Podatku CIT nie płaci w Polsce ponad 60 proc. przedsiębiorstw. Wpływy z CIT są niższe niż 10 lat temu, spadły z 33 do 28 miliardów złotych. Czy możliwe jest wprowadzenie takich podatków, których przedsiębiorcom nie będzie opłacało się unikać? Jakiej wysokości musiałaby być takie obciążenia fiskalne?
Wpływy z CIT spadły, bo składka, którą Leszek Balcerowicz ustanowił na poziomie 40% spadła za czasów Leszka Millera do 19%, a na dodatek budżet państwa dzieli się wpływami z CIT z budżetami jednostek samorządu terytorialnego (głównie szczebla wojewódzkiego). Jednak główna przyczyna niskich wpływów z podatku dochodowego od korporacji to zwolnienia i ulgi przyznawane uznaniowo (przede wszystkim zagranicznym inwestorom, niezależnie od branży) oraz tworzenie specjalnych stref ekonomicznych, o których wiadomo od lat 60. XX wieku, że przynoszą więcej szkody niż pożytku. Mam tu na myśli szkody państwa i pożytki konkretnych środowisk, beneficjentów nierównoprawnego traktowania rodzimych i zagranicznych przedsiębiorców, a wśród rodzimych wyróżniania przez administrację podatkową równych i równiejszych. Może to się zmieni po publikacji objaśnień podatkowych, ale z pewnością nie tak szybko, jak byśmy sobie tego życzyli.
Wracając do drugiej części pytania. Nie ma takiego kraju, w którym nie dochodziłoby do nadużyć podatkowych, nawet jeśli podatki są bardzo niskie. Nawiasem mówiąc stawka polska stawka CIT należy do najniższych w Unii Europejskiej. Problem polega na strukturze podatników. Płacą mali i średni przedsiębiorcy, wielcy i silni „optymalizują podatki” z wiadomym dla budżetu skutkiem.
Umowa CETA spotkała się z protestami różnych środowisk w Polsce, m.in. Komisja Krajowa Solidarności wydała oświadczenie, w którym sprzeciwia się ratyfikacji tej umowy. Jakich zysków i jakich strat możemy spodziewać się po wprowadzeniu CETA? Czy Donald Trump może zablokować CETA i TTIP?
To jest temat na bardzo długą dyskusję, na tym etapie raczej między prawnikami niż ekonomistami. Na temat zysków i strat dość obszernie wypowiedziała się na początku września bieżącego roku „Gazeta Prawna”. Przetoczyła się także dyskusja w mediach.
Nie ufam traktatom negocjowanym w tajemnicy i podpisywanym w ciemno (nie wierzę, żeby ktoś z podejmujących decyzję w sprawie ratyfikacji zdołał przebrnąć przez wszystkie zawiłości prawne umowy liczącej 1600 stron i wszystkich załączników). Wiadomo, że chodzi o otwarcie rynków i dalszy postęp globalizacji. Już od czasów Dawida Ricardo wiadomo, że na liberalizacji handlu zawsze więcej korzysta kraj wyżej rozwinięty gospodarczo, ale słabszy też coś z tego ma. Nic się od tamtej pory nie zmieniło, tyle że zamiast walki o rynki między państwami mamy walkę korporacji z państwem. Korporacje te są wspierane przez administrację i innych interesariuszy. Z drugiej strony jednak polski rząd nie mógł odrzucić CETA, nie przysparzając sobie jeszcze więcej wrogów w kraju i w Unii Europejskiej. Może ktoś go w tym wyręczy – na przykład Sejm, odmawiając ratyfikacji.
W przypadku obu tych umów (TTiP oraz CETA) linia podziału (kto odniesie korzyści, a kto poniesie straty) nie przebiega między państwami silnymi i słabymi gospodarczo, ale między państwami narodowymi a transnarodowymi korporacjami. Np. podobna umowa USA-Meksyk-Kanada przyniosła ogromne straty gospodarce amerykańskiej, chwilowe korzyści dla Meksyku, dlatego w czasie kampanii wyborczej Donald Trump obiecał jej wypowiedzenie. Nie wiem jak prezydent-elekt zachowa się w przypadku TTiP. (na CETA nie ma bezpośredniego wpływu). Nie zmartwiłoby mnie, gdyby zablokował TTiT, a pośrednio obie te umowy.
PiS zapowiada wprowadzenie jednego podatku, łączącego podatek PIT oraz składki płacone na ZUS i NFZ, dla firm i osób samo zatrudnionych. Czy to dobry pomysł?
Zły, jeśli ma wyglądać w taki sposób, jak przekazują to media. Składka ubezpieczeniowa jest ceną ochrony ryzyka socjalnego, a podatek – ze swej istoty – świadczeniem nieekwiwalentnym, przekazaniem części własnego dochodu na rzecz ogółu. Ponieważ jest to pomysł niedorzeczny, rodzą się obawy, że jedna danina to nic innego jak perfidny sposób na podwyższenie podatków dla przedsiębiorstw i średnio uposażonych gospodarstw domowych, po to, żeby sfinansować wyborcze obietnice PiS.
Rozmawiał Tomasz Plaskota.
-
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Podatku CIT nie płaci w Polsce ponad 60 proc. przedsiębiorstw. Wpływy z CIT są niższe niż 10 lat temu, spadły z 33 do 28 miliardów złotych. Czy możliwe jest wprowadzenie takich podatków, których przedsiębiorcom nie będzie opłacało się unikać? Jakiej wysokości musiałaby być takie obciążenia fiskalne?
Wpływy z CIT spadły, bo składka, którą Leszek Balcerowicz ustanowił na poziomie 40% spadła za czasów Leszka Millera do 19%, a na dodatek budżet państwa dzieli się wpływami z CIT z budżetami jednostek samorządu terytorialnego (głównie szczebla wojewódzkiego). Jednak główna przyczyna niskich wpływów z podatku dochodowego od korporacji to zwolnienia i ulgi przyznawane uznaniowo (przede wszystkim zagranicznym inwestorom, niezależnie od branży) oraz tworzenie specjalnych stref ekonomicznych, o których wiadomo od lat 60. XX wieku, że przynoszą więcej szkody niż pożytku. Mam tu na myśli szkody państwa i pożytki konkretnych środowisk, beneficjentów nierównoprawnego traktowania rodzimych i zagranicznych przedsiębiorców, a wśród rodzimych wyróżniania przez administrację podatkową równych i równiejszych. Może to się zmieni po publikacji objaśnień podatkowych, ale z pewnością nie tak szybko, jak byśmy sobie tego życzyli.
Wracając do drugiej części pytania. Nie ma takiego kraju, w którym nie dochodziłoby do nadużyć podatkowych, nawet jeśli podatki są bardzo niskie. Nawiasem mówiąc stawka polska stawka CIT należy do najniższych w Unii Europejskiej. Problem polega na strukturze podatników. Płacą mali i średni przedsiębiorcy, wielcy i silni „optymalizują podatki” z wiadomym dla budżetu skutkiem.
Umowa CETA spotkała się z protestami różnych środowisk w Polsce, m.in. Komisja Krajowa Solidarności wydała oświadczenie, w którym sprzeciwia się ratyfikacji tej umowy. Jakich zysków i jakich strat możemy spodziewać się po wprowadzeniu CETA? Czy Donald Trump może zablokować CETA i TTIP?
To jest temat na bardzo długą dyskusję, na tym etapie raczej między prawnikami niż ekonomistami. Na temat zysków i strat dość obszernie wypowiedziała się na początku września bieżącego roku „Gazeta Prawna”. Przetoczyła się także dyskusja w mediach.
Nie ufam traktatom negocjowanym w tajemnicy i podpisywanym w ciemno (nie wierzę, żeby ktoś z podejmujących decyzję w sprawie ratyfikacji zdołał przebrnąć przez wszystkie zawiłości prawne umowy liczącej 1600 stron i wszystkich załączników). Wiadomo, że chodzi o otwarcie rynków i dalszy postęp globalizacji. Już od czasów Dawida Ricardo wiadomo, że na liberalizacji handlu zawsze więcej korzysta kraj wyżej rozwinięty gospodarczo, ale słabszy też coś z tego ma. Nic się od tamtej pory nie zmieniło, tyle że zamiast walki o rynki między państwami mamy walkę korporacji z państwem. Korporacje te są wspierane przez administrację i innych interesariuszy. Z drugiej strony jednak polski rząd nie mógł odrzucić CETA, nie przysparzając sobie jeszcze więcej wrogów w kraju i w Unii Europejskiej. Może ktoś go w tym wyręczy – na przykład Sejm, odmawiając ratyfikacji.
W przypadku obu tych umów (TTiP oraz CETA) linia podziału (kto odniesie korzyści, a kto poniesie straty) nie przebiega między państwami silnymi i słabymi gospodarczo, ale między państwami narodowymi a transnarodowymi korporacjami. Np. podobna umowa USA-Meksyk-Kanada przyniosła ogromne straty gospodarce amerykańskiej, chwilowe korzyści dla Meksyku, dlatego w czasie kampanii wyborczej Donald Trump obiecał jej wypowiedzenie. Nie wiem jak prezydent-elekt zachowa się w przypadku TTiP. (na CETA nie ma bezpośredniego wpływu). Nie zmartwiłoby mnie, gdyby zablokował TTiT, a pośrednio obie te umowy.
PiS zapowiada wprowadzenie jednego podatku, łączącego podatek PIT oraz składki płacone na ZUS i NFZ, dla firm i osób samo zatrudnionych. Czy to dobry pomysł?
Zły, jeśli ma wyglądać w taki sposób, jak przekazują to media. Składka ubezpieczeniowa jest ceną ochrony ryzyka socjalnego, a podatek – ze swej istoty – świadczeniem nieekwiwalentnym, przekazaniem części własnego dochodu na rzecz ogółu. Ponieważ jest to pomysł niedorzeczny, rodzą się obawy, że jedna danina to nic innego jak perfidny sposób na podwyższenie podatków dla przedsiębiorstw i średnio uposażonych gospodarstw domowych, po to, żeby sfinansować wyborcze obietnice PiS.
Rozmawiał Tomasz Plaskota.
-
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/315464-nasz-wywiad-prof-ancyparowicz-o-ofe-ceta-i-rozwoju-polski-tempo-wzrostu-wyroznia-nas-korzystnie-na-tle-innych-krajow-ue?strona=2
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.