„Wszyscy chcemy, żebyśmy sami, jak i następne pokolenia, żyli w środowisku dobrym, lepszym, żeby zostawić po sobie nie tylko niezmienione, ale może poprawione środowisko. Natomiast „Zielony Ład” jest działaniem ideologicznym, które nie liczy się z kosztami, które uderza w produkcję żywności. Trochę to jest dziwne, że kiedy w Europie chce się ograniczyć produkcję rolniczą, to poprzednia Komisja Europejska rzutem na taśmę podpisała umowę o strefie wolnego handlu z największymi krajami rolniczymi Ameryki Południowej, z grupą Mercosur (Brazylia, Argentyna, Paragwaj i Urugwaj)” - mówi portalowi wPolityce.pl Jan Krzysztof Adranowski, były minister rolnictwa, przewodniczący Rady ds. Rolnictwa i Obszarów Wiejskich przy prezydencie Andrzeju Dudzie.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Na Zachodzie obserwujemy coraz silniejszą krucjatę przeciwko produktom pochodzenia zwierzęcego i hodowli zwierząt. Z czego ona wynika?
Jan Krzysztof Ardanowski: To są ewidentnie wpływy ideologii lewicowej, żeby nie powiedzieć lewackiej. Zmiana aksjologii europejskiej, tej opartej o wartości chrześcijańskie. Ekolodzy czy pseudoekolodzy – nie wiem już w końcu jak ich nazwać, bo oni wszyscy są nazywani ekologami, jako że jest to modne hasło – upatrzyli sobie rolników jako wroga. Twierdzenie, że rolnictwo jest działalnością gospodarczą, która ingeruje w środowisko, jest działalnością wręcz szkodliwą stanowi zaprzeczenie całej tradycji rozwoju cywilizacji, gdzie rolnictwo było jedną z najważniejszych, a przez wieki najważniejszą dziedziną działalności gospodarczej. Takim pewnego rodzaju symbolem jest to, że przez wieki przejawem bogactwa kraju było sformułowanie „kraj mlekiem i miodem płynący”. W tej chwili działacze lewicowi – w Polsce można wymienić panią europoseł Spurek i innych, którzy również w ten sposób się wypowiadają – twierdzą, że produkcja mleka jest barbarzyństwem, że hodowla bydła jest gwałceniem krów, że mleko jest szkodliwym produktem, bez którego ludzie mogą żyć, a miód to jest produkt kradziony pszczołom. Czyli w ich mniemaniu człowiek zachowuje się jak bandyta, jak barbarzyńca. Moim zdaniem wynika to z jakiejś głębszej ideologii lewicowej, której – powiem szczerze – nie tylko że nie popieram, ale nie rozumiem. Trzeba bowiem brać pod uwagę żywnościowe potrzeby ludzi, to czym Europa chce się żywić. A zresztą kraje, które mają dobre warunki do rolnictwa – Polska do takich należy – nie mogą tylko myśleć o zaopatrzeniu jedynie swoich obywateli. Przecież znaczna część kuli ziemskiej nie ma dobrych warunków do rolnictwa. Czasami to rolnictwo jest absolutnie niemożliwe – pustynie, brak wody, zasolenie gruntów, bardzo wysokie temperatury sprawiają, że tam rolnictwo nie będzie się rozwijać. Czyli ci, którzy mają rolnictwo w dobrych warunkach, w umiarkowanej szerokości geograficznej, tak jak w Polsce, mają wręcz obowiązki wobec ludzkości. I trudno sobie wyobrazić, że rolnictwo będzie się zwijało.
Jednocześnie jest uderzenie w produkcję roślinną, czyli w uprawy rolne. Mówi się o tym, że są to przestrzenie antropogeniczne, zmienione przez człowieka, czyli to nie jest przyroda. Stąd zdaniem ideologów należy iść w kierunku odłogowania, rezygnacji z upraw, ograniczenia ich powierzchni. Temu ma służyć między innymi europejski „Zielony Ład”, który jest ideologią – lewicową ideologią, której twarzą jest pan Timmermans. Komisja Europejska ogłosiła go bez żadnych konsultacji z rolnikami, również bez troski o zaopatrzenie rynku żywnościowego Europy. A przede wszystkim to, na co pani zwróciła uwagę – w pierwszej kolejności atak idzie na zwierzęta. Na wszystkie zwierzęta. Na te, z których pozyskujemy mięso. Lewicowi działacze twierdzą, że ludzie nie muszą jeść mięsa, że bez mięsa się można obyć, że zabijanie zwierząt na mięso jest barbarzyństwem i należy w ogóle doprowadzić do tego, żeby nie hodować zwierząt na mięso. Timmermans kilka miesięcy temu stwierdził, że trzeba iść w kierunku mięsa syntetycznego, pozyskiwanego z węglowodorów.
To samo powiedział ostatnio Bill Gates…
Tak, ale to jest jakaś utopia. To jest jakaś ideologia, której ja nie rozumiem, a rolnicy nigdy nie zaakceptują, bo w tym momencie również rolnicy stają się zbędni – nie wiadomo po co ten zawód ma istnieć. A przecież polityka, którą się wobec rolnictwa od wielu lat modeluje, modyfikuje, zakłada, że również rolnicy mają zajmować się innymi usługami publicznymi, troską o krajobraz, o przyrodę itd.
Uderzenie w zwierzęta to nie jest tylko w mięso. Tak jak powiedziałem: mleko to jest zdaniem ideologów „gwałcenie krów”, to jest „cierpienie bydła” - coś niezrozumiałego, coś chorego i głupiego, bo ktoś, kto ma trochę oleju w głowie, wie, że niewydojenie krowy powoduje cierpienie, choroby wymienia i straszny ból zwierzęcia. Zaczyna się eliminować również inne grupy zwierząt tłumacząc, że ich hodowla jest nadużyciem, jest niemoralna. Tu uderzenie idzie bardzo silnie w zwierzęta futerkowe. Twierdzi się, że futra są niepotrzebne. Dopóki na świecie jest zapotrzebowanie, a ono nie słabnie, ta hodowla powinna być prowadzona. Na futra i ze względu na warunki klimatyczne, ale również jako element prestiżu, pozycji społecznej, istniej ogromne zapotrzebowanie. Są jednocześnie absolutnie ekologicznym okryciem człowieka, ponieważ futra – nawet najlepiej konserwowane – po kilkudziesięciu latach ulegają biodegradacji, rozsypują się, wracają do przyrody. Natomiast ubrania syntetyczne, które mają zastąpić futra, nie rozłożą się nigdy – może tysiąc lat, to jest okres rozkładu. Jest to zatem zaprzeczenie ekologii. To futra są ekologiczne. Ale kwestionowanie hodowli zwierząt futerkowych, twierdzenie, że trzeba ją zlikwidować, jest również na sztandarach tych przeciwników rolnictwa. To są zdecydowanie ruchy lewicowe. Dla mnie „Piątka dla zwierząt” była niezrozumiałym wpisaniem się mojej macierzystej partii, w której jestem dwadzieścia lat, w neomarksistowskie ruchy lewicowe. Niezależnie od intencji twórców to się wpisuje w ideologię Szkoły Frankfurckiej, tworzenia nowego człowieka europejskiego, walki z europejską tradycją, z chrześcijaństwem – to trzeba bardzo mocno podkreślić. To ma być stworzenie nowego człowieka opartego o całkowicie nową, lewicowo-ekologiczną ideologię. Na naszych oczach następuje gloryfikacja, ubóstwienie zwierząt, przyrody – z tego tworzy się bożka. Powstają nowe mityczne bożki, a jednocześnie ci sami ludzie, którzy z taką troską mówią o zwierzętach, o potrzebie ich ochrony, o empatii w stosunku do zwierząt zapominają, że to człowiek jest panem stworzenia i to lewicowe myślenie uderza również w podstawy, które są w „Biblii”. Mówi się o prawach zwierząt – prawa to są dla ludzi, a co do zwierząt, to powinniśmy wszyscy starać się, by żyły w dobrych warunkach. „Biblia” mówi o tym, że człowiek ma prawo gospodarować nimi w sposób racjonalny oczywiście uwzględniając potrzeby tzw. dobrostanu zwierząt (to jest nowomowa, to słowo powstało kilkanaście lat temu, kiedyś mówiło się o dobrych warunkach utrzymania zwierząt). Myślę, że wszyscy ludzie wrażliwi w tym kierunku chcą działać, ale nie może być aksjologicznego podmienienia człowieka jako pana stworzenia przez przyrodę, przez zwierzęta. To wszystko się z sobą wiąże.
Ostatnio Sylwia Spurek napisała na Twitterze: „Proponuję „5 dla branży roślinnej”: 1. zakaz reklamy mięsa, mleka, jaj; 2. likwidacja funduszy promocji tych produktów; 3. powołanie funduszu promocji weganizmu; 4. od przedszkola zajęcia „klimat i prawa zwierząt”; 5. 0 proc. VAT na zamienniki mięsa, mleka, jaj”. Jakie konsekwencje miałoby spełnienie tych postulatów?
Koniec rolnictwa. Mówię to absolutnie otwarcie. W Polsce rolnictwo pokazało swoją przydatność społeczną. Bezpieczeństwo żywnościowe, które w tej chwili mamy, zawdzięczamy rolnikom. Proszę sobie wyobrazić w okresie pandemii jeszcze puste półki. To dzięki rolnikom mamy pod dostatkiem żywności, której nota bene nie szanujemy, którą marnujemy w około 30 procentach. Ale również wielki eksport – to jest istotny udział w dochodach naszej gospodarki – w 2020 roku, pomimo pandemii, okazuje się, że zapotrzebowanie na świecie na żywność jest bardzo wysokie. W tej chwili są stosunkowo wysokie ceny produktów roślinnych, zboża, rzepaku. Eksport również jest napędzany przez polskie rolnictwo. Zresztą konsumenci mają prawo decydować o tym, czym się chcą odżywiać Jeżeli ktoś chce być weganinem – jego wola. Ja tego nie rozumiem, ale szanuję decyzję każdego. Niemniej to człowiek decyduje, a nie pani Spurek. Jeżeli zatem mielibyśmy zredukować rolnictwo jedynie do produkcji roślinnej, nota bene bardzo mocno ograniczonej w zakresie plonotwórczych czynników produkcji – bo „Zielony Ład” również to zakłada – to będzie to poważne uderzenie w rolnictwo tym bardziej, że to nie jest tak, że wszyscy zajmą się produkcją roślin.
Naiwnością jest twierdzenie, że rezygnacja czy istotne ograniczenie środków chemicznych zarówno do nawożenia, jak i ochrony roślin, poprawi rolnictwo, poprawi uprawy. Wprost przeciwnie – prawo żywienia roślin stworzone przez Liebiga w XIX wieku mówi wyraźnie, w jaki sposób odżywiają się rośliny. Jeżeli zmniejszymy środki chemiczne – oczywiście trzeba szukać tych lepszych, tych coraz bardziej finezyjnych, które mają mniejszą uciążliwość dla środowiska – jeżeli od nich odejdziemy, to nastąpi potworne zachwaszczenie upraw rolnych, a jednocześnie pogorszy się jakość produktów. Niezastosowanie ochrony powoduje porażenia przez grzyby, pleśnie czyli powstają mykotoksyny i różne inne toksyczne dla organizmu substancje pochodzące od szkodników, czy innych patogenów. Jest to więc zaprzeczenie racjonalności rolnictwa. Z jakichś powodów ideologicznych, nienawidząc ludzi, nienawidząc rolników, lewicowi działacze chcą zniszczyć rolnictwo w Europie. Rządy w Europie, w Unii Europejskiej są rządami europejskiej lewicy, która chce zrealizować swoje ideologiczne plany.
Jak silne jest to lewicowe lobby w UE? Czy ono jest w stanie, czy ma taką moc, żeby zagrozić polskim rolnikom?
Trudno mi to precyzyjnie ocenić. „Zielony Ład” w hasłach ogólnych jest oczywiście niekwestionowany – czyli rolnictwo bardziej proekologiczne, zrównoważone, które musi brać pod uwagę również środowisko, w jakim funkcjonuje. Wszyscy chcemy, żebyśmy sami, jak i następne pokolenia, żyli w środowisku dobrym, lepszym, żeby zostawić po sobie nie tylko niezmienione, ale może poprawione środowisko. Natomiast „Zielony Ład” jest działaniem ideologicznym, które nie liczy się z kosztami, które uderza w produkcję żywności. Trochę to jest dziwne, że kiedy w Europie chce się ograniczyć produkcję rolniczą, to poprzednia Komisja Europejska rzutem na taśmę podpisała umowę o strefie wolnego handlu z największymi krajami rolniczymi Ameryki Południowej, z grupą Mercosur (Brazylia, Argentyna, Paragwaj i Urugwaj).
Czyli tam, gdzie mamy wielkie koncerny…
Tam są potężne koncerny, produkcja bez przestrzegania norm – tych wysokich, wyśrubowanych, które są w Europie, bez możliwości skontrolowania, jak to się odbywa, jak są tam hodowane zwierzęta, jakie substancje chemiczne są stosowane, jakie antybiotyki. W dalszym ciągu mamy tam do czynienia z wypalaniem Puszczy Amazońskiej w celu zwiększenia upraw. To jest hipokryzja: uspokajanie sumienia Europy, a przerzucanie emisji i tych negatywnych dla przyrody zjawisk na inne kontynenty. „Zielony Ład” nie liczy się z możliwościami ekonomicznymi rolników – zgodnie z nim trzeba zastosować nowe technologie, nowe sposoby uprawy gleby, nowe siewniki, nowe, całkiem inne opryskiwacze; podejście do ochrony roślin: integrowana, biologiczna… To są ogromne koszty, ogromne nakłady. Tzw. rolnictwo precyzyjne, wykorzystujące dane satelitarne, z dronów, wykorzystujące mapowanie, skanowanie pól – skomplikowane rzeczy. I okaże się, że wśród tych wszystkich, którzy mają pełną gębę frazesów, mówiących o szczególnej roli mniejszych gospodarstw, rodzinnych, tych gospodarstw, które są podstawą ustroju w Polsce, niewielu znajdzie się rzeczywistych obrońców.
Jestem absolutnym zwolennikiem utrzymania dużej ilości małych gospodarstw, bo one pełnią nie tylko funkcje produkcyjne. Powinny oczywiście produkować, głównie na rynek lokalny, w krótkich łańcuchach i temu miały służyć te działania, które podejmowałem z przetwórstwem w gospodarstwach, sprzedażą bezpośrednią, rolniczym handlem detalicznym itd. Te gospodarstwa również zapewniają żywotność ekonomiczną i społeczną małych miejscowości, dlatego powinny pozostać. Ale te gospodarstwa, które są na ustach wielu obrońców polskiej wsi, to tylko i wyłącznie jest demagogia, ponieważ te gospodarstwa nie będą w stanie spełnić norm „Zielonego Ładu” i one jako pierwsze upadną. Duże gospodarstwa, mające zdolności finansowe, ekonomiczne, kredytowe szybciej będą w stanie te nowe, skomplikowane maszyny i technologie zakupić i zastosować niż te małe gospodarstwa, które na naszych oczach będą niszczały. Ale patrząc na strukturę rolnictwa europejskiego, to małe gospodarstwa są tylko w Polsce. Tylko u nas jest duża dominacja tych gospodarstw, które nie poddały się komunizmowi, które przetrwały najgorsze lata komuny – ludzie byli szykanowani, gnojeni, zamykani w więzieniach, mordowani, a utrzymali prywatną własność ziemi. W większości krajów europejskich są tylko wielkie gospodarstwa, poza może częścią mających specyficzne uprawy typu winorośl, oliwki, cytrusy. Te gospodarstwa są może trochę mniejsze na południu Europy. Natomiast w wielu krajach europejskich, a szczególnie w naszej części Europy pozostałe kraje, które były pod butem sowieckim, mają wielkie gospodarstwa. To są dawne PGR-y, dawne spółdzielnie produkcyjne. Tylko Polska ma tą unikalną w skali Europy strukturę malutkich gospodarstw i to uderzenie ideologiczne będzie skierowane przede wszystkim właśnie w te małe gospodarstwa w Polsce.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/539888-ardanowski-spelnienie-postulatow-lewicy-to-koniec-rolnictwa