecznie zagłuszyć funkcjonowanie nielicznych wówczas radiostacji (na poziomie sztabów większych związków taktycznych) bolszewickich w czasie kontrofensywy. W ten sposób komarm Tuchaczewski stracił elastyczność dowodzenia i nie mógł w porę zapobiec tragicznym skutkom rozwijającego się polskiego natarcia na własne tyły. W zasadzie można by do tego dodać strategiczny błąd dowódcy bijącej się na Południowym Froncie Konarmii Budionnego, który za radą swego politruka Stalina zamiast iść na Warszawę i zatkać lukę pomiędzy jego wojskami a Tuchaczewskim, marzył o zajęciu Rumunii. Złamał w ten sposób żelazną zasadę strategii „maszerujemy oddzielnie jak pięć palców u jednej ręki, ale uderzamy razem niczym pięść”. Właśnie w przypadku decyzji Budionnego można by się doszukiwać znamion cudu, ale to jeszcze nie było to.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/353457-gdzie-byl-ten-cud-krotkie-rozwazania-o-bitwie-warszawskiej-dzien-po-rocznicy?strona=1