Co zatem Pana zdaniem powinna zrobić Polska?
Część rynku bankowego powinna wrócić w polskie ręce. Nie mówię oczywiście o całości, bo w erze globalizacji jest to niemożliwe i niepożądane. Jednak polski pieniądz musi mieć wpływ na sektor bankowy. Nie mam tu tylko na myśli poprawy regulacji – które też są potrzebne – ale po prostu polską własność. Popatrzmy na SKOK-i, które są polskim systemem bankowym; atak na nie jest niegodny i niezrozumiały. Naprawdę należy sobie zadać pytanie o intencje tych, którzy SKOK-i atakują. Przecież zanim nie wprowadzono godzącej w polskie Kasy Spółdzielcze ustawy o SKOK-ach, nikt, kto miał tam pieniądze, nie stracił ani złotówki. System działa. I mało tego, pokazuje hipokryzję i obłudę tych, którzy SKOK-i atakują.
Większość mediów też stanęła murem za bankami komercyjnymi i atakowała SKOK-i. Zresztą w mediach mamy podobną sytuację jak na sektorze bankowym – polskich jest zdecydowana mniejszość; tu jest nawet gorzej niż w bankach.
Pod tym względem w Polsce jest tragicznie, przecież 95% prasy regionalnej jest w rękach niemieckich. Niestety też wielu polityków, kiedyś rządzących, a dzisiaj będących w opozycji, nie myśli o dobru wspólnym, jakim jest Polska. Wiem, że to może wielkie słowa, ale właśnie przywiązania do polskości i do Polaków oczekuje się od polityków. Polityka to nie zawód, tylko dbanie o dobro wspólne, a do tego dbania należy obrona swoich, polskich interesów. Trzeba być świadomym zagrożeń i się bronić, szczególnie na trudnym i często bezlitosnym rynku światowych finansów.
A co z wolnym rynkiem?
To wszystko jest zgodne z grą wolnorynkową – nie mówię bowiem o nacjonalizacji, ale o stworzeniu takich regulacji prawnych, które będą bronić polskiego interesu. Wtedy dopiero bank, który ma 51% udziału polskiego skarbu państwa, może konkurować z bankiem w 100% niemieckim. Wtedy dopiero stwarza się zdrową konkurencję broniąc równocześnie polskiego interesu. Wtedy pożyczki dostaną polscy biznesmeni, a nie tylko ci zza Odry, którym oprócz kredytu da się jeszcze zwolnienie podatkowe na 30 lat.
Widzę, że śledzi Pan dokładnie to, co dzieje się w Polsce i że mówi Pan o niej z dużym sentymentem. Bywa Pan jeszcze czasami w Ojczyźnie?
Tak, oczywiście, raz w roku jestem w Polsce, zresztą mam tam mamę i siostrę. Do USA wyjechałem po studiach na warszawskiej SGPS, obecnie SGH.
Dlaczego zdecydował się Pan na wyjazd?
To był 1989 r. Wziąłem jeszcze udział w tzw. wolnych wyborach w czerwcu, ale już w lipcu razem z żoną wyjechaliśmy do USA w poszukiwaniu lepszych perspektyw. Chcieliśmy zarobić trochę pieniędzy, zarobić na mieszkanie. Życie jednak tak się potoczyło, że to tutaj zapuściliśmy korzenie. Tutaj urodziła się też czwórka naszych dzieci.
Po tylu latach życia w USA czuje się Pan bardziej Polakiem czy jednak już Amerykaninem?
Przede wszystkim czuję się Polakiem, aczkolwiek mam obywatelstwo amerykańskie. I nie ma co ukrywać, że Stanom też bardzo wiele zawdzięczam, więc z USA też czuję więź. Dzisiaj nie widzę zresztą żadnych przeszkód, aby czuć się obywatelem obu tych krajów, choć dusza polska zdecydowanie we mnie przeważa.
Bogdan Chmielewski, polski finansista, urodzony w Łomży. Skończył studia w Szkole Głównej Planowania i Statystyki (obecnie SGH), w 1989 r. wyjechał do USA. Od 1996 r. pracował w Polsko-Słowiańskiej Federalnej Unii Kredytowej, awansując coraz wyżej w hierarchii Unii. W 2005 r. objął stanowisko wiceprezesa międzynarodowego banku HSBC. W 2007 r. powrócił do Polsko-Słowiańskiej Federalnej Unii Kredytowej, której został prezesem.
Wywiad w całości ukazał się w aktualnym numerze miesięcznika „Wpis” (2/2016).
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Co zatem Pana zdaniem powinna zrobić Polska?
Część rynku bankowego powinna wrócić w polskie ręce. Nie mówię oczywiście o całości, bo w erze globalizacji jest to niemożliwe i niepożądane. Jednak polski pieniądz musi mieć wpływ na sektor bankowy. Nie mam tu tylko na myśli poprawy regulacji – które też są potrzebne – ale po prostu polską własność. Popatrzmy na SKOK-i, które są polskim systemem bankowym; atak na nie jest niegodny i niezrozumiały. Naprawdę należy sobie zadać pytanie o intencje tych, którzy SKOK-i atakują. Przecież zanim nie wprowadzono godzącej w polskie Kasy Spółdzielcze ustawy o SKOK-ach, nikt, kto miał tam pieniądze, nie stracił ani złotówki. System działa. I mało tego, pokazuje hipokryzję i obłudę tych, którzy SKOK-i atakują.
Większość mediów też stanęła murem za bankami komercyjnymi i atakowała SKOK-i. Zresztą w mediach mamy podobną sytuację jak na sektorze bankowym – polskich jest zdecydowana mniejszość; tu jest nawet gorzej niż w bankach.
Pod tym względem w Polsce jest tragicznie, przecież 95% prasy regionalnej jest w rękach niemieckich. Niestety też wielu polityków, kiedyś rządzących, a dzisiaj będących w opozycji, nie myśli o dobru wspólnym, jakim jest Polska. Wiem, że to może wielkie słowa, ale właśnie przywiązania do polskości i do Polaków oczekuje się od polityków. Polityka to nie zawód, tylko dbanie o dobro wspólne, a do tego dbania należy obrona swoich, polskich interesów. Trzeba być świadomym zagrożeń i się bronić, szczególnie na trudnym i często bezlitosnym rynku światowych finansów.
A co z wolnym rynkiem?
To wszystko jest zgodne z grą wolnorynkową – nie mówię bowiem o nacjonalizacji, ale o stworzeniu takich regulacji prawnych, które będą bronić polskiego interesu. Wtedy dopiero bank, który ma 51% udziału polskiego skarbu państwa, może konkurować z bankiem w 100% niemieckim. Wtedy dopiero stwarza się zdrową konkurencję broniąc równocześnie polskiego interesu. Wtedy pożyczki dostaną polscy biznesmeni, a nie tylko ci zza Odry, którym oprócz kredytu da się jeszcze zwolnienie podatkowe na 30 lat.
Widzę, że śledzi Pan dokładnie to, co dzieje się w Polsce i że mówi Pan o niej z dużym sentymentem. Bywa Pan jeszcze czasami w Ojczyźnie?
Tak, oczywiście, raz w roku jestem w Polsce, zresztą mam tam mamę i siostrę. Do USA wyjechałem po studiach na warszawskiej SGPS, obecnie SGH.
Dlaczego zdecydował się Pan na wyjazd?
To był 1989 r. Wziąłem jeszcze udział w tzw. wolnych wyborach w czerwcu, ale już w lipcu razem z żoną wyjechaliśmy do USA w poszukiwaniu lepszych perspektyw. Chcieliśmy zarobić trochę pieniędzy, zarobić na mieszkanie. Życie jednak tak się potoczyło, że to tutaj zapuściliśmy korzenie. Tutaj urodziła się też czwórka naszych dzieci.
Po tylu latach życia w USA czuje się Pan bardziej Polakiem czy jednak już Amerykaninem?
Przede wszystkim czuję się Polakiem, aczkolwiek mam obywatelstwo amerykańskie. I nie ma co ukrywać, że Stanom też bardzo wiele zawdzięczam, więc z USA też czuję więź. Dzisiaj nie widzę zresztą żadnych przeszkód, aby czuć się obywatelem obu tych krajów, choć dusza polska zdecydowanie we mnie przeważa.
Bogdan Chmielewski, polski finansista, urodzony w Łomży. Skończył studia w Szkole Głównej Planowania i Statystyki (obecnie SGH), w 1989 r. wyjechał do USA. Od 1996 r. pracował w Polsko-Słowiańskiej Federalnej Unii Kredytowej, awansując coraz wyżej w hierarchii Unii. W 2005 r. objął stanowisko wiceprezesa międzynarodowego banku HSBC. W 2007 r. powrócił do Polsko-Słowiańskiej Federalnej Unii Kredytowej, której został prezesem.
Wywiad w całości ukazał się w aktualnym numerze miesięcznika „Wpis” (2/2016).
Strona 4 z 4
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/gospodarka/284551-bogdan-chmielewski-stworzylismy-wielu-polskich-milionerow-w-samym-sercu-nowego-jorku-wywiad?strona=4