To jest niewątpliwie satysfakcja i wszyscy na to czekaliśmy. Ale to tylko satysfakcja częściowa. Ona będzie pełna, gdy z Cmentarza Powązkowskiego wyrzucimy tych, którzy Polaków mordowali, którzy mają na rękach krew
— mówi Leszek Żebrowski w rozmowie z wPolityce.pl przed pogrzebem Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”.
wPolityce.pl: 24 kwietnia odbędzie się uroczysty pogrzeb major Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”. Dlaczego ten dzień jest tak ważny?
Leszek Żebrowski, historyk, publicysta: Ten dzień jest symboliczny i nie jest to tylko kwestia pogrzebu majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”. Tak naprawdę dotyczy to całej tamtej formacji. Odszukując tamtych bohaterów, identyfikując ich, udowadniając, że są to ich szczątki rzeczywiście, mamy świadomość, że jest to bardzo niewielka skala. Komuniści po wojnie zamordowali nawet sto kilkadziesiąt tysięcy ludzi. A nawet tego nie jesteśmy pewni, możemy podawać tylko przybliżone liczby. Dlatego, jeżeli znajdujemy na Powązkach szczątki doczesne, kilka-kilkadziesiąt tamtych ofiar, z czego mała część jest identyfikowana , to mamy świadomość, że reszty możemy nie znaleźć lub nie zidentyfikować. Każdy taki przypadek, osoby tak zasłużonej, tak nieprzeciętnej jak „Łupaszko” jest dla nas szczególnie ważny.
Na czym polegała wyjątkowość „Łupaszki”?
Wyróżniał się wieloma przymiotami. Nie tylko odwagą, nie tylko skalą dowódczą. Był to człowiek, który przewodził oddziałowi partyzanckiemu w skrajnych warunkach i to w kilku miejscach. To Wileńszczyzna, to Białostocczyzna, to Pomorze. Czyli tereny bardzo trudne. Często dawał radę bez żadnego oparcia. Gdyby takich dowódców było więcej, to powstanie antykomunistyczne trwałoby dłużej i zlikwidowano by więcej czerwonych bandziorów. Dlatego „Łupaszko” jest symbolem.
Czy to prawda, że żołnierze majora „Łupaszki” nie przegrali żadnej bitwy?
To prawda. „Łupaszka” był bardzo rozważny. Dobry dowódca to nie taki, który prowadzi swoich żołnierzy w bój na czele szarży. Było bardzo wielu dowódców, którzy zupełnie niepotrzebnie byli „bohaterscy” i tracili życie i ludzi. Bohaterstwo jest wtedy, gdy człowiek kalkuluje, wie jakimi siłami atakować, wie jak zabezpieczyć swoich ludzi, by ograniczyć straty. I takimi kategoriami myślał major Szendzielarz. W partyzantce dowódca zostaje sam i to on decyduje o życiu i śmierci swoich podwładnych. Jeżeli popełni błędy, będzie źle dowodził, to traci ludzi, traci oddział i nie będzie miał żadnych osiągnięć. I właśnie „Łupaszko” był urodzonym dowódcą. Niewielu takich było, ale dzięki temu, że byli, są dzisiaj tak przez nas doceniani. Gdyby powstała taka Rzeczpospolita o jakiej marzyli „Wyklęci”, to Zygmunt Szendzielarz osiągnąłby wysokie stanowisko dowódcze.
Mówił Pan o bandziorach, z którymi walczono. Nie chodzi tylko o Armię Czerwoną?
Mowa tu też o aparacie bezpieczeństwa już na terenie tzw. Polski ludowej. Ich też należy objąć kategorią bandziorstwa politycznego i ideologicznego. Współpracownicy, którzy dobrowolnie wydawali innych i pomagali w eksterminacji ludności cywilnej, też byli przez „Łupaszkę” likwidowani. Z tego powodu stawia mu się zarzuty. A co on miał robić? Przecież hasło „śmierć wrogom Ojczyzny” nie wzięło się z tolerancji i miłości do wrogów. Ci, którzy szkodzą, przyczyniają się do śmierci niewinnych ludzi, sami na to zasługują. Taka jest kolej rzeczy. Wtedy nie było możliwości przeprowadzania procesów i trzymania ich w więzieniach. A puszczenie wolno nie wchodziło w grę, bo skala ich ofiar byłaby coraz większa. Mówimy przecież o bandziorach komunistycznych. Bardzo bezwzględnych i brutalnych. Trudno się dziwić, że „Łupaszka” ostro reagował.
Dalszy ciąg na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
To jest niewątpliwie satysfakcja i wszyscy na to czekaliśmy. Ale to tylko satysfakcja częściowa. Ona będzie pełna, gdy z Cmentarza Powązkowskiego wyrzucimy tych, którzy Polaków mordowali, którzy mają na rękach krew
— mówi Leszek Żebrowski w rozmowie z wPolityce.pl przed pogrzebem Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”.
wPolityce.pl: 24 kwietnia odbędzie się uroczysty pogrzeb major Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”. Dlaczego ten dzień jest tak ważny?
Leszek Żebrowski, historyk, publicysta: Ten dzień jest symboliczny i nie jest to tylko kwestia pogrzebu majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”. Tak naprawdę dotyczy to całej tamtej formacji. Odszukując tamtych bohaterów, identyfikując ich, udowadniając, że są to ich szczątki rzeczywiście, mamy świadomość, że jest to bardzo niewielka skala. Komuniści po wojnie zamordowali nawet sto kilkadziesiąt tysięcy ludzi. A nawet tego nie jesteśmy pewni, możemy podawać tylko przybliżone liczby. Dlatego, jeżeli znajdujemy na Powązkach szczątki doczesne, kilka-kilkadziesiąt tamtych ofiar, z czego mała część jest identyfikowana , to mamy świadomość, że reszty możemy nie znaleźć lub nie zidentyfikować. Każdy taki przypadek, osoby tak zasłużonej, tak nieprzeciętnej jak „Łupaszko” jest dla nas szczególnie ważny.
Na czym polegała wyjątkowość „Łupaszki”?
Wyróżniał się wieloma przymiotami. Nie tylko odwagą, nie tylko skalą dowódczą. Był to człowiek, który przewodził oddziałowi partyzanckiemu w skrajnych warunkach i to w kilku miejscach. To Wileńszczyzna, to Białostocczyzna, to Pomorze. Czyli tereny bardzo trudne. Często dawał radę bez żadnego oparcia. Gdyby takich dowódców było więcej, to powstanie antykomunistyczne trwałoby dłużej i zlikwidowano by więcej czerwonych bandziorów. Dlatego „Łupaszko” jest symbolem.
Czy to prawda, że żołnierze majora „Łupaszki” nie przegrali żadnej bitwy?
To prawda. „Łupaszka” był bardzo rozważny. Dobry dowódca to nie taki, który prowadzi swoich żołnierzy w bój na czele szarży. Było bardzo wielu dowódców, którzy zupełnie niepotrzebnie byli „bohaterscy” i tracili życie i ludzi. Bohaterstwo jest wtedy, gdy człowiek kalkuluje, wie jakimi siłami atakować, wie jak zabezpieczyć swoich ludzi, by ograniczyć straty. I takimi kategoriami myślał major Szendzielarz. W partyzantce dowódca zostaje sam i to on decyduje o życiu i śmierci swoich podwładnych. Jeżeli popełni błędy, będzie źle dowodził, to traci ludzi, traci oddział i nie będzie miał żadnych osiągnięć. I właśnie „Łupaszko” był urodzonym dowódcą. Niewielu takich było, ale dzięki temu, że byli, są dzisiaj tak przez nas doceniani. Gdyby powstała taka Rzeczpospolita o jakiej marzyli „Wyklęci”, to Zygmunt Szendzielarz osiągnąłby wysokie stanowisko dowódcze.
Mówił Pan o bandziorach, z którymi walczono. Nie chodzi tylko o Armię Czerwoną?
Mowa tu też o aparacie bezpieczeństwa już na terenie tzw. Polski ludowej. Ich też należy objąć kategorią bandziorstwa politycznego i ideologicznego. Współpracownicy, którzy dobrowolnie wydawali innych i pomagali w eksterminacji ludności cywilnej, też byli przez „Łupaszkę” likwidowani. Z tego powodu stawia mu się zarzuty. A co on miał robić? Przecież hasło „śmierć wrogom Ojczyzny” nie wzięło się z tolerancji i miłości do wrogów. Ci, którzy szkodzą, przyczyniają się do śmierci niewinnych ludzi, sami na to zasługują. Taka jest kolej rzeczy. Wtedy nie było możliwości przeprowadzania procesów i trzymania ich w więzieniach. A puszczenie wolno nie wchodziło w grę, bo skala ich ofiar byłaby coraz większa. Mówimy przecież o bandziorach komunistycznych. Bardzo bezwzględnych i brutalnych. Trudno się dziwić, że „Łupaszka” ostro reagował.
Dalszy ciąg na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/289832-leszek-zebrowski-przed-pogrzebem-lupaszki-gdyby-takich-dowodcow-bylo-wiecej-to-powstanie-antykomunistyczne-trwaloby-dluzej-i-zlikwidowano-by-wiecej-czerwonych-bandziorow-nasz-wywiad?strona=1