Prof. Kieżun: "Mieliśmy świadomość dobrze wykonanego patriotycznego obowiązku i czuliśmy dumę z tego, że walczyliśmy". NASZ WYWIAD

Czytaj więcej 50% taniej
Subskrybuj
Fot. Witold Kieżun 23 VIII 1944 / Blogpress
Fot. Witold Kieżun 23 VIII 1944 / Blogpress

Gdyby nie było powstania, sto tysięcy mieszkańców stolicy zostałoby rozstrzelanych przez Niemców za to, że nie zgłosili się na rozkaz władz okupacyjnych do budowania barykad. To był jedyny rozkaz, który w czasie wojny nie został wykonany. Warszawa zgodnie z rozkazem Hitlera miała być twierdzą, która miała walczyć do końca.

— mówi powstaniec warszawski prof. Witold Kieżun w rozmowie z portalem wPolityce.pl.

wPolityce.pl: Kiedy sięga Pan pamięcią do 1 sierpnia 1944 r. to jakie obrazy powracają sprzed 72 lat?

Dokładnie pamiętam mobilizację, która odbyła się przed godziną „W” na drugim piętrze budynku przy ul. Marszałkowskiej, tam, gdzie obecnie mieści się bank PKO. Dowódca powiedział, że wkrótce będziemy walczyć, nie mamy co prawda jeszcze broni, ale będziemy ją wyrywać wrogom rękami i zębami. Kiedy powiedział o zębach, ryknęliśmy śmiechem. Szybko się zreflektował i powiedział, że zębów jednak nie będziemy używać w walce. Na podwórko wyszliśmy już z opaskami na ramieniu. Ludzie wyglądali z okien, klaskali i krzyczeli „brawo”. Po wyjściu na ulicę kilka osób zginęło od silnego ognia niemieckiego. Potem natychmiast udało nam się zdobyć niemiecki samochód. Kapitulacja powstania była wielkim przeżyciem, ale mieliśmy świadomość dobrze wykonanego patriotycznego obowiązku i czuliśmy dumę z tego, że walczyliśmy. Największa satysfakcja była, kiedy poddawali nam się SS-mani i płaczliwym głosem prosili o litość, mówili po niemiecku „Nie mordujcie nas”, chociaż myśmy jeńców nie mordowali. To było jakieś zadośćuczynienie za pięć lat niemieckiej okupacji, kiedy nikt z mieszkańców Warszawy nie mógł czuć się bezpieczny. Za każdym razem, kiedy z Żoliborza wybierałem się do centrum miasta, matka przed wyjściem z domu błogosławiła mnie, bo bała się, czy wrócę. Trzy razy uciekałem Niemcom. Wielu moich kolegów zostało rozstrzelanych, wielu zatrzymanych i wywiezionych do Oświęcimia. W zimie chodziliśmy lekko ubrani, bez nauszników i rękawiczek, żeby przygotować się na ewentualną wywózkę do Oświęcimia, docierały do nas informacje, że więźniowie żyją tam w trudnych warunkach, a w czasie zimy muszą przetrwać w niskich temperaturach. Śmierć była wszędzie, więc lepiej było ginąć w walce. Mieliśmy satysfakcję, że cała Warszawa stanęła do walki. Przez pierwsze kilka dni mieszkańców stolicy bardzo nam pomagali, ciągle przynosili jedzenie z  domów. Była niesamowita atmosfera. Powstańcy byli niezwykle sprawni, na pewien czas opanowaliśmy prawie całą Warszawę, gdzie natychmiast rozpoczynała działalność polska administracja. Wychodziło wiele pism, po kapitulacji je zebrałem i ukryłem, kiedy powstało Muzeum Powstania Warszawskiego przekazałem je tej instytucji.

A gdyby powstanie nie wybuchło?

Gdyby nie było powstania, sto tysięcy mieszkańców stolicy zostałoby rozstrzelanych przez Niemców za to, że nie zgłosili się na rozkaz władz okupacyjnych do budowania barykad. To był jedyny rozkaz, który w czasie wojny nie został wykonany. Warszawa zgodnie z rozkazem Hitlera miała być twierdzą, która miała walczyć do końca. Nie można było się skutecznie bronić się, jeżeli wiadomo, że w mieście jest podziemna armia, więc wcześniej trzeba było wymordować tę armię. Plucie na powstanie uważam za coś negatywnego.

Czy o taką Polskę walczyli powstańcy?

Walczyliśmy o niepodległą Polskę, którą w końcu mamy. Jednak nie wszystko mi się we współczesnej Polsce podoba. Negatywnie oceniam rozbudowę administracji, wymianę kadry na podstawie kwalifikacji politycznych oraz głębokie podziały polityczne i partyjne wśród Polaków charakteryzujące się daleko posuniętą wrogością. Nie jesteśmy pisowcami, peowcami, czy eseldowcami, jesteśmy Polakami! Przede wszystkim obowiązuje nas konstytucja, przynależność partyjna nie powinna mieć żadnego znaczenia, możemy się ze sobą nie zgadzać, ale to nie znaczy, że jeżeli ktoś ma inny pogląd jest idiotą czy kretynem. Nie podoba mi się to, jestem przeciwnikiem istnienia partii politycznych w obecnej formie i chciałbym, żeby zostały zlikwidowane jako relikt komunizmu. Partie powinny być jedynie zespołami ideologicznymi, które wprowadzają różne koncepcje, a nie instytucjami, w której członków obowiązuje dyscyplina, jeżeli nie wykonują poleceń władz partii, są z niej wyrzucani. Polacy powinni ze sobą dyskutować, ale dyskusje nie powinny mieć wrogiego charakteru.

12
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych