Ten film wydobył na wierzch dziedzinę, strefę, czas, okres strasznych wyborów. Dobrze, żeby ludzie, którym leci ciepła woda z kranu, uświadomili sobie, kto za nich głowę nadstawiał, kto walczył w obronie ich imienia, kto walczył w obronie ich tożsamości
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Maciej Parowski, pisarz, krytyk i redaktor fantastyki naukowej.
Po przedpremierowym pokazie filmu „Historia Roja” powiedział pan, że wszyscy jesteśmy poruszeni, dlatego milczymy. Jak ocenia pan ten film teraz, z perspektywy czasu, gdy emocje już opadły?
Maciej Parowski: Pamiętam swój nastrój. Widziałem swoje zdjęcie z tej premiery – strasznie ponura mina… Stoją ci młodzi ludzie wobec wyborów przeklętych. Mają do wyboru: stracić duszę albo stracić życie. Myślałem po tym filmie o nich i o tych, którzy dokonali innych wyborów. Wielu z nich udało się nie stracić duszy. Przecież z czegoś ten październik ‘56, grudzień ’70, z czegoś „Solidarność” wynikały. Myślałem o tym, jak strasznie nieszczęśliwy jest mój naród, jak nieszczęśliwe jest pokolenie mojego ojca, który urodził się w 1914 roku, czyli jeszcze w Polsce pod zaborami. Gdy miał 25 lat wybuchła wojna. Jak umierał, pytał czy jest coś na świecie, dla czego warto żyć. Ja mu pokazałem zdjęcie w „Tygodniku Powszechnym” z rozmowy Wałęsy z Miodowiczem. On się uśmiechnął… Myślałem o tych młodych chłopcach, o tym jak musieli strzelać, jak byli zdradzani, jak ich rodziny były prześladowane, szykanowane. O tym, jakim jesteśmy nieszczęśliwym krajem. A ponieważ zajmuję się literaturą, ponieważ uprawiam fantastykę, która jest gatunkiem międzynarodowym, to widać jak ta nasza fantastyka zajęła się tym, czym się inne fantastyki zajmują. Jaka jest niewola w fantastyce socjologicznej, jaka jest rola zmiany w fantastyce alternatywnej, jak te emocje społeczne, refleksje nad władzą, która może być niegodna, refleksja nad buntem, kwestia ochrony – jak to weszło do tej fantastyki. Wtedy myślałem, że jesteśmy trochę krewniakami tych dzielnych, odważnych, szalonych chłopaków. Że jesteśmy potomkami zrealizowanymi za pośrednictwem kultury a nie krwi. Bo oni nie spełnili się jako ojcowie, choć powinni wychować dzieci, uczyć ich dzielności, tego jak się zachować w szkole, jak mówić prawdę. Oni tej roli nie spełnili. Ale oglądam swoją minę i pamiętam jak byłem rozwalony. Ten film mi uświadomił, że jak ja byłem w wieku tych chłopaków, zastanawiałem się jak podejść do dziewczyny, którą kocham. Oni zupełnie inne rzeczy dostrzegali. Włamywali się do urzędów, uwalniali kolegów. Mnie w tym filmie przejął taki los pionka na szachownicy, który będzie zaraz zbity.
Jak rozumiem, Jerzy Zalewski dobrze oddał dylematy i problemy tamtych ludzi?
Myślę, że tak. Czytałem recenzję Horubały, który wyciągnął z tego filmu jakieś pokrzepienie dla siebie, jakieś posłanie dzielności.
Że mimo wszystko warto walczyć?
Tak, bo zostaje świadectwo. Jakieś siły musza być zaangażowane, żeby narodu pilnować. W związku z tym ten oprawca jest troszkę słabszy. Świat na to patrzy, to jakoś zostaje. W tej globalnej grze pomiędzy wielkimi mocarstwami, które nas traktują jako międzymurze, międzydrogę, międzystrefę, takie zachowania mają swoją rację. To, w jaki nastrój człowiek wpada po tym filmie, jest składową nastrojów i psychologicznych predyspozycji. Ten film wydobył na wierzch dziedzinę, strefę, czas, okres strasznych wyborów. Dobrze, żeby ludzie, którym leci ciepła woda z kranu, uświadomili sobie kto za nich głowę nadstawiał, kto walczył w obronie ich imienia, kto walczył w obronie ich tożsamości.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Ten film wydobył na wierzch dziedzinę, strefę, czas, okres strasznych wyborów. Dobrze, żeby ludzie, którym leci ciepła woda z kranu, uświadomili sobie, kto za nich głowę nadstawiał, kto walczył w obronie ich imienia, kto walczył w obronie ich tożsamości
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Maciej Parowski, pisarz, krytyk i redaktor fantastyki naukowej.
Po przedpremierowym pokazie filmu „Historia Roja” powiedział pan, że wszyscy jesteśmy poruszeni, dlatego milczymy. Jak ocenia pan ten film teraz, z perspektywy czasu, gdy emocje już opadły?
Maciej Parowski: Pamiętam swój nastrój. Widziałem swoje zdjęcie z tej premiery – strasznie ponura mina… Stoją ci młodzi ludzie wobec wyborów przeklętych. Mają do wyboru: stracić duszę albo stracić życie. Myślałem po tym filmie o nich i o tych, którzy dokonali innych wyborów. Wielu z nich udało się nie stracić duszy. Przecież z czegoś ten październik ‘56, grudzień ’70, z czegoś „Solidarność” wynikały. Myślałem o tym, jak strasznie nieszczęśliwy jest mój naród, jak nieszczęśliwe jest pokolenie mojego ojca, który urodził się w 1914 roku, czyli jeszcze w Polsce pod zaborami. Gdy miał 25 lat wybuchła wojna. Jak umierał, pytał czy jest coś na świecie, dla czego warto żyć. Ja mu pokazałem zdjęcie w „Tygodniku Powszechnym” z rozmowy Wałęsy z Miodowiczem. On się uśmiechnął… Myślałem o tych młodych chłopcach, o tym jak musieli strzelać, jak byli zdradzani, jak ich rodziny były prześladowane, szykanowane. O tym, jakim jesteśmy nieszczęśliwym krajem. A ponieważ zajmuję się literaturą, ponieważ uprawiam fantastykę, która jest gatunkiem międzynarodowym, to widać jak ta nasza fantastyka zajęła się tym, czym się inne fantastyki zajmują. Jaka jest niewola w fantastyce socjologicznej, jaka jest rola zmiany w fantastyce alternatywnej, jak te emocje społeczne, refleksje nad władzą, która może być niegodna, refleksja nad buntem, kwestia ochrony – jak to weszło do tej fantastyki. Wtedy myślałem, że jesteśmy trochę krewniakami tych dzielnych, odważnych, szalonych chłopaków. Że jesteśmy potomkami zrealizowanymi za pośrednictwem kultury a nie krwi. Bo oni nie spełnili się jako ojcowie, choć powinni wychować dzieci, uczyć ich dzielności, tego jak się zachować w szkole, jak mówić prawdę. Oni tej roli nie spełnili. Ale oglądam swoją minę i pamiętam jak byłem rozwalony. Ten film mi uświadomił, że jak ja byłem w wieku tych chłopaków, zastanawiałem się jak podejść do dziewczyny, którą kocham. Oni zupełnie inne rzeczy dostrzegali. Włamywali się do urzędów, uwalniali kolegów. Mnie w tym filmie przejął taki los pionka na szachownicy, który będzie zaraz zbity.
Jak rozumiem, Jerzy Zalewski dobrze oddał dylematy i problemy tamtych ludzi?
Myślę, że tak. Czytałem recenzję Horubały, który wyciągnął z tego filmu jakieś pokrzepienie dla siebie, jakieś posłanie dzielności.
Że mimo wszystko warto walczyć?
Tak, bo zostaje świadectwo. Jakieś siły musza być zaangażowane, żeby narodu pilnować. W związku z tym ten oprawca jest troszkę słabszy. Świat na to patrzy, to jakoś zostaje. W tej globalnej grze pomiędzy wielkimi mocarstwami, które nas traktują jako międzymurze, międzydrogę, międzystrefę, takie zachowania mają swoją rację. To, w jaki nastrój człowiek wpada po tym filmie, jest składową nastrojów i psychologicznych predyspozycji. Ten film wydobył na wierzch dziedzinę, strefę, czas, okres strasznych wyborów. Dobrze, żeby ludzie, którym leci ciepła woda z kranu, uświadomili sobie kto za nich głowę nadstawiał, kto walczył w obronie ich imienia, kto walczył w obronie ich tożsamości.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/285687-maciej-parowski-o-niezlomnych-ci-mlodzi-ludzie-mieli-do-wyboru-stracic-dusze-albo-zycie-wielu-z-nich-nie-stracilo-duszy-nasz-wywiad