W swoim wystąpieniu prof. Wolsza opisał brutalne metody tortur fizycznych i psychicznych stosowanych wobec Żołnierzy Wyklętych. Oficerowie bezpieki i straż więzienna praktykowały bez ograniczeń karę bolesnego bicia drewnianymi i metalowymi prętami po całym ciele, nie wyłączając genitaliów oraz palców u rąk i nóg.
Jak nie skutkowało bicie, funkcjonariusze resortu bezpieczeństwa w czasie niekończących się rozmów dokładali inne tortury. Poruszenie kończyło się brutalnym biciem. Była również odmiana tzw. stójki, praktykowana zimą
—mówił prof. Wolsza podając przykład emisariusza rządu RP na obczyźnie Wacława Felczaka, który przeszedł sześciodobowy pobyt w stójce przy otwartym oknie. Pod koniec dłuższego pobytu w karcerze, izolatce lub ciemnicy naczelnicy więzień lub „spece” od wychowania politycznego, licząc na załamanie psychiczne więźniów, zazwyczaj składali propozycję nawiązania określonej współpracy w charakterze tzw. kapusia lub tajnego współpracownika.
Obiecywali natychmiastowe przenosiny do normalnej celi, kontakt z rodziną, wizytę w kantynie, nieograniczone spacery i wiele innych kuszących propozycji, które dla więźnia po kilkunastotygodniowym pobycie w samotności, notabene w skrajnie prymitywnych warunkach, wydawały się wręcz niewyobrażalne. Po odmowie rozpoczynała się kolejna seria brutalnych tortur. Pobyt w karcerze, wyrywanie paznokci lub szantaż psychiczny polegający na symulowaniu wykonywania wyroków śmierci w sąsiednich celach. Historyk opisał także funkcjonowanie cel śmierci.
Czynnik psychiczny, ciągła obawa, że ten dzień może być ostatnim w ich życiu, odgrywał w tym wypadku nie mniejszą rolę niż inne szykany w procesie powolnego niszczenia ludzi. Ile lat, miesięcy, tygodni lub dni można było wytrzymać w tego rodzaju warunkach? Historie np. Zygmunta Szendzielarza, Tadeusza Płużańskiego, ppłka Łukasza Cieplińskiego, Kazimierza Moczarskiego, Jerzego Woźniaka i Władysława Gałki wskazują, że w celi śmierci przebywali oni od kilku miesięcy do nawet kilku lat
—zaznaczył prof. Wolsza. Tadeusz Płużański, wybitny publicysta, znawca losów Żołnierzy Wyklętych mówił o komunistycznym, morderczym systemie represji skierowanym na niszczenie Polaków.
To był wielki aparat zbrodni: urzędy bezpieczeństwa, Informacja Wojskowa, wspomniany Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego, ale też cały aparat sądowniczy - sędziowie, prokuratorzy i będący na samym końcu tego zbrodniczego łańcucha – kaci
—mówił Płużański. Dziennikarz podzielił się swoją wiedzą na temat oprawców rotmistrza Witolda Pileckiego i swojego ojca, profesora Tadeusza Płużańskiego, wymieniając konkretne nazwiska.
Piotr Śmietański i Aleksander Drej uśmiercali naszych bohaterów metodą sowiecką, katyńską, strzałem w potylicę
—mówił Płużański, wymieniając także pozostałych przedstawicieli wielkiego aparatu zbrodni. Zdaniem redaktora oprawców tych nie dosięgła kara ze względu na wadliwy system prawa polskiego.
Wszyscy ci zbrodniarze są zbyt starzy, chorzy, by stawać przed sądem, a dodatkowo istniejące przepisy nie pozwalają ich skutecznie ścigać, a jednym z większych problemów naszej współczesnej Polski jest fakt, iż uznajemy legalność tamtego komunistycznego państwa, tamtego prawa, również stalinowskiego, które odpowiada za proces rotmistrza Pileckiego i innych bohaterów narodowych
—zakończył Płużański. Komunistyczny reżim nie zdołał zamknąć w katowniach wszystkich Żołnierzy Wyklętych. Części z nich udało się przedostać się na Zachód.
O ich losach opowiedział dr Piotr Kardela. Wśród bohaterów, których losy przybliżył dr Kardela, znaleźli się m.in. ppor. Adam Galiński ps. „Adam”, „Pan P”, ppor. Jan Morelewski ps. „Roland”, ppor. Stanisław Szabunia ps. „Licho”, ppor. Bolesław Szmajdowicz ps. „Błysk”, rtm. Władysław Kitowski ps. „Grom”, „Orlicz”, Wacław Bniński ps. „Key”, „Roman”, por. Henryk Lewczuk ps. „Młot” czy Wacław Soroka ps. „Gdeszyński”, „Halny”, „Jałczyn”.
Historyk opisywał, iż zdecydowana większość polskiego uchodźstwa swój antykomunizm prezentowało za pomocą słowa, druku i udziału w patriotycznych uroczystościach.
Część polskich antykomunistycznych organizacji na Zachodzie wspierało opozycję w PRL. Ale nie były to jedyne formy działalności. Inaczej – bo radykalnie – działała powstała w 1967 r. w Hartford w stanie Connecticut w USA organizacja „Wolne Orły”. Tworzyli ją byli żołnierze Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych (np. były oficer NSZ Stefan Celichowski ps. „Skalski”) oraz uciekinierzy polityczni z rządzonej przez komunistów Polski. Ojcem duchowym organizacji był zamieszkały w Waterbury ppłk Zub-Zdanowicz ps. „Ząb”, kawaler Orderu Virtuti Militari, były cichociemny, szef sztabu Brygady Świętokrzyskiej NSZ. „Wolne Orły” wydawały pismo „Ku Wolności”, redagowane przez Józefa Kleszczyńskiego, byłego żołnierza AK ps. „Młodzik”, który w 1946 r. uciekając przed UB przedostał się do 2. Korpusu gen. Andersa we Włoszech, a potem do USA
—mówił dr Kardela.
Gdy trwała wojna w Wietnamie, organizacja ta na terenie Connecticut przeprowadziła wiele spektakularnych akcji” – opowiadał historyk podając przykłady zakłócania akademii organizowanych przez dyplomatów PRL oraz zwalczania komunistycznej propagandy . „Według ustaleń Departamentu I MSW, czyli cywilnego wywiadu zagranicznego PRL, „Wolne Orły” posiadały też skrzydło konspiracyjne, paramilitarne, które po masakrze polskich robotników w Grudniu `70 planowało bezpośrednio wystąpić przeciw komunistycznym dygnitarzom i ich obiektom. Miał to być odwet za zabitych rodaków na Wybrzeżu
—dodał dr Kardela.
Komuniści zrobili bardzo wiele, by ująć tych, których uważali za swoich wrogów. Zrobiono także wiele, by przekonać Polaków, że to komuniści są prawdziwą władzą a ci, którzy przeciwko nim występują, są bandytami i kryminalistami
—mówił z kolei prof. Krzysztof Szwagrzyk. Historyk przypomniał, że w powojennej Polsce dochodziło nie tylko do rozstrzeliwania partyzantów, ale także wieszano ich na szubienicach na rynkach polskich miast.
Prof. Szwagrzyk zwracał także uwagę na to, że dopiero dziś w Polsce przywracana jest pamięć o powojennych bohaterach. Poinformował, że zaledwie dwa lata temu udało się odnaleźć głowę Józefa Franczaka „Lalka”. Historyk podkreślił, że rodzinom Żołnierzy Wyklętych nie tylko nie wydawano ciał, ale nawet pozbawiano ich informacji o miejscu pochówku ich najbliższych.
Ciąg dalszy na kolejnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
W swoim wystąpieniu prof. Wolsza opisał brutalne metody tortur fizycznych i psychicznych stosowanych wobec Żołnierzy Wyklętych. Oficerowie bezpieki i straż więzienna praktykowały bez ograniczeń karę bolesnego bicia drewnianymi i metalowymi prętami po całym ciele, nie wyłączając genitaliów oraz palców u rąk i nóg.
Jak nie skutkowało bicie, funkcjonariusze resortu bezpieczeństwa w czasie niekończących się rozmów dokładali inne tortury. Poruszenie kończyło się brutalnym biciem. Była również odmiana tzw. stójki, praktykowana zimą
—mówił prof. Wolsza podając przykład emisariusza rządu RP na obczyźnie Wacława Felczaka, który przeszedł sześciodobowy pobyt w stójce przy otwartym oknie. Pod koniec dłuższego pobytu w karcerze, izolatce lub ciemnicy naczelnicy więzień lub „spece” od wychowania politycznego, licząc na załamanie psychiczne więźniów, zazwyczaj składali propozycję nawiązania określonej współpracy w charakterze tzw. kapusia lub tajnego współpracownika.
Obiecywali natychmiastowe przenosiny do normalnej celi, kontakt z rodziną, wizytę w kantynie, nieograniczone spacery i wiele innych kuszących propozycji, które dla więźnia po kilkunastotygodniowym pobycie w samotności, notabene w skrajnie prymitywnych warunkach, wydawały się wręcz niewyobrażalne. Po odmowie rozpoczynała się kolejna seria brutalnych tortur. Pobyt w karcerze, wyrywanie paznokci lub szantaż psychiczny polegający na symulowaniu wykonywania wyroków śmierci w sąsiednich celach. Historyk opisał także funkcjonowanie cel śmierci.
Czynnik psychiczny, ciągła obawa, że ten dzień może być ostatnim w ich życiu, odgrywał w tym wypadku nie mniejszą rolę niż inne szykany w procesie powolnego niszczenia ludzi. Ile lat, miesięcy, tygodni lub dni można było wytrzymać w tego rodzaju warunkach? Historie np. Zygmunta Szendzielarza, Tadeusza Płużańskiego, ppłka Łukasza Cieplińskiego, Kazimierza Moczarskiego, Jerzego Woźniaka i Władysława Gałki wskazują, że w celi śmierci przebywali oni od kilku miesięcy do nawet kilku lat
—zaznaczył prof. Wolsza. Tadeusz Płużański, wybitny publicysta, znawca losów Żołnierzy Wyklętych mówił o komunistycznym, morderczym systemie represji skierowanym na niszczenie Polaków.
To był wielki aparat zbrodni: urzędy bezpieczeństwa, Informacja Wojskowa, wspomniany Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego, ale też cały aparat sądowniczy - sędziowie, prokuratorzy i będący na samym końcu tego zbrodniczego łańcucha – kaci
—mówił Płużański. Dziennikarz podzielił się swoją wiedzą na temat oprawców rotmistrza Witolda Pileckiego i swojego ojca, profesora Tadeusza Płużańskiego, wymieniając konkretne nazwiska.
Piotr Śmietański i Aleksander Drej uśmiercali naszych bohaterów metodą sowiecką, katyńską, strzałem w potylicę
—mówił Płużański, wymieniając także pozostałych przedstawicieli wielkiego aparatu zbrodni. Zdaniem redaktora oprawców tych nie dosięgła kara ze względu na wadliwy system prawa polskiego.
Wszyscy ci zbrodniarze są zbyt starzy, chorzy, by stawać przed sądem, a dodatkowo istniejące przepisy nie pozwalają ich skutecznie ścigać, a jednym z większych problemów naszej współczesnej Polski jest fakt, iż uznajemy legalność tamtego komunistycznego państwa, tamtego prawa, również stalinowskiego, które odpowiada za proces rotmistrza Pileckiego i innych bohaterów narodowych
—zakończył Płużański. Komunistyczny reżim nie zdołał zamknąć w katowniach wszystkich Żołnierzy Wyklętych. Części z nich udało się przedostać się na Zachód.
O ich losach opowiedział dr Piotr Kardela. Wśród bohaterów, których losy przybliżył dr Kardela, znaleźli się m.in. ppor. Adam Galiński ps. „Adam”, „Pan P”, ppor. Jan Morelewski ps. „Roland”, ppor. Stanisław Szabunia ps. „Licho”, ppor. Bolesław Szmajdowicz ps. „Błysk”, rtm. Władysław Kitowski ps. „Grom”, „Orlicz”, Wacław Bniński ps. „Key”, „Roman”, por. Henryk Lewczuk ps. „Młot” czy Wacław Soroka ps. „Gdeszyński”, „Halny”, „Jałczyn”.
Historyk opisywał, iż zdecydowana większość polskiego uchodźstwa swój antykomunizm prezentowało za pomocą słowa, druku i udziału w patriotycznych uroczystościach.
Część polskich antykomunistycznych organizacji na Zachodzie wspierało opozycję w PRL. Ale nie były to jedyne formy działalności. Inaczej – bo radykalnie – działała powstała w 1967 r. w Hartford w stanie Connecticut w USA organizacja „Wolne Orły”. Tworzyli ją byli żołnierze Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych (np. były oficer NSZ Stefan Celichowski ps. „Skalski”) oraz uciekinierzy polityczni z rządzonej przez komunistów Polski. Ojcem duchowym organizacji był zamieszkały w Waterbury ppłk Zub-Zdanowicz ps. „Ząb”, kawaler Orderu Virtuti Militari, były cichociemny, szef sztabu Brygady Świętokrzyskiej NSZ. „Wolne Orły” wydawały pismo „Ku Wolności”, redagowane przez Józefa Kleszczyńskiego, byłego żołnierza AK ps. „Młodzik”, który w 1946 r. uciekając przed UB przedostał się do 2. Korpusu gen. Andersa we Włoszech, a potem do USA
—mówił dr Kardela.
Gdy trwała wojna w Wietnamie, organizacja ta na terenie Connecticut przeprowadziła wiele spektakularnych akcji” – opowiadał historyk podając przykłady zakłócania akademii organizowanych przez dyplomatów PRL oraz zwalczania komunistycznej propagandy . „Według ustaleń Departamentu I MSW, czyli cywilnego wywiadu zagranicznego PRL, „Wolne Orły” posiadały też skrzydło konspiracyjne, paramilitarne, które po masakrze polskich robotników w Grudniu `70 planowało bezpośrednio wystąpić przeciw komunistycznym dygnitarzom i ich obiektom. Miał to być odwet za zabitych rodaków na Wybrzeżu
—dodał dr Kardela.
Komuniści zrobili bardzo wiele, by ująć tych, których uważali za swoich wrogów. Zrobiono także wiele, by przekonać Polaków, że to komuniści są prawdziwą władzą a ci, którzy przeciwko nim występują, są bandytami i kryminalistami
—mówił z kolei prof. Krzysztof Szwagrzyk. Historyk przypomniał, że w powojennej Polsce dochodziło nie tylko do rozstrzeliwania partyzantów, ale także wieszano ich na szubienicach na rynkach polskich miast.
Prof. Szwagrzyk zwracał także uwagę na to, że dopiero dziś w Polsce przywracana jest pamięć o powojennych bohaterach. Poinformował, że zaledwie dwa lata temu udało się odnaleźć głowę Józefa Franczaka „Lalka”. Historyk podkreślił, że rodzinom Żołnierzy Wyklętych nie tylko nie wydawano ciał, ale nawet pozbawiano ich informacji o miejscu pochówku ich najbliższych.
Ciąg dalszy na kolejnej stronie
Strona 2 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/282878-w-pe-uczczono-pamiec-o-zolnierzach-wykletych-wsrod-sluchaczy-byli-goscie-z-zagranicy-ktorzy-po-raz-pierwszy-slyszeli-ze-cos-takiego-bylo-jak-druga-konspiracja-zobacz-zdjecia?strona=2
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.