Umowa CETA staje ponad konstytucją, ponad wszelkim prawem. Do tego po prostu trzeba się będzie stosować. Pozostaje pytanie, w imię czego mamy to robić?
— mówi portalowi Interia.pl prof. Leokadia Oręziak, kierownik Katedry Finansów Międzynarodowych w Szkole Głównej Handlowej. Jeśli żaden z krajów członkowskich nie zgłosi sprzeciwu, umowa zostanie podpisana 27 października na szczycie UE-Kanada.
Prof. Oręziak w rozmowie z Michałem Michalakiem podkreśliła, że na wolnym handlu zawsze zyskują najsilniejsi, niestety Polska się do takiej grupy nie zalicza.
Wolny handel ma swoje pożyteczne strony, ale jednocześnie oznacza, że partner słabszy w tej wymianie może bardzo ucierpieć. Wolny handel jest dobry, jeśli uwzględnia interesy słabszego partnera. Natomiast zakrojony na szeroką skalę niszczy słabszy kraj
—podkreśliła, dodając:
W Unii Europejskiej mamy wolny handel, ale Polska, przystępując do UE, otwierając swoje granice, uzyskała pewną rekompensatę w postaci unijnych funduszy. Jest to rekompensata za całkowite otwarcie rynku. Fundusze nie rekompensują nam w pełni kosztów społecznych i upadku wielkiej masy naszych firm. (…) Fundusze unijne to nie jest dla nas żadna łaska, tylko częściowa rekompensata tych kosztów, które ponieśliśmy i ponosimy.
Jak zauważa profesor CETA czy TTiP działają w myśl zasady: „wygrywa ten, kto jest silniejszy, a słabszy po prostu będzie musiał ucierpieć”. W jej opinii wprowadzenie umowy ma na celu m.in. ograniczenie roli państwa.
CETA pod pretekstem liberalizacji handlu ma tak naprawdę za zadanie doprowadzić do ogromnej deregulacji, czyli czegoś, co neoliberałowie lubią najbardziej - ograniczenia roli państwa, ograniczenia przepisów, znoszenia wymagań, redukowania ochrony obywateli, pracowników, konsumentów, środowiska
—podkreśliła ekonomistka.
Według Oręziak umowa może przynieść również wymierne korzyści m.in. tanią żywność, jednak cena jaką za to będzie trzeba zapłacić, może okazać się wysoka.
Istnieje poważna obawa, że rynek zostanie zalany bardzo tanimi produktami rolnymi niskiej jakości, wytwarzanymi w sposób przemysłowy, to dla ludzi ubogich może to być jakaś korzyść. To jednak bardzo wątpliwa korzyść. Dlaczego ludziom uboższym ma być sprzedawana żywność niskiej jakości, a bogatsi będą mogli tak jak do tej pory korzystać ze znacznie droższej żywności ekologicznej, bo stać ich na to?
—dopytuje.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Umowa CETA staje ponad konstytucją, ponad wszelkim prawem. Do tego po prostu trzeba się będzie stosować. Pozostaje pytanie, w imię czego mamy to robić?
— mówi portalowi Interia.pl prof. Leokadia Oręziak, kierownik Katedry Finansów Międzynarodowych w Szkole Głównej Handlowej. Jeśli żaden z krajów członkowskich nie zgłosi sprzeciwu, umowa zostanie podpisana 27 października na szczycie UE-Kanada.
Prof. Oręziak w rozmowie z Michałem Michalakiem podkreśliła, że na wolnym handlu zawsze zyskują najsilniejsi, niestety Polska się do takiej grupy nie zalicza.
Wolny handel ma swoje pożyteczne strony, ale jednocześnie oznacza, że partner słabszy w tej wymianie może bardzo ucierpieć. Wolny handel jest dobry, jeśli uwzględnia interesy słabszego partnera. Natomiast zakrojony na szeroką skalę niszczy słabszy kraj
—podkreśliła, dodając:
W Unii Europejskiej mamy wolny handel, ale Polska, przystępując do UE, otwierając swoje granice, uzyskała pewną rekompensatę w postaci unijnych funduszy. Jest to rekompensata za całkowite otwarcie rynku. Fundusze nie rekompensują nam w pełni kosztów społecznych i upadku wielkiej masy naszych firm. (…) Fundusze unijne to nie jest dla nas żadna łaska, tylko częściowa rekompensata tych kosztów, które ponieśliśmy i ponosimy.
Jak zauważa profesor CETA czy TTiP działają w myśl zasady: „wygrywa ten, kto jest silniejszy, a słabszy po prostu będzie musiał ucierpieć”. W jej opinii wprowadzenie umowy ma na celu m.in. ograniczenie roli państwa.
CETA pod pretekstem liberalizacji handlu ma tak naprawdę za zadanie doprowadzić do ogromnej deregulacji, czyli czegoś, co neoliberałowie lubią najbardziej - ograniczenia roli państwa, ograniczenia przepisów, znoszenia wymagań, redukowania ochrony obywateli, pracowników, konsumentów, środowiska
—podkreśliła ekonomistka.
Według Oręziak umowa może przynieść również wymierne korzyści m.in. tanią żywność, jednak cena jaką za to będzie trzeba zapłacić, może okazać się wysoka.
Istnieje poważna obawa, że rynek zostanie zalany bardzo tanimi produktami rolnymi niskiej jakości, wytwarzanymi w sposób przemysłowy, to dla ludzi ubogich może to być jakaś korzyść. To jednak bardzo wątpliwa korzyść. Dlaczego ludziom uboższym ma być sprzedawana żywność niskiej jakości, a bogatsi będą mogli tak jak do tej pory korzystać ze znacznie droższej żywności ekologicznej, bo stać ich na to?
—dopytuje.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/311824-prof-oreziak-ceta-staje-ponad-konstytucja-pod-pretekstem-liberalizacji-handlu-ma-ograniczyc-role-panstwa