Trochę szersze pytanie o Pani opinię na temat kryzysu urzędniczego etosu. Wiemy, że urzędnicy popełnili mnóstwo błędów i choć nie ma tu sprawstwa bezpośredniego, to jest – zdaje się – jakaś forma odpowiedzialności urzędników za straty klientów i Skarbu Państwa. Z czego wynika ten brak odpowiedzialności?
To pytanie raczej do psychologa niż ekonomisty. Z moich doświadczeń wynika, że „ryba psuje się od głowy”, tzn. wiele zależy od kierownictwa urzędu i panującej w nim atmosfery. Zauważmy też, że ze względu na mnogość obowiązujących praw, regulacji i zarządzeń, a także liczne niejednoznaczności interpretacyjne, trudno jest podejmować działania i wydawać decyzje, których nie da się zakwestionować. W tej sytuacji, kadra urzędnicza często działa tak, by uniknąć niebezpieczeństwa (np., szybka i pozytywna decyzja mogłaby sprowadzić podejrzenie korupcji; drobiazgowa kontrola na pierwszy sygnał o nieprawidłowościach też może spowodować podejrzenie co do przejrzystości jej motywów). Najbezpieczniej jest minimalizować swój udział w załatwianiu spraw poprzez komplikowanie trybu podejmowania decyzji, tak aby zaangażować w to wiele instancji, komórek organizacyjnych i osób. Kwestia odpowiedzialności urzędniczej ma zatem charakter systemowy i trudno karać szeregowych urzędników za to, że tak dobrze dopasowali się do warunków, w których przyszło im pracować.
Od wielu przedsiębiorców, z którymi miałem okazję w ostatnim czasie rozmawiać, dostawałem sygnały, o tym, że zagraniczne banki działające w Polsce często inaczej traktują firmy z rodzimym i zagranicznym kapitałem. Okazuje się, że historia Malmy nie jest tylko jednostkowym przypadkiem. Czy może się Pani jakoś odnieść do tego typu relacji? Czy to może być problem dla polskiej gospodarki? Czy podobne sygnały docierają tez do przedstawicieli RPP?
Myślę, że w relacjach bank-firma główną przesłanką jest wiarygodność kontrahenta i spodziewany zysk, a udział polskiego czy zagranicznego kapitału nie ma istotnego znaczenia. Jeżeli sytuacje wspomniane przez Pana zdarzają się, to są one raczej jednostkowe. Subiektywne oceny przedsiębiorców nie mogą być przesłanką uogólnień. W sektorze bankowym, podobnie jak w innych segmentach naszej gospodarki mamy zróżnicowane podejście do poszczególnych grup klientów. Jeśli naruszone są ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów, albo inne ustawy, to można dochodzić sprawiedliwości na drodze sądowej, chociaż faktem jest, że niektóre orzeczenia naszego wymiaru sprawiedliwości całkowicie odbiegają od elementarnego poczucia sprawiedliwości. Miejmy nadzieję, że sytuacja pod tym względem ulegnie poprawie w niezbyt odległej przyszłości. Natomiast nieformalne różnicowanie firm ze względu na pochodzenie ich kapitału (ich „narodowość”) rzeczywiście istnieje (np. w sektorze transportowym, w handlu), ale w relacjach między firmami, i jest to przejaw nieuczciwej konkurencji.
Czy według Pani wiedzy Komisja Nadzoru Finansowego weryfikuje na bieżąco zależności między bankami a reprezentantami notowanego na giełdzie polskiego biznesu? Czy można w ogóle tego typu historiom zapobiegać, czy musimy raczej liczyć na bardziej przemyślaną budowę biznesplanów? To tak naprawdę pytanie, czy stać nas już na to, żeby kapitałowo uniezależnić się od zagranicznych banków?
Najbardziej nawet przemyślane biznesplany nie zapobiegną nieuczciwości w biznesie. Komisja Nadzoru Finansowego (z którą nie mam żadnych powiązań, ani służbowych, ani towarzyskich) ma obowiązek reagować na sygnały dotyczące wszelkich nieprawidłowości w relacjach firm sektora finansowego z innymi podmiotami, bo inaczej mogłyby to zagrozić bezpieczeństwu i stabilności całego rynku finansowego. Również warszawska giełda dysponuje procedurami zapewniającymi uczciwość w obrocie giełdowym, chociaż to oczywiście nie wyeliminuje niebezpieczeństwa podejmowania pozaprawnych działań przez inwestorów wykorzystujących luki w systemie regulacyjnym. Nie widzę wszak żadnego związku między nieuczciwymi działaniami firm sektora finansowego a ich „narodowością”. Polonizacja banków oraz (ewentualnie) innych instytucji finansowych nie zapobiegnie powstawaniu tego rodzaju nadużyć. Polskie firmy też potrafią być „kreatywne” i wykorzystywać z pożytkiem dla siebie a szkodą dla klientów luki prawne i niski poziom wiedzy klientów o produktach finansowych. Kapitałowe uniezależnienie się od zagranicznych banków i siła naszego rodzimego sektora finansowego jest przede wszystkim pochodną siły polskiej gospodarki, a także skuteczności organów nadzoru nad rynkiem finansowym, o którą trzeba jak najszybciej zadbać.
Zmienię jeszcze temat i zapytam o niedawną wypowiedź prezesa Kaczyńskiego w radiowych „Sygnałach Dnia”. Szef PiS-u powiedział m. in, że „rząd nie może podejmować działań, które doprowadzą do zachwiania systemu bankowego”. Jak Pani odczytuje taką informację? To cios prosto w serca frankowiczów?
Szkoda, że tak późno, ale lepiej późno niż wcale. W przypadkach, gdy złamano prawo wprowadzając do umów kredytowych klauzule abuzywne lub stosując niedozwolone praktyki, poszkodowani klienci powinni – w przypadku fiaska mediacji – przekazać sprawę sądom indywidualnie, lub w pozwach zbiorowych. I tak czynią „frankowicze”. Natomiast nie widzę żadnych podstaw do przeliczenia nominowanych (bądź indeksowanych) zobowiązań kredytowych po kursie z dnia podpisania umowy, abstrahując od inflacji, zmian stawek na rynku międzybankowym i innych parametrów wpływających na poziom zadłużenia klientów. Jednocześnie uważam, że bezwzględnie należy zmusić banki do powetowania szkód spowodowanych stosowaniem niedozwolonych praktyk. Zajmuje się tym specjalny zespół ekspertów w NBP, a wyniki tych prac będą podane wkrótce do wiadomości publicznej. Wiedząc o tym, banki wyprzedzająco już podjęły starania rozbudowy „poduszki” kapitałowej, podnosząc po raz kolejny marże i opłaty dla wszystkich grup klientów detalicznych, a równocześnie obniżając oprocentowanie depozytów gospodarstw domowych do poziomu ujemnej realnej stopy oszczędności.
Po słowach prezesa Kaczyńskiego sektor bankowy niemal od razu zaświecił na zielono. Błyskawicznie widać było też różnice we wzrostach pomiędzy tymi bankami, które posiadają duży portfel kredytów frankowych i tymi, które mają mały portfel takich kredytów. I tak np. akcje mBank czy Millenium rosły odpowiednio o 6,27 proc. i 14,49 proc. Akcje Getin Bank wzrosły o 13,87 proc. Też na plusie, ale o wiele mniejszym były BZ WBK, PKOB BP i Pekao, które rosły odpowiednio 2,08 proc., PKO BP 2,54 i Pekao 1,03 proc. Sektor bankowy potrzebował takiego sygnału?
Nie tylko sektor bankowy, ale wszyscy inwestorzy i klienci banków. Kredyty mieszkaniowe zawsze generują wysokie ryzyko, bo są wysokokwotowe i zaciągane na długie okresy. Na razie te kredyty są obsługiwane bardzo dobrze. W przypadku gwałtownego pogorszenia sytuacji kredytobiorcy mamy ustawę z 9 października 2015 r. o wsparciu kredytobiorców, którzy zaciągnęli kredyt mieszkaniowy lecz ze względu na wydarzenia losowe nie są w stanie terminowo go obsługiwać. W tym kontekście ważne są zarówno słowa prezesa Prawa i Sprawiedliwości, które rozwiały marzenia „frankowiczów” jak i zapowiadane przez wicepremiera Mateusza Morawieckiego silne wzmocnienie kapitałowe Funduszu Wsparcia Kredytobiorców. Jeśli to nastąpi, powinni zyskać nieco większe poczucie bezpieczeństwa nie tylko „frankowicze”, ale wszyscy kredytobiorcy zagrożeni utratą dachu nad głową na skutek katastrof życiowych.
Z profesor Grażyną Ancyparowicz rozmawiał Artur Ceyrowski
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Trochę szersze pytanie o Pani opinię na temat kryzysu urzędniczego etosu. Wiemy, że urzędnicy popełnili mnóstwo błędów i choć nie ma tu sprawstwa bezpośredniego, to jest – zdaje się – jakaś forma odpowiedzialności urzędników za straty klientów i Skarbu Państwa. Z czego wynika ten brak odpowiedzialności?
To pytanie raczej do psychologa niż ekonomisty. Z moich doświadczeń wynika, że „ryba psuje się od głowy”, tzn. wiele zależy od kierownictwa urzędu i panującej w nim atmosfery. Zauważmy też, że ze względu na mnogość obowiązujących praw, regulacji i zarządzeń, a także liczne niejednoznaczności interpretacyjne, trudno jest podejmować działania i wydawać decyzje, których nie da się zakwestionować. W tej sytuacji, kadra urzędnicza często działa tak, by uniknąć niebezpieczeństwa (np., szybka i pozytywna decyzja mogłaby sprowadzić podejrzenie korupcji; drobiazgowa kontrola na pierwszy sygnał o nieprawidłowościach też może spowodować podejrzenie co do przejrzystości jej motywów). Najbezpieczniej jest minimalizować swój udział w załatwianiu spraw poprzez komplikowanie trybu podejmowania decyzji, tak aby zaangażować w to wiele instancji, komórek organizacyjnych i osób. Kwestia odpowiedzialności urzędniczej ma zatem charakter systemowy i trudno karać szeregowych urzędników za to, że tak dobrze dopasowali się do warunków, w których przyszło im pracować.
Od wielu przedsiębiorców, z którymi miałem okazję w ostatnim czasie rozmawiać, dostawałem sygnały, o tym, że zagraniczne banki działające w Polsce często inaczej traktują firmy z rodzimym i zagranicznym kapitałem. Okazuje się, że historia Malmy nie jest tylko jednostkowym przypadkiem. Czy może się Pani jakoś odnieść do tego typu relacji? Czy to może być problem dla polskiej gospodarki? Czy podobne sygnały docierają tez do przedstawicieli RPP?
Myślę, że w relacjach bank-firma główną przesłanką jest wiarygodność kontrahenta i spodziewany zysk, a udział polskiego czy zagranicznego kapitału nie ma istotnego znaczenia. Jeżeli sytuacje wspomniane przez Pana zdarzają się, to są one raczej jednostkowe. Subiektywne oceny przedsiębiorców nie mogą być przesłanką uogólnień. W sektorze bankowym, podobnie jak w innych segmentach naszej gospodarki mamy zróżnicowane podejście do poszczególnych grup klientów. Jeśli naruszone są ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów, albo inne ustawy, to można dochodzić sprawiedliwości na drodze sądowej, chociaż faktem jest, że niektóre orzeczenia naszego wymiaru sprawiedliwości całkowicie odbiegają od elementarnego poczucia sprawiedliwości. Miejmy nadzieję, że sytuacja pod tym względem ulegnie poprawie w niezbyt odległej przyszłości. Natomiast nieformalne różnicowanie firm ze względu na pochodzenie ich kapitału (ich „narodowość”) rzeczywiście istnieje (np. w sektorze transportowym, w handlu), ale w relacjach między firmami, i jest to przejaw nieuczciwej konkurencji.
Czy według Pani wiedzy Komisja Nadzoru Finansowego weryfikuje na bieżąco zależności między bankami a reprezentantami notowanego na giełdzie polskiego biznesu? Czy można w ogóle tego typu historiom zapobiegać, czy musimy raczej liczyć na bardziej przemyślaną budowę biznesplanów? To tak naprawdę pytanie, czy stać nas już na to, żeby kapitałowo uniezależnić się od zagranicznych banków?
Najbardziej nawet przemyślane biznesplany nie zapobiegną nieuczciwości w biznesie. Komisja Nadzoru Finansowego (z którą nie mam żadnych powiązań, ani służbowych, ani towarzyskich) ma obowiązek reagować na sygnały dotyczące wszelkich nieprawidłowości w relacjach firm sektora finansowego z innymi podmiotami, bo inaczej mogłyby to zagrozić bezpieczeństwu i stabilności całego rynku finansowego. Również warszawska giełda dysponuje procedurami zapewniającymi uczciwość w obrocie giełdowym, chociaż to oczywiście nie wyeliminuje niebezpieczeństwa podejmowania pozaprawnych działań przez inwestorów wykorzystujących luki w systemie regulacyjnym. Nie widzę wszak żadnego związku między nieuczciwymi działaniami firm sektora finansowego a ich „narodowością”. Polonizacja banków oraz (ewentualnie) innych instytucji finansowych nie zapobiegnie powstawaniu tego rodzaju nadużyć. Polskie firmy też potrafią być „kreatywne” i wykorzystywać z pożytkiem dla siebie a szkodą dla klientów luki prawne i niski poziom wiedzy klientów o produktach finansowych. Kapitałowe uniezależnienie się od zagranicznych banków i siła naszego rodzimego sektora finansowego jest przede wszystkim pochodną siły polskiej gospodarki, a także skuteczności organów nadzoru nad rynkiem finansowym, o którą trzeba jak najszybciej zadbać.
Zmienię jeszcze temat i zapytam o niedawną wypowiedź prezesa Kaczyńskiego w radiowych „Sygnałach Dnia”. Szef PiS-u powiedział m. in, że „rząd nie może podejmować działań, które doprowadzą do zachwiania systemu bankowego”. Jak Pani odczytuje taką informację? To cios prosto w serca frankowiczów?
Szkoda, że tak późno, ale lepiej późno niż wcale. W przypadkach, gdy złamano prawo wprowadzając do umów kredytowych klauzule abuzywne lub stosując niedozwolone praktyki, poszkodowani klienci powinni – w przypadku fiaska mediacji – przekazać sprawę sądom indywidualnie, lub w pozwach zbiorowych. I tak czynią „frankowicze”. Natomiast nie widzę żadnych podstaw do przeliczenia nominowanych (bądź indeksowanych) zobowiązań kredytowych po kursie z dnia podpisania umowy, abstrahując od inflacji, zmian stawek na rynku międzybankowym i innych parametrów wpływających na poziom zadłużenia klientów. Jednocześnie uważam, że bezwzględnie należy zmusić banki do powetowania szkód spowodowanych stosowaniem niedozwolonych praktyk. Zajmuje się tym specjalny zespół ekspertów w NBP, a wyniki tych prac będą podane wkrótce do wiadomości publicznej. Wiedząc o tym, banki wyprzedzająco już podjęły starania rozbudowy „poduszki” kapitałowej, podnosząc po raz kolejny marże i opłaty dla wszystkich grup klientów detalicznych, a równocześnie obniżając oprocentowanie depozytów gospodarstw domowych do poziomu ujemnej realnej stopy oszczędności.
Po słowach prezesa Kaczyńskiego sektor bankowy niemal od razu zaświecił na zielono. Błyskawicznie widać było też różnice we wzrostach pomiędzy tymi bankami, które posiadają duży portfel kredytów frankowych i tymi, które mają mały portfel takich kredytów. I tak np. akcje mBank czy Millenium rosły odpowiednio o 6,27 proc. i 14,49 proc. Akcje Getin Bank wzrosły o 13,87 proc. Też na plusie, ale o wiele mniejszym były BZ WBK, PKOB BP i Pekao, które rosły odpowiednio 2,08 proc., PKO BP 2,54 i Pekao 1,03 proc. Sektor bankowy potrzebował takiego sygnału?
Nie tylko sektor bankowy, ale wszyscy inwestorzy i klienci banków. Kredyty mieszkaniowe zawsze generują wysokie ryzyko, bo są wysokokwotowe i zaciągane na długie okresy. Na razie te kredyty są obsługiwane bardzo dobrze. W przypadku gwałtownego pogorszenia sytuacji kredytobiorcy mamy ustawę z 9 października 2015 r. o wsparciu kredytobiorców, którzy zaciągnęli kredyt mieszkaniowy lecz ze względu na wydarzenia losowe nie są w stanie terminowo go obsługiwać. W tym kontekście ważne są zarówno słowa prezesa Prawa i Sprawiedliwości, które rozwiały marzenia „frankowiczów” jak i zapowiadane przez wicepremiera Mateusza Morawieckiego silne wzmocnienie kapitałowe Funduszu Wsparcia Kredytobiorców. Jeśli to nastąpi, powinni zyskać nieco większe poczucie bezpieczeństwa nie tylko „frankowicze”, ale wszyscy kredytobiorcy zagrożeni utratą dachu nad głową na skutek katastrof życiowych.
Z profesor Grażyną Ancyparowicz rozmawiał Artur Ceyrowski
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/327525-nasz-wywiad-prof-ancyparowicz-nalezy-zmusic-banki-do-powetowania-szkod-spowodowanych-niedozwolonymi-praktykami?strona=2