Piszę w kilka godzin po pogrzebie Andrzeja Wrońskiego. To mój przedwcześnie zmarły kolega ze studiów, wydawca moich historycznych książek, ale także jeden z twórców Stowarzyszenia Polska Jest Najważniejsza, redaktor i autor historycznych tekstów w pismach „wSieci Historii” oraz „Gazeta Polska”.
W czasie pogrzebu ogłoszono decyzję prezydenta o odznaczeniu Andrzeja Wrońskiego krzyżem oficerskim orderu odrodzenia Polski Polonia Restituta. Za popularyzację historii, ale także za udział w demokratycznych przemianach. Odznaczenie wręczyła w kościele Św. Wacława przy ulicy Korkowej wdowie prof. Małgorzacie Gmurczyk-Wrońskiej (a dla nas naszej koleżance z roku Małgosi) Zofia Romaszewska, doradca w kancelarii prezydenta Dudy. I było to po stokroć sprawiedliwe, choć Andrzej mógł na to patrzeć tylko z nieba. Wielu z nas ciekły łzy.
Kiedy jesienią roku 1982 przyszedłem na studia historyczne, można powiedzieć śmiało, że powitał nas Andrzej. Jako pierwszy. W swoich dżinsowych i paramilitarnych kurtkach towarzyszył nam wszędzie. Nazywano go Prezesem i nie było istotne, czy w danej chwili kierował Kołem Naukowym w Instytucie Historycznym czy nie. Poznał nas jeszcze na dorocznym obozie integracyjnym w Kazimierzu nad Wisłą, gdzie aż buzowało od nienawiści do komuny. Czasem tak niemądrze buzowało, że kluczowej nocy pognaliśmy pod komendę Milicji na kazimierskim rynku zrywać tablicę (a był jeszcze, w sierpniu 1982 roku stan wojenny). O ile pamiętam , tablica została zdjęta bez strat. A my zostaliśmy zintegrowani raz na zawsze.
Kiedy my byliśmy pierwszakami, on patrzył na nas z wyżyn czwartego roku. Tylko, że w nim nie było nic z poczucia wyższości. Był skromny, wręcz nieefektowny, trochę nieśmiały. Ale to on kierował tym obozem w Kazimierzu, to on organizował potem rozliczne naukowe objazdy, on zabierał nas nawet zagranicę (choć w 1983 roku Ministerstwo Nauki zabroniło wydania mu paszportu służbowego). Pił z nami, gadał, trzymał kasę, biegał na każdą manifestację. Kochaliśmy go – jako Prezesa, ale i jako polskiego niepodległościowca, piłsudczyka, bojowca.
Starszy, był więc z pokolenia pierwszego NZS. Jeden z liderów strajku na UW w 1981 roku na który my nie zdążyliśmy, później zapewne także ważny człowiek studenckiej konspiracji, zarazem, jak maszyna poruszający się na powierzchni w tysiącach akcji i przedsięwzięć. W roku 1984 to on skrzyknął nas do straży porządkowej przy kościele św. Stanisława Kostki przy okazji pogrzebu ks. Popiełuszki. Mieliśmy tam potem przy grobie księdza Jerzego nocne dyżury, przez jakieś dwa lata, po dwa razy w miesiącu. Zmienialiśmy się z hutnikami. Do dziś pamiętam jak wałęsamy się zziębnięci po ogródku wypatrując ataku SB.
Pytaliśmy od czasu do czasu Prezesa, czy nie czas dać sobie z tymi dyżurami spokój. Nigdy niczego nie narzucał. Po prostu sam przychodził i czuliśmy, że musimy tak jak on. To dzięki niemu opłatki historyka odbywały się w tym kościele, jeszcze z prałatem Teofilem Boguckim.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Piszę w kilka godzin po pogrzebie Andrzeja Wrońskiego. To mój przedwcześnie zmarły kolega ze studiów, wydawca moich historycznych książek, ale także jeden z twórców Stowarzyszenia Polska Jest Najważniejsza, redaktor i autor historycznych tekstów w pismach „wSieci Historii” oraz „Gazeta Polska”.
W czasie pogrzebu ogłoszono decyzję prezydenta o odznaczeniu Andrzeja Wrońskiego krzyżem oficerskim orderu odrodzenia Polski Polonia Restituta. Za popularyzację historii, ale także za udział w demokratycznych przemianach. Odznaczenie wręczyła w kościele Św. Wacława przy ulicy Korkowej wdowie prof. Małgorzacie Gmurczyk-Wrońskiej (a dla nas naszej koleżance z roku Małgosi) Zofia Romaszewska, doradca w kancelarii prezydenta Dudy. I było to po stokroć sprawiedliwe, choć Andrzej mógł na to patrzeć tylko z nieba. Wielu z nas ciekły łzy.
Kiedy jesienią roku 1982 przyszedłem na studia historyczne, można powiedzieć śmiało, że powitał nas Andrzej. Jako pierwszy. W swoich dżinsowych i paramilitarnych kurtkach towarzyszył nam wszędzie. Nazywano go Prezesem i nie było istotne, czy w danej chwili kierował Kołem Naukowym w Instytucie Historycznym czy nie. Poznał nas jeszcze na dorocznym obozie integracyjnym w Kazimierzu nad Wisłą, gdzie aż buzowało od nienawiści do komuny. Czasem tak niemądrze buzowało, że kluczowej nocy pognaliśmy pod komendę Milicji na kazimierskim rynku zrywać tablicę (a był jeszcze, w sierpniu 1982 roku stan wojenny). O ile pamiętam , tablica została zdjęta bez strat. A my zostaliśmy zintegrowani raz na zawsze.
Kiedy my byliśmy pierwszakami, on patrzył na nas z wyżyn czwartego roku. Tylko, że w nim nie było nic z poczucia wyższości. Był skromny, wręcz nieefektowny, trochę nieśmiały. Ale to on kierował tym obozem w Kazimierzu, to on organizował potem rozliczne naukowe objazdy, on zabierał nas nawet zagranicę (choć w 1983 roku Ministerstwo Nauki zabroniło wydania mu paszportu służbowego). Pił z nami, gadał, trzymał kasę, biegał na każdą manifestację. Kochaliśmy go – jako Prezesa, ale i jako polskiego niepodległościowca, piłsudczyka, bojowca.
Starszy, był więc z pokolenia pierwszego NZS. Jeden z liderów strajku na UW w 1981 roku na który my nie zdążyliśmy, później zapewne także ważny człowiek studenckiej konspiracji, zarazem, jak maszyna poruszający się na powierzchni w tysiącach akcji i przedsięwzięć. W roku 1984 to on skrzyknął nas do straży porządkowej przy kościele św. Stanisława Kostki przy okazji pogrzebu ks. Popiełuszki. Mieliśmy tam potem przy grobie księdza Jerzego nocne dyżury, przez jakieś dwa lata, po dwa razy w miesiącu. Zmienialiśmy się z hutnikami. Do dziś pamiętam jak wałęsamy się zziębnięci po ogródku wypatrując ataku SB.
Pytaliśmy od czasu do czasu Prezesa, czy nie czas dać sobie z tymi dyżurami spokój. Nigdy niczego nie narzucał. Po prostu sam przychodził i czuliśmy, że musimy tak jak on. To dzięki niemu opłatki historyka odbywały się w tym kościele, jeszcze z prałatem Teofilem Boguckim.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/343660-andrzej-wronski-to-sol-polskiej-ziemi-jeden-z-prawie-bezimiennych-rycerzy-bez-ktorych-tkwilibysmy-w-ciemnosciach
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.