Bogdan Chmielewski: "Stworzyliśmy wielu polskich milionerów w samym sercu Nowego Jorku". WYWIAD

Fot. YouTube
Fot. YouTube

Z prezesem Polsko-Słowiańskiej Federalnej Unii Kredytowej BOGDANEM CHMIELEWSKIM rozmawia Adam Sosnowski.

Adam Sosnowski: Jest Pan prezesem Polsko-Słowiańskiej Federalnej Unii Kredytowej, instytucji, którą w dużym skrócie można nazwać odpowiednikiem SKOK-ów Polonii w Stanach Zjednoczonych. Jesteśmy 10 minut od Wall Street, światowego centrum finansów. Miło widzieć rezultat wielkiego polskiego sukcesu ekonomicznego pomiędzy wieżowcami Manhattanu.

Bogdan Chmielewski: Nasza instytucja jest liderem Polonii na wschodnim wybrzeżu USA, ale i w całych Stanach, ponieważ mamy pokaźne możliwości finansowe – prawie 1,7 miliarda dolarów aktywów, a z naszych usług korzysta pod 100 tys. osób. Mając takie możliwości uważamy, że naszym obowiązkiem równolegle z prowadzenie działalności typowej dla instytucji finansowej – jest także wspieranie Polonii i naszej Ojczyzny, Polski. Jednym z przykładów jest program stypendialny dla Amerykanów polskiego pochodzenia i dla Polaków. W ramach tego programu przez ostatnie 15 lat ponad 3 tysiące naszych młodych członków, otrzymało ponad 3 miliony dolarów pomocy stypendialnej. Wierzę, że ci młodzi ludzie będą zawsze pamiętali od kogo dostali swoją pierwszą pomoc na studia i w przyszłości odwdzięczą się naszemu środowisku nie tylko finansowo, ale również pracą na rzecz tego środowiska czy zaangażowaniem społecznym. Z kolei ich zaangażowanie na pewno wzmocni pozycję w Stanach Zjednoczonych, a przez to też Polskę.

Jak ta pomoc dla Polaków i Polonusów wygląda z punktu widzenia prawnego?

Mamy pewne ograniczenia, ponieważ jesteśmy instytucją działającą według prawa amerykańskiego, a nasze wkłady i depozyty są ubezpieczone przez rząd USA. Z tego też względu nie możemy finansowo wspierać – choćby najbardziej znakomitych – inicjatyw w Polsce. Wszystkie wydane przez nas pieniądze muszą zostać w Stanach Zjednoczonych.

Patriotyzm, miłość do Ojczyzny, moralność i wiara – nie spodziewałem się usłyszeć tych pojęć już w pierwszych minutach rozmowy z prezesem wielkiej instytucji finansowej.

Żeby zrozumieć naszą działalność i zamiłowanie do Polski, warto wrócić kilkoma słowami do początków Polsko-Słowiańskiej Unii Kredytowej. 40 lat temu grupa pasjonatów skupionych wokół pochodzącego z Podlasia ks. Longina Tołczyka zastanawiała się, jak pomóc emigrantom, którzy po przyjeździe do Nowego Jorku nie mieli jeszcze siłą rzeczy historii kredytowej i którym amerykańskie banki nie chciały udzielać pożyczek na kupno i remonty nieruchomości w zaniedbanej wówczas dzielnicy Greenpoint. Polacy ci często nie znali także języka angielskiego, przyjeżdżali wówczas z głębokiego komunizmu, podczas gdy tu panował kapitalizm i liberalizm gospodarczy. Banki z USA nie pomagały naszym rodakom, gdyż oceniały ryzyko na zbyt duże.

Fascynujące dla mnie jest to, że tak wielką instytucję finansową założył ksiądz. Miał do tego jakieś przygotowanie ekonomiczne?

Nie, kasę spółdzielczą założył z potrzeby serca i z konieczności. To była przede wszystkim pomoc dla imigrantów. Ważne jest, że życie polonijne w USA nadal w dużej mierze skupia się wokół parafii, przy których prowadzona jest większość szkół polskich. Nasza Unia ściśle współpracuje z parafiami, sponsorujemy ich inicjatywy. Parafie są centrami polskiego życia w USA. Stany Zjednoczone są pod tym względem ciekawym przypadkiem, bo kraj jest laicki i coraz częściej widać tu dyskryminację chrześcijan w przestrzeni publicznej. Z drugiej jednak strony nawet taki prezydent jak Obama prawie każde przemówienie kończy słowami „Boże, pobłogosław Amerykę”. Podczas oficjalnych uroczystości obecność duchownego i odwołanie się do Boga jest czymś normalnym. Wiara Amerykanów nie jest głęboka, nie praktykują jej, ale też mało jest ateistów. Pośród Polonii wygląda to oczywiście jeszcze inaczej, jesteśmy w zdecydowanej większości katolikami. Na uroczystościach naszej Unii zawsze są obecni księża, a we wszystkich naszych oddziałach wiszą krzyże, czego chcą też nasi członkowie. To nasza polskość i nasza tradycja.

Nikt nie ma o to pretensji?

Dlaczegoż miałby mieć?

W Polsce co rusz znajdują się tacy, którym krzyż gdzieś przeszkadza. A to w Sejmie, a to przed pałacem prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu, a to w szkołach.

Jak może komuś przeszkadzać krzyż będący znakiem miłości i wiary, nieodłącznie wpisany w polską tradycję. Polacy i Polonusi krzyża chcą i nie ma co wdawać się w niepotrzebne dywagacje. Ludzie i media tutaj to szanują, a nawet gdyby było inaczej – jak choćby w Polsce – trzeba pamiętać, że media nie są od tego, żeby dyktować nam, co mamy robić. My mamy swoją tożsamość.

Wspomniał Pan, że Greenpoint był kilka dekad temu zaniedbaną dzielnicą Nowego Jorku. Spacerując tu dzisiaj, absolutnie bym tego nie powiedział. Stoi tu mnóstwo zadbanych domków jednorodzinnych ze schludnymi ogródkami, panuje spokój i jest bardzo czysto. Nie widzę ogromnych wieżowców, z których słynie Nowy Jork, za to w sklepach są polskie napisy i co rusz słychać język polski. Ale wystarczy wsiąść w metro, przejechać East River i po 10 minutach jest się już w centrum Manhattanu. Nawet z okna pokoju, w którym rozmawiamy widać gigantyczny Freedom Tower, najnowszy symbol Nowego Jorku.

Bardzo cieszą mnie te słowa. Greenpoint faktycznie zmienił się. I choć może zabrzmi to nieskromnie, mamy w tym duży udział, gdyż to właśnie nasza instytucja jako pierwsza dała Polakom pożyczki na domy na Greenpoincie. Polacy te pieniądze świetnie wykorzystali. Zbudowali te domy i później o nie dbali. Dzisiaj to jedna z droższych dzielnic Nowego Jorku, inwestują tu biznesmeni z całego świata.

1234
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych