Przyrzekłem sobie, że nie będę komentował twórczości Piotra Zychowicza. Bo jakakolwiek debata nobilituje twórczość w stylu political fiction, zabarwioną na dokładkę czytelnymi intencjami politycznymi. A ów autor jest wyraźnie zainteresowany rozgłosem, jeśli nie skandalem, co przelicza się potem na zyski z kolejnych produkowanych coraz bardziej gorączkowo tytułów. Nieprzypadkowo te tytuły są prowokacjami. Nie powinno się ulegać takim prowokacjom.
Jeśli łamię – jednorazowo, zupełnie wyjątkowo - tę zasadę, to nie po to aby Zychowicza o czymkolwiek przekonywać. To raczej apel do ludzi, którzy decydują o zamieszczaniu jego artykułów, nie na zasadzie polemicznych ciekawostek, ale opinii odzwierciedlających pogląd tygodnika „Do Rzeczy”. Moi dawni koledzy, czy jesteście pewni, że nie jest przekraczana jakaś granica? Czy skandal usprawiedliwia robienie z polskiej historii żałosnego widowiska?
Naturalnie Zychowicz i jego wyznawcy znowu się ogłoszą ofiarami potencjalnej cenzury. Usłyszę o tłumieniu myśli, zamykaniu ust. Nigdy nie miałem nic przeciw dekonstruowaniu mitów, rozdrapywaniu nawet najboleśniejszych ran, kłopotliwych dla wspólnoty jeśli wynika to z faktów, badań, ustaleń. Ale czy można dekonstruować, rozdrapywać w imię czyjegoś widzimisie? Za pomocą obrzydliwych gier słów zniesławiających już nie pojedynczych ludzi a całych formacji, instytucji, powiedzmy wprost zniesławiających polskie państwo, Polskę.
Zychowicz wziął na celownik słowa ministra Macierewicza. Oto szef MON stwierdził:
Polska była jedynym narodem, jedynym państwem, które nigdy nie kolaborowało ani z sowieckim, ani z niemieckim zaborcą, które nie stworzyło podczas drugiej wojny światowej rządu kolaborującego.
Zychowicz oznajmia: może ma to sens, gdy opisywać relacje z Niemcami. Ale nie z Sowietami. I wytacza dwa oskarżenia: pakt Majski-Sikorski z roku 1941 oraz „kolaborację” AK z Armią Czerwoną w ramach planu Burza w roku 1944.
Pisze o „całym paśmie kompromisów, układów, ustępstw, umizgów i aktów kolaboracji”. Już to każe się zastanowić nad rzetelnością definicji: nie każdy układ lub kompromis jest KOLABORACJĄ. Słowo to ma konkretne, utrwalone w historiografii znaczenie: oznacza bynajmniej nie każdą współpracę. Przykładowo: czy legioniści Piłsudskiego kolaborowali z jednym z zaborców? Przecież to nonsens. Owszem, współpracowali. Od kilkudziesięciu lat słowo „kolaboracja” ma jednoznacznie negatywną konotację.
Kolaboracja, zwłaszcza w stosunku do drugiej wojny światowej oznacza uznanie przez podbite społeczeństwo, w każdym razie przez jakieś jego odłamy, zwierzchnictwa władzy okupacyjnej. Oznacza uległość.
Można pakt Majski-Sikorski krytykować na wiele sposobów – wywołał on sprzeciw piłsudczyków, większości endeków i emigracyjnych socjalistów. Przede wszystkim dlatego, że nie zabezpieczał powrotu ziem wschodnich wydartych nam w 1939 roku. Z tego punktu widzenia krytyk może mówić o „kompromisach czy umizgach”. Choć przecież ten sam układ otwierał drogę na wolność tysiącom Polaków więzionych na Syberii. Zawsze czekałem aż krytycy pokażą inną drogę ich uwolnienia.
Ale Zychowicz wprost porównuje generała Sikorskiego do… Petaina. Bo obaj zawarli pakty – jeden z Hitlerem, drugi ze Stalinem. Ale przecież sędziwy francuski marszałek poddał Niemcom francuską armię. Sikorski nie tylko nikogo nie poddał, ale umożliwił sformowanie armii Andersa, która wyemancypowała się spod władzy Sowietów. Petain administrował Francją pod zwierzchnictwem Niemców. Czy Sikorski poleciał na okupowane tereny żeby sprawować władzę z nadania Sowietów?
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Przyrzekłem sobie, że nie będę komentował twórczości Piotra Zychowicza. Bo jakakolwiek debata nobilituje twórczość w stylu political fiction, zabarwioną na dokładkę czytelnymi intencjami politycznymi. A ów autor jest wyraźnie zainteresowany rozgłosem, jeśli nie skandalem, co przelicza się potem na zyski z kolejnych produkowanych coraz bardziej gorączkowo tytułów. Nieprzypadkowo te tytuły są prowokacjami. Nie powinno się ulegać takim prowokacjom.
Jeśli łamię – jednorazowo, zupełnie wyjątkowo - tę zasadę, to nie po to aby Zychowicza o czymkolwiek przekonywać. To raczej apel do ludzi, którzy decydują o zamieszczaniu jego artykułów, nie na zasadzie polemicznych ciekawostek, ale opinii odzwierciedlających pogląd tygodnika „Do Rzeczy”. Moi dawni koledzy, czy jesteście pewni, że nie jest przekraczana jakaś granica? Czy skandal usprawiedliwia robienie z polskiej historii żałosnego widowiska?
Naturalnie Zychowicz i jego wyznawcy znowu się ogłoszą ofiarami potencjalnej cenzury. Usłyszę o tłumieniu myśli, zamykaniu ust. Nigdy nie miałem nic przeciw dekonstruowaniu mitów, rozdrapywaniu nawet najboleśniejszych ran, kłopotliwych dla wspólnoty jeśli wynika to z faktów, badań, ustaleń. Ale czy można dekonstruować, rozdrapywać w imię czyjegoś widzimisie? Za pomocą obrzydliwych gier słów zniesławiających już nie pojedynczych ludzi a całych formacji, instytucji, powiedzmy wprost zniesławiających polskie państwo, Polskę.
Zychowicz wziął na celownik słowa ministra Macierewicza. Oto szef MON stwierdził:
Polska była jedynym narodem, jedynym państwem, które nigdy nie kolaborowało ani z sowieckim, ani z niemieckim zaborcą, które nie stworzyło podczas drugiej wojny światowej rządu kolaborującego.
Zychowicz oznajmia: może ma to sens, gdy opisywać relacje z Niemcami. Ale nie z Sowietami. I wytacza dwa oskarżenia: pakt Majski-Sikorski z roku 1941 oraz „kolaborację” AK z Armią Czerwoną w ramach planu Burza w roku 1944.
Pisze o „całym paśmie kompromisów, układów, ustępstw, umizgów i aktów kolaboracji”. Już to każe się zastanowić nad rzetelnością definicji: nie każdy układ lub kompromis jest KOLABORACJĄ. Słowo to ma konkretne, utrwalone w historiografii znaczenie: oznacza bynajmniej nie każdą współpracę. Przykładowo: czy legioniści Piłsudskiego kolaborowali z jednym z zaborców? Przecież to nonsens. Owszem, współpracowali. Od kilkudziesięciu lat słowo „kolaboracja” ma jednoznacznie negatywną konotację.
Kolaboracja, zwłaszcza w stosunku do drugiej wojny światowej oznacza uznanie przez podbite społeczeństwo, w każdym razie przez jakieś jego odłamy, zwierzchnictwa władzy okupacyjnej. Oznacza uległość.
Można pakt Majski-Sikorski krytykować na wiele sposobów – wywołał on sprzeciw piłsudczyków, większości endeków i emigracyjnych socjalistów. Przede wszystkim dlatego, że nie zabezpieczał powrotu ziem wschodnich wydartych nam w 1939 roku. Z tego punktu widzenia krytyk może mówić o „kompromisach czy umizgach”. Choć przecież ten sam układ otwierał drogę na wolność tysiącom Polaków więzionych na Syberii. Zawsze czekałem aż krytycy pokażą inną drogę ich uwolnienia.
Ale Zychowicz wprost porównuje generała Sikorskiego do… Petaina. Bo obaj zawarli pakty – jeden z Hitlerem, drugi ze Stalinem. Ale przecież sędziwy francuski marszałek poddał Niemcom francuską armię. Sikorski nie tylko nikogo nie poddał, ale umożliwił sformowanie armii Andersa, która wyemancypowała się spod władzy Sowietów. Petain administrował Francją pod zwierzchnictwem Niemców. Czy Sikorski poleciał na okupowane tereny żeby sprawować władzę z nadania Sowietów?
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/341906-czy-ak-kolaborowala-zychowicz-przekracza-granice-tylez-smiesznosci-co-hanby?strona=1