W normalnym kraju taka osoba, jak Maciej Lasek, powinna zniknąć z życia publicznego, albo dniem i nocą prowadzić badania związane z przyczyną tragedii smoleńskiej. Nie ma bowiem żadnych wątpliwości, że dotychczasowe ustalenie rządowej komisji są fikcją.
Jednak w III RP i hodowanych przez nią mediach nadal można utrzymywać rządową smoleńską fikcję. Gdy zatem Radio TOK FM zaprasza na rozmowę Janiny Paradowskiej z Maciejem Laskiem nie można się spodziewać niczego innego niż ogromnej buty, kłamstw, manipulacji i bezpodstawnego przekonania o własnej nieomylności.
Po pierwszym pytaniu redaktor Paradowskiej było jasne, że spotkanie z Laskiem będzie kolejną porcją tchórzliwej nagonki na niezależnych naukowców i ekspertów, zajmujących się przyczyną tragedii smoleńskiej.
Wydarzenia biegną, jedne przykrywają drugie i właściwie zgubiliśmy coś, coś takiego, jak III Konferencję Smoleńską, którą zapowiadano jako wielkie wydarzenie. (…) Nie ustosunkowaliście się do kolejnych rewelacji, które tam zostały wygłoszone. Typu, że samolot 30 metrów nad brzozą, no w dalszym ciągu brzoza, ale też i inne rzeczy. Czy to już są takie bzdury, że nie ma o czym mówić? Bo bo może jednak warto to kontrować?
— pytała Paradowska, wskazując dobitnie, że lizusostwo w niektórych mediach jest ważniejsza niż choćby pozory obiektywności.
My, jako zespół się do tego odniesiemy. Trudno się odnosić do materiału, który nie jest opublikowany, do którego dostęp jest utrudniony. A przypomnę, że referaty po II Konferencji Smoleńskiej były dostępne dopiero po 10 miesiącach od prezentacji
— zaczął Lasek.
Co ciekawe przyznał tym samym, jak patologiczne jest stanowisko zespołu rządowych propagandystów, którzy blokują dostęp do danych dot. tragedii smoleńskiej wszystkim. Do dziś ten sam Maciej Lasek, który narzeka na brak dostępu do materiałów Konferencji Smoleńskiej, nie chce pokazać, na czym swoje rewelacje smoleńskie opiera. Być może nie ma co pokazać…
Próżno jednak czekać na jakąkolwiek kontrę kogoś takiego, jak Paradowska, więc Lasek ciągnął swój wywód.
Widać, że jest jakiś problem z cyklem wydawniczym i zmuszeniem autorów, żeby to, o czym tak odważnie mówią na Konferencji, żeby przelali to na papier
— przekonywał wzorzec odwagi i uczciwości, który do dziś nie odważył się udzielić żadnego wywiadu mediom racjonalnie podchodzącym od przyczyn tragedii smoleńskiej czy wziąć udziału w otwartej dyskusji naukowców. Lasek odważny jest jedynie w studiu takich osób jak Paradowska.
Przewodniczący rządowego zespołu pokusił się również o podsumowanie Konferencji, choć nie wyjaśnił dlaczego się na to decyduje, skoro przyznał, że brak mu materiałów w tej sprawie.
Mamy do czynienia z odświeżaniem starych hipotez, starych pomysłów. Widać, że ta grupa osób nie ma już żadnego pomysłu, w jaki sposób próbować prowadzić swoją narrację, nie mającą oczywiście poparcia w faktach
— tłumaczy Lasek, który legalizuje w oczach opinii publicznej raport MAK oraz komisji Millera. To te dokumenty od początku do końca nie były oparte na faktach. Trudno dziwić się, że szukanie naukowej prawdy dla osoby, która swoje tezy przepisała wedle politycznych wytycznych, jest powodem do krytyki.
Lasek brnął w swoje, bez względu na fakty i rzeczywistość.
Na tej konferencji ze zdziwieniem zauważyłem, że wrócono do teorii sztucznej mgły, a nawet do tzw. maskirowki. Była dyskusja prowadzona na temat, czy nie podrzucono szczątków samolotu innego w miejscu wypadku. To są kuriozalne hipotezy, które z rzeczywistością nie mają nic wspólnego
— mówi rządowy ekspert, tym razem dokonując zwykłego oszustwa i manipulacji.
W czasie III Konferencji Smoleńskiej jeden z ekspertów, dr. Bogdan Gajewski, wskazał, że na miejscu tragedii znaleziono dokumenty certyfikacyjne dla tu-154M o numerze bocznym 101, ale również dla samolotu Tu-154M o numerze bocznym 102. I, co ciekawe, ważne były te dokumenty, które dotyczyły samolotu 102, zaś dokumentacja samolotu 101 była przeterminowana. Gajewski wskazał, że ten przypadek wskazuje na chaos w dokumentacji w raporcie Millera, ponieważ dokument nie tłumaczy tej sprawy. Wyciąganie na tej podstawie wniosków, że ktoś wrócił do hipotezy o podmianie samolotów, jest przykładem skrajnej jednostronności. Maciej Lasek zwyczajnie kłamie budując przekaz o nieistniejącej rzeczywistości. W sprawie smoleńskiej robi to od dawna. Fakty nie mają znaczenia.
Podobnie oderwany od rzeczywistości jest jego kpiący ton dotyczący sztucznej mgły. Rzeczywiście, Glenn Jorgensen mówił, że jeśli w Smoleńsku doszło do zamachu wywołanie sztucznej mgły mogło być jednym z jego elementów. Wyśmiewanie tej hipotezy jest przykładem płytkości umysłu Macieja Laska. Po niedawnych ustaleniach polskiej prokuratury, która badała sprawę głośnego wypadku na polskiej autostradzie, nikt nie może mieć wątpliwości: sztuczna mgła istnieje! To właśnie sztuczna mgła miała być przyczyną tragicznego karambolu w Kowiesach. Prokuratura uznała, że mgła mogła powstać w związku z pracami rolniczymi w okolicy.
Jednak, jak widać, Maciej Lasek uznaje, że to, co jest możliwe w Polsce, w Rosji na pewno nie miało miejsca. Zdaje się, że tę pewności znów można przypisać jedynie politycznym powiązaniom. Jednak nie tym powinna się kierować komisja badająca przyczyny tragedii smoleńskiej.
Wracając na ziemię Janina Paradowska wskazała dr. Laskowi, że głównym przekazem III Konferencji Smoleńskiej był sygnał, że samolot rozpadł się w powietrzu. I znów Maciej Lasek przekonywał.
To jest już od wielu miesięcy, czy nawet lat powtarzana hipoteza, która za każdym razem, gdy grupa związana z posłem Macierewiczem mówi o wybuchach, umiejscawia te wybuchy gdzie indziej
— tłumaczy Lasek fałszując fakt, że III Konferencja Smoleńska z posłem Macierewiczem nie ma żadnego związku. Od początku uczestniczy on w niej jedynie jako widz. Występują natomiast naukowcy z Polski i ze świata, którzy nota bene nie są opłacani przez rząd współodpowiedzialny za katastrofę smoleńską.
Lasek mówił dalej:
Widać, że te wybuchy wędrują, a wędrują dlatego, że nigdzie nie można znaleźć dowodów na to, że był wybuch, ponieważ wszystkie badania, wszystkie ekspertyzy pokazują, że tego wybuchu nie było. To jest największy problem tej hipotezy, że ona jest całkowicie niespójna. W trzyletniej historii śledzenia tych doniesień ten wybuch był ponoć w skrzydle, w kadłubie, w salonie prezydenckim, w bagażniku, na zewnątrz samolotu. Musi mi Pani przyznać, że to bardziej zakrawa na scenariusz taniego filmu sensacyjnego, a nie na badania naukowe
— uważa Lasek, pomijając fakt, że naukowcy wskazują jasno, że w Smoleńsku doszło do serii wybuchów, więc ich wersja jest spójna.
I znów w kilku jego zdaniach można znaleźć kilka przekłamań. Do dziś sprawy materiałów wybuchowych nikt rzetelnie nie zbadał. Zaledwie w środę portal wPolityce.pl informował, że prokuratura po raz kolejny nakazała CLKP odnieść się do uwag niezależnych naukowców, którzy wskazują, że badanie próbek na obecność materiałów wybuchowych przeprowadzono nierzetelnie. To oznacza jasno, że nie ma dziś dowodów wskazujących, że w Smoleńsku nie doszło do eksplozji. Do dziś nikt tego rzetelnie nie zbadał, a uwagi chemików polskich uczelni są jasne: CLKP wykryło heksogen, ale policyjni eksperci nie poszli tym tropem.
Lasek nie słyszy być może, otumaniony rządową pensją, że to, co mówi go zupełnie kompromituje. Na scenariusz filmu, i to tandetnego, nadaje się raczej praca komisji Millera, która – jak przyznawał sam Lasek – nie badała brzozy, nie badała trajektorii lotu po domniemanym zderzeniu z brzozą (którego, jak wskazuje punkt TAWS 34 i TAWS 38, a także badania ekspertów zapewne nie było), nie badała wraku i wielu innych rzeczy.
CZYTAJ TAKŻE: 5 odsłon kompromitacji Komisji Millera
Taki jest właśnie profesjonalizm Macieja Laska i oficjalnej wersji wydarzeń. Jednak mimo oczywistej jego kompromitacji Lasek ma czelność recenzować wybitnych ekspertów, którzy przedstawiają swoje pytania, wątpliwości, badania i wnioski na Konferencjach Smoleńskich.
W polskiej nauce, zwłaszcza tej związanej z dziedziną lotnictwa problemu ze zrozumieniem przyczyn katastrofy smoleńskiej nie ma. Proszę zwrócić uwagę, że na tej konferencji nie ma żadnego przedstawiciela wygłaszającego referat z uczelni związanej z lotnictwem w Polsce. Mamy Politechnikę Warszawską, mamy Politechnikę Rzeszowską, mamy WAT. Z WAT występuje od trzech lat pan dr. Jan Błaszczyk, który od trzech lat prezentuje obliczenia, które mają szanse nauczyć innych prelegentów czegoś o lotnictwie. To jest niestety chyba skazane na niepowodzenie, choć patrząc z perspektywy trzech lat, spadku zainteresowania tą konferencją, może daje to efekt
— znów kpi Maciej Lasek.
Poza szyderstwem znów kłamie. W czasie Konferencji Smoleńskiej wystąpił m.in. Glen Jorgensen Duńczyk od lat zajmujący się lotnictwem, czy wspomniany już dr. Gajewski, który zasiada w kanadyjskiej agencji badającej katastrofy lotnicze. Wielu prelegentów to wybitni eksperci m.in. od praw fizyki, które bez względu na okoliczności działają tak samo. Tylko u Laska w głowie zdaje się zachodzą inne zjawiska.
Podsumowując wątek związany z tragedią smoleńską Maciej Lasek konkluduje:
Podchodzimy do tragicznej sytuacji, tragicznego wypadku, a jednocześnie bardzo ważnego elementu, jakim jest badanie wypadku lotniczego. Badanie wypadku lotniczego prowadzi się po to, by określić przyczynę, ale również żeby poprawić bezpieczeństwo lotu. Tego typu działania, próba wyciągania wniosków, bez dostępu do danych, bez bycia na miejscu wypadku, prowadzi na manowce
— tłumaczy Lasek, za pomocą którego Polacy zostali wyprowadzeni na raport Millera i MAK-u. Wirtualny świat, jaki Lasek buduje dla widzów niczego nie zmieni. Nie ukryje również tchórzostwa, jakim jest podszyta jego postawa i działalność.
Tysiące wywiadów w TOK FM tego nie zmienią…
Stanisław Żaryn
————————————————————————————————-
Czytaj też w najnowszym numerze tygodnika „wSieci”: czy czarne skrzynki z Tu-154M zostały sfałszowane?
Nowy numer „wSieci” dostępny również w formie e - wydania.
Więcej informacji na: http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/219238-lasek-z-paradowska-maja-czelnosc-pouczac-naukowcow-to-juz-sa-takie-bzdury-ze-nie-ma-o-czym-mowic