Fascynujące spotkanie z Marią Rodziewiczówną. "Niech dzieci i młodzież uczą się patriotyzmu z jej książek". ZDJĘCIA i WIDEO

Fot. Blogpress
Fot. Blogpress

W książce „Lato leśnych ludzi” jest i patriotyzm, i religia, i Bóg, i przyroda. I wszystko w takiej kompozycji, tak prosto napisane. To najpiękniejsza polska powieść przyrodnicza. Tu misja dla nas wszystkich - te dobre rzeczy, które mamy w literaturze, niech one wracają. Niech dzieci się z nich uczą.

11 listopada 2015 roku, w Narodowe Święto Niepodległości i w 67. rocznicę uroczystego, drugiego pogrzebu Marii Rodziewiczówny, w kościele św. Krzyża została odprawiona msza św. w intencji pisarki i za Ojczyznę, której wiernie służyła do ostatnich chwil życia, a później Dariusz Morsztyn, który stworzył skromne muzeum na Mazurach, opowiadał o życiu pisarki i własnych poszukiwaniach jej śladów na Polesiu.

Jakże niezwykłe jest świętować Dzień Niepodległości wspominając tak niezwykłą postać

— mówił w kazaniu ks. proboszcz Zygmunt Berdychowski.

Gdyby wspomnieć tylko to jedno zdanie, które mówiła - o dwóch potęgach. „Są dwie potęgi, którym trzeba oddać wszystko, a w zamian nie brać nic – to Bóg i Ojczyzna. (..) Ci, którzy pozostawili po sobie szlachetną pamięć, powracają i błyszczą jeszcze mocniej, i stają się jeszcze bardziej niż może za życia, nauczycielami.

Fot. Blogpress
Fot. Blogpress

Na zakończenie Halina Łabonarska odczytała przemówienie Rodziewiczówny wygłoszone podczas powitania pielgrzymki Związku Polek z Ameryki w maju 1928 roku.

Miłośników twórczości Marii Rodziewiczówny, harcerzy, pasjonatów Kresów oraz wszystkich, którzy chcieli bliżej poznać tę wybitną pisarkę, zaproszono po mszy św. na „Spotkanie z Rodziewiczówną” w dolnym kościele. Postać pisarki przybliżył Dariusz Morsztyn – „Biegnący Wilk” (to jego puszczańskie miano), twórca małego Muzeum Rodziewiczówny na Mazurach.

Fot. Blogpress
Fot. Blogpress

Spotkanie prowadziła Marzena Nykiel (wPolityce.pl), która powiedziała:

Bardzo się cieszę, że jesteśmy tutaj w tak ogromnej liczbie, to oznacza, że Maria Rodziewiczówna żyje, mimo że próbowano zrobić wszystko, żebyśmy o niej zapomnieli, mimo że jej powieści nie znajdują się na listach lektur, być może dlatego, że za wielka miłość do Polski, zbyt duży patriotyzm bije z jej książek. Opisuje bardzo trudne momenty z dziejów naszej Ojczyzny.

I podkreśliła:

Maria Rodziewiczówna mówiła o dwóch potęgach, którym trzeba służyć, oddając wszystko i nie chcąc w zamian nic: to Bóg i Ojczyzna. Rzeczywiście tak żyła. Kiedy w czasie II wojny światowej, bardzo schorowana, zmęczona wojenną tułaczką, dowiedziała się, że jej dwór w Hruszowej został doszczętnie spalony, że nic nie zostało z jej 60 lat ciężkiej pracy, powiedziała jedno: „To wszystko nic, byle Polska była”.

— podkreśliła.

Stoję tu jako przedstawiciel tego pokolenia, które zna Rodziewiczównę jedynie z jej książek - dodała Marzena Nykiel - jako świadek tego, że prawda i potężna miłość do Polski i do Pana Boga, ta siła, która daje zjednoczenie narodowi, jest żywa w jej książkach i przemawia do nas. One są tak aktualne, że myślę, że każdy, niezależnie do tego, ile ma lat, poczuje czytając je, że w naszych żyłach, w naszych sercach tętni polska krew. Była przeciwna uchodźstwu i w każdej z książek przestrzegała, żebyśmy bronili ziemi, bo ona składa się na siłę naszego kraju.

Fot. Blogpress
Fot. Blogpress

Dariusz Morsztyn nie tylko mówił w barwny sposób o pisarce i jej życiu, ale przede wszystkim opowiadał o własnych poszukiwaniach śladów po Marii Rodziewiczównie na Polesiu - obecnie na Białorusi, mówił o tym, jak szukał miejsca, gdzie znajdowała się opisywana w powieści „Lato leśnych ludzi” chatka, w której Rosomak, Pantera i Żuraw (w rzeczywistości były to: Maria Rodziewiczówna, Maria Jastrzębska i Jadwiga Skirmunttówna) – spędzali lato w leśnej głuszy. Ta chatka istniała naprawdę, została zbudowana w 1911 roku i stanowi kanwę powieści. To właśnie tam z miłości do przyrody przemieszkiwały panie latem. A trzeba pamiętać, że pisarka miała już wówczas 50 lat.

W książce „Lato leśnych ludzi” jest i patriotyzm, i religia, i Bóg, i przyroda. I wszystko w takiej kompozycji, tak prosto napisane. I to życie, jakie tam spędzały, to jest po prostu raj na ziemi

— mówił „Biegnący Wilk”.

To najpiękniejsza polska powieść przyrodnicza, to polska „Księga dżungli”. Tu misja dla nas wszystkich - te dobre rzeczy, które mamy w literaturze, niech one wracają. Niech dzieci się z nich uczą. Czemu tego nie ma szkole?

Ta książka spowodowała niezwykły ruch wychowawczy w Polsce - puszczaństwo, które stanowi kwintesencję harcerstwa i skautingu. Bytowanie w lesie, poznawanie przyrody i jej chronienie.

Ja jestem Dariusz Morsztyn, ale jeszcze bardziej jestem Biegnący Wilk

— podkreślił.

Dariusz Morsztyn zaznaczył, że pisarka była osobą niezwykłą, mając zaledwie 17 lat (a uczyła się wtedy u sióstr w Jazłowcu) przejęła administrację bardzo zadłużonego, 1500 hektarów liczącego gospodarstwa w Hruszowej i odtąd sama je prowadziła. I nie tylko wyprowadziła je z długów (trwało to 26 lat), ale jeszcze spłaciła 2/3 jego wartości innym spadkobiercom - swemu rodzeństwu i utrzymywała swoją matkę. Zakładała szkoły, zbudowała kościół w Antopolu, stawiała pomniki, m.in. Romualda Traugutta, zakładała towarzystwa ziemiańskie. Malowała talerze, sama robiła meble, zakładała inspekty, zajmowała się pszczelarstwem.

To jest fenomen człowieka

—zaznaczył Morsztyn.

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.