Ważny wykład Jorgensena. Jak inżynier zaplanowałby zamach? Scenariusz jak w Smoleńsku... NASZA RELACJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

W Warszawie trwa III Konferencja Smoleńska. Naukowcy prezentują swoje ustalenia związane z tragedią smoleńską.


Marek Dąbrowski w kolejnym wykładzie przedstawił hipotezy alternatywne - wersje wydarzeń, które sprawiłyby, że samolot po decyzji o odejściu na drugi krąg opadał.

Wykład rozpoczął od błędów komisji Millera. Zdaniem Dąbrowskiego skupianie uwagi na przycisku „uchod” może być celowym działaniem władz, bowiem ten przycisk nie ma takiego znaczenia, jak wynikałoby z oficjalnych przekazów.

Prelegent zaznacza, że komisja nie badała układu sterowania, więc komisja oparła się na badaniach MAK.

Dąbrowski wskazuje, że Rosjanie twierdzili, że pilot zbyt słabo ciągnął wolant, choć nie ma żadnych informacji o siłach działających na wolant.

Ekspert wskazał na hipotezę psychologiczną, której użyto w czasie prac komisji Millera. Dąbrowski wskazuje na wywiad, jakiego płk dr Olaf Truszczyński udzielił „Gazecie Wyborczej”. Mówił o mjr Arkadiuszu Protasiuku, że był bardzo inteligentny, ale miał skłonność do chodzenia na skróty i improwizacji.

To później zostało wykorzystywane przez komisję Millera, która uznała, że Protasiuk próbował podchodzić do lądowania.

Dąbrowski wskazał, że załoga miała świadomość, że na lotnisku nie ma systemu ILS, a mjr Protasiuk był bardzo dobrze obeznany z samolotem. Dodaje, że załoga leciała z wykorzystaniem systemu FSM.

Prelegent wskazuje, że komisja Millera chciała przekonać, iż Arkadiusz Protasiuk na bieżąco decydował o tym, jakiego systemu chce użyć przy lądowaniu. Jednak Dąbrowski wskazał, że to absurd.

Dąbrowski przywołuje również wypowiedź szefa 36. specpułku, który wskazał, że załogi samolotów są szkolone, by przy próbie odejścia odchodzić ręcznie, jeśli autopilot nie zadziałał.

Komisja Millera wskazuje, że ten manewr był wykonany za późno, czyli po 6 sekundach. Jednak jak mówi Dąbrowski jest to nieprawda, ponieważ w danych technicznych już po 4 sekundach widać zaznaczenie, że pilot ciągnie wolant. Zdaniem Rosja zrobił to zbyt słabo, ale nie jest to jasne.

Dąbrowski wskazuje, że być może w chwili katastrofy doszło do awarii systemu sterowania.

W jego ocenie właśnie awaria systemu sterowania tłumaczy w lepszy sposób zniżanie się samolotu niż to, co podaje komisja Millera. Wymienia kilka awarii, do jakich doszło w Smoleńsku.

Dodaje, że należałoby stworzyć realną hipotezę dotyczącą zachowania pilota oraz jego rys psychologiczny. Wskazuje, że siły działające na wolant były znacznie wyższe niż podaje komisja Millera.

Dąbrowski wskazuje, że lewe skrzydło jest gorzej monitorowane przez systemy samolotu, co oznacza, że nawet silne zniszczenia tej części samolotu nie odznaczają się w rejestratorach maszyny.

Ekspert wskazał, że jeden z żołnierzy w bliższej radiolatarni zeznał iż widział iskrę przeskakującą między masztem radiolatarni a skrzydłem tupolewa. W ocenie Dąbrowskiego wtedy mogło dojść do zniszczenia wstępnego skrzydła.


Kolejny wykład to prezentacja Jacka Jabczyńskiego, który przedstawił klasyfikację i dyspersję szczątków Tu-154M z prospekcji terenowej w Smoleńsku.

Badacz wskazał na analizę polskich archeologów, którzy ustalili, że samolot w Smoleńsku rozbił się nawet na 60 tysięcy szczątków. Prezentacja jest rozwinięciem raportu polskich badaczy.

Jabczyński wskazuje, że najwięcej znalezisk ze Smoleńska to szczątki samolotu i materiał izolacyjny, a większość elementów pochodzi z kadłuba. Często znajdowano tworzywo sztuczne, metal i włókno szklane.

Badacz wskazuje, że widać znaczne rozdrobnienie szczątków samolotu. Dodaje, że wiele szczątków były zlokalizowane równolegle do miejsca pierwszego kontaktu z ziemią, poza obszarem zniszczeń powierzchni gruntu i roślinności.

Szczątki pochodzące ze skrzydeł, układu sterowania, silników stanowią znikomy procent.

Jabczyński pyta, jak to możliwe, skoro zgodnie z oficjalnymi danymi na wszystkie elementy samolotu działały takie same siły.

Prelegent wskazuje na rozkład szczątków samolotu. Analizuje również eksperyment polegający na wysadzeniu kadłuba. Dodaje, że wtedy również na miejscu zdarzenia znajduje się materiałów z kadłuba oraz materiałów izolacyjnych.

Jabczyński wskazuje, że rozkład i sposób rozdrobnienia szczątków wykluczają uderzenie samolotu w ziemię.

Części termoizolacji, które są na wrakowisku, wskazują na rozerwanie poszycia, co doprowadziło do wydmuchnięcia wszystkich lekkich części ze środka.


W ciekawie zapowiadającym się wątku dotyczącym najbardziej prawdopodobnej wersji przebiegu katastrofy smoleńskiej jako pierwszy głos zabrał Glenn Jorgensen.

Ekspert wskazał, że przedstawi możliwy przebieg tragedii smoleńskiej. Zapowiedział, że po jego prezentacji nikt już nie będzie wierzył w brzozę.

Na początek pokazał zdjęcie wrakowiska, wskazując, że maszyna rozpadła się na aż 60 tys. szczątków. Jorgensen przypomniał katastrofy lotnicze, które były skutkiem wybuchów, a także analizy prof. Biniendy i dr. Szuladzińskiego, które wykluczają brzozę, jako przyczynę tragedii. Wskazał, że nie ma krateru, ani śladu uderzenia samolotu w ziemię. Dodał, że na wrakowisku widać miejscowo brak śladów samolotu.

Dodaje, że około 700 wyników pomiarów wskazywało, że w Smoleńsku były wykrywalne materiały wybuchowe, a części samolotu były rozrzucane bezwładnie po wrakowisku. Przywołał również swoje badania pokazujące, że oficjalna wersja wydarzeń nie może być prawdziwa. Zaznaczył, że kierunek cięcia skrzydła nie jest zgodny z kierunkiem lotu samolotu.

W ocenie Jorgensena każdy z tych czynników osobno uzasadnia domaganie się niezależnego śledztwa w tej sprawie. Wniosek bowiem jest prosty: brzoza nie była przyczyną tragedii smoleńskiej.

Duński ekspert prezentuje wykres, na którym widać strumień gazów wylotowych i strumień powietrza, jaki niesie samolot. Odległość silników od płotu przy brzozie wynosi około 14 metrów, a silniki były na pełnych obrotach. Silniki mają z kolei siłę ciągu około 29 ton.

Jorgensen prezentuje film, na którym widać moc silników samolotu o podobnych mocach ciągów i podobnych właściwościach, m.in. Airbusa 319. Ekspert wskazał, że silnik tego samolotu jest podobny do silnika Tu-154M.

Na filmie widać, jak jadący autobus jest przewracany i koziołkuje po wjechaniu w strumień podmuchu silnika samolotu. Tak samo zachowuje się półciężarówka. Jorgensen wskazuje, że jest niemożliwe, by tupolew przelatujący ponad ziemią jedynie na wysokości 5 metrów musiałby dokonać zniszczenia płotu na działce Bodina oraz zniszczeń odciętej brzozy w Smoleńsku.

Jorgensen wskazuje, że wszystko świadczy o tym, że końcówka skrzydła została odcięta za pomocą materiałów wybuchowych.

Ekspert wskazał, że zaprezentuje możliwy przebieg katastrofy smoleńskiej, jako zaplanowanego zamachu. Jorgensen wskazuje, że celem musiałoby być zabicie wszystkich pasażerów, by świat nie słuchał tych, którzy przeżyli. Wskazał, że musiałoby dojść do wybuchu, ale nieoczywistego, który łatwo byłoby utajnić.

Wskazał, że taki scenariusz zakłada odwrócenie samolotu, zaplanowanie wybuchu tuż nad ziemią. W ten sposób można uniknąć bowiem dużego rozrzutu szczątków, a przy pozycji normalnej byłoby trudno to ukryć. O wszystko należało na początku oskarżyć pilotów.

Jorgensen wskazał, że zniszczenia skrzydła miało na celu obrócenie samolotu.

Przy takiej ilości ważnych postaci najlepiej byłoby powiedzieć, że samolot uderzył w brzozę. Należałoby doprowadzić do utraty skrzydła, najlepiej około 10 metrów. Jednak w tym miejscu skrzydło jest bardzo mocne. Dlatego należałoby wcześniej strącić końcówkę skrzydła, co można przedstawić opinii publicznej jako przyczynę tragedii. Jorgensen wskazuje w jakich miejscach można uciąć skrzydło. To jedynie kilka miejsc z racji budowy slotu. Ekspert wskazuje, że właściwe zostaje tylko jedno miejsce. W innych miejscach mogłyby się osadzić materiały wybuchowe.

Wskazuje, że musiałoby zatem nastąpić kontrolowane cięcie skrzydła za pomocą materiałów wybuchowych. To „cięcie” musiałoby mieć miejsce dokładnie w tym miejscu, w którym doszło do zniszczenia skrzydła.

Jorgensen wskazuje, że są takie materiały wybuchowe, które służą do odcinania różnych konstrukcji metalowych. Po emisji filmu wskazuje, że są technologie umożliwiające dokładne odcięcie końcówki skrzydła.

Dodaje, że aby następnie przygotować zamach, jak w Smoleńsku, należałoby wyłączyć zapis czarnych skrzynek, zadbać o zebranie dowodów i kontrolę nad okolicą miejsca zdarzenia.

Jorgensen wskazuje, że za pomocą samolotu transportowego można przygotować sztuczną mgłę. Do tego mógłby służyć samolot taki jak np. Ił-76. Mgłę można przygotować wcześniej, a następnie wzbić ją w górę przelatującym w okolicach samolotem.


Fot. M. Czutko
Fot. M. Czutko

Kolejną część obraz rozpoczął wykład prof. Chrisa Cieszewskiego. W zeszłym roku wykazał on, że brzoza w Smoleńsku została złamana przed 10 kwietnia.

Kolejny prelegent wskazał, że pomiary terenowe, jakie otrzymał od prof. Czachora i zespołu Antoniego Macierewicza nie zmieniły jego wniosków.

Brzoza była złamana przed 10 kwietnia 2010 roku

— tłumaczy prof. Cieszewski.

Dodaje, że świadczą o tym i zdjęcia brzozy i brak soków brzozy. Dodaje, że jeszcze po tragedii smoleńskiej gazety wskazywały, że „brzozy płaczą po tej tragedii”.

Wskazuje, że dodatkową sugestią dotyczącą terminy złamania brzozy jest fakt braku rozwoju kwiatostanów na koronie drzewa.

Cieszewski wskazuje, że zdjęcia satelitarne są jedynie dodatkowym badaniem dotyczącym tej sprawy.

W mojej ocenie zdjęcia satelitarne potwierdzają, że brzoza została złamana przed tragedią smoleńską. (…) Gdyby samolot przeleciał nad brzozą na wysokości kilku metrów śmieci z działki Bodina zostałyby zmiecione lub spalone, a korona drzewa uległaby zniszczeniu. Najcieńsze gałązki i kwiatostany na pewno nosiłyby ślady palenia

Wskazuje, że fakt iż brzoza była złamana wcześniej nie wnosi niczego specjalnego do badań samego przebiegu katastrofy smoleńskiej, ponieważ już wcześniejsze badania wskazywały, że tragedia nie mogła być skutkiem uderzenia samolotu w brzozę.

Te badania mają jednak swoje znaczenie. Pokazały, że propaganda rządowa jest zarządzana na poziomie krajowym

— tłumaczy Cieszewski.

Wskazuje, że media, instytucje rządowe, w tym IPN, były wykorzystywane przeciwko niemu.

Widząc to łatwiej zrozumieć, dlaczego czołowa osoba związana ze światem naukowym, boi się zajmować tym, co jest jego obowiązkiem

— wskazał Cieszewski.

Przypomniał również swoje badania dotyczące zdjęć satelitarnych ze Smoleńska oraz zaprezentował analizę pikselowego obrazu szczątków samolotu, który uległ rozbiciu w Smoleńsku.


CZYTAJ TAKŻE: Potwierdzają się ustalenia ekspertów opisane we „wSieci”! Czarne skrzynki zmanipulowano, by ukryć komendy wydawane przez załogę

CZYTAJ TAKŻE: Historia smoleńskiego matactwa. Dr Gajewski punktuje oficjalne „śledztwa”. RELACJA NA ŻYWO

CZYTAJ TAKŻE: Jorgensen: pierwszą część skrzydła Tu stracił przed brzozą. Samolot musiał ulec eksplozji. NASZA RELACJA

saż

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych