Smoleński blef, językowy lapsus i sabotowany Skype. Przy tak dużej nierównowadze medialnej trzeba uważać na każde słowo, a nie obrażać się na rzeczywistość

Fot. wPolityce.pl/tvn24
Fot. wPolityce.pl/tvn24

Gdyby ktoś miał wątpliwości, czy mamy do czynienia z nierównowagą medialną, to wystarczy zwrócić uwagę na to, jak wydarzenia ostatnich dni zostały przekazane w głównych serwisach informacyjnych, by zmienić zdanie. Wydawcy i reporterzy największych stacji telewizyjnych nie znaleźli czasu i miejsca na pochylenie się nad kilkoma interesującymi problemami obozu rządzącego.

A przecież mniejsze, często lokalne media donosiły o wydarzeniach, które powinny zainteresować widzów. Szefostwo bydgoskiego Urzędu Skarbowego zastosowało w obronie Pawła Olszewskiego kruczki, które wskazywałyby na to, że poseł jest we wspólnocie majątkowej... z własną matką - wszystko po to, by zatuszować niejasności podatkowe dotyczące sprzedaży mieszkania.

Urzędniczka nie mogła przecież potraktować matki i dobrze zarabiającego syna jak małżeństwa pozostającego we wspólnocie majątkowej. Ale takie właśnie dostała polecenie od kierowniczki referatu

- napisał portal Bydgoszcz24.

Bez reakcji.

Ireneusz Raś, będąc w wyraźnie kiepskiej formie fizycznej, bełkocząc, obraża dziennikarza "Super Expressu", a Hanna Gronkiewicz-Waltz łamie przedreferendalne obietnice, przyznając premie swoim urzędnikom i obcinając wydatki na inwestycje - zupełnie przypadkowo - w dzielnicy, gdzie burmistrzem jest jeden z inicjatorów referendum.

A przecież podobnych informacji było więcej. Dlaczego więc o nich nie usłyszeliśmy? Bo druga strona postanowiła przygotować szereg prezentów, mówiąc pingpongowym slangiem - wystawek piłek, z których nie sposób było nie "ściąć", co zresztą media z chęcią zrobiły.

Najgłośniej zrobiło się o sprawie prof. Rońdy, który najwyraźniej nie zrozumiał, że stosując "blef" wobec Piotra Kraśki, wprowadził w błąd nie tylko dziennikarza TVP, ale i miliony osób, które oglądały tę debatę w telewizji publicznej.

Mam dokument poświadczający, że piloci nie zeszli poniżej 100 metrów. (...) Polakom się wydaje, że jedynie dwa wywiady są zaangażowane w katastrofę: polski i rosyjski. Dzisiaj informację kupuje się na rynku. Nic więcej nie mogę powiedzieć

- mówił w trakcie programu przed emisją "Anatomii upadku" Anity Gargas.

Dziś okazuje się, że po prostu "blefował", jak w grze w karty. I przyznaje się do tego, jak gdyby nigdy nic. Nie można było zagrać lepszej piłki dla medialnych sympatyków zespołu Macieja Laska. Redaktor Sobieniowski z "Faktów" nie musiał się nawet specjalnie wysilać.

Widowiskowo zagrał też zespół parlamentarny. Nie mieści się w głowie, że w przygotowywanej od dobrych kilku miesięcy (a i tak przełożonej o tydzień) debacie nie można było zadbać o odpowiednią jakość łącza, sprawdzić programy, za pomocą których nawiązywano połączenie, wreszcie skutecznie zadbać o usunięcie pojawiających się problemów. Naukowcy nie muszą się znać na technicznych aspektach Skype'a, ale zbagatelizowanie ich przez przygotowujących konferencję sprawiło, że zamiast o referatach i zgłaszanych wobec oficjalnej wersji wątpliwościach, mówiło się o dzwoniącym Władimirze Putinie. Medialna złośliwość? Owszem, ale na własne życzenie.

Takich "językowych lapsusów", "Wietnamów", sabotowanych Skype'ów i całej serii potknięć jest więcej; są czymś niezmiennym, wracającym w takiej czy innej formie co kilka dni lub tygodni. Ktoś powie, że mainstreamowe media zawsze znajdą powód, by przyłożyć. Bo zawsze znajdzie się zdanie, które może posłużyć jako pałka bejsbolowa, wypowiedź, którą można wyrwać z kontekstu albo techniczny błąd do obśmiania. Że nie wszystko da się kontrolować i przewidzieć. To prawda. Nie zmienia to jednak faktu, że dostarczanie za darmo armatniego mięsa to oddanie pola walkowerem.

Dopóki nierównowaga medialna nie zostanie choć w małym stopniu zniwelowana, trzeba dbać o każdy szczegół swojego przekazu. Można obrażać się na rzeczywistość albo po prostu profesjonalnie przygotować każdą konferencję, wypowiedź, nawet zdanie. I nie chodzi tu o piarowe sztuczki, a o odpowiedzialność za to co, kiedy i gdzie się mówi. Tylko tyle i aż tyle.

 

-----------------------------------------------------------------------

-----------------------------------------------------------------------

Polecamy wSklepiku.pl:"wPolityce.pl Polska po 10 kwietnia 2010 r."


autorzy:Artur Bazak, Jacek Karnowski, Michał Karnowski, Paweł Nowacki, Izabella Wierzbicka.

wPolityce.pl Polska po 10 kwietnia 2010 r.

W książce znalazły się analizy publicystów oraz wzruszające wspomnienia Czytelników związane z wydarzeniami z 10 kwietnia 2010 roku. Teksty w niej zawarte pozwalają zrozumieć, co tak naprawdę wydarzyło się w Smoleńsku.

 

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.