PO przyjęła złą taktykę w Warszawie, która może zaważyć na losach Hanny Gronkiewicz-Waltz - uważa prof. Jadwiga Staniszkis. Zapytana w TVN24 czy referendum warszawskie jest polem bitwy o przetrwanie Platformy Obywatelskiej i rządu Donalda Tuska, odpowiedziała:
Przekształciło się w coś takiego, przy czym ta defensywna strategia Platformy moim zdaniem nie jest dobra. Gdybym była panią Gronkiewicz-Waltz, stwierdziłabym, że chcę referendum, że zrobiłam dobrze to i to, zrobiłam takie i takie błędy, ale potrafię się sprężyć, mam potencjał. Myślę, że dla niej to jest upokarzające.
Zdaniem prof. Staniszkis referendum dla prezydent stolicy byłoby do wygrania, bo ma do tego dość atutów. Nawet jednak jeśli je przegra, polskiej polityki to nie odmieni. Co jest potrzebne, by na scenie politycznej zaszły poważne zmiany?
Inna twarz PiS niż ta referendalna – to co poseł Ujazdowski próbuje przeforsować w Sejmie, zracjonalizowania statusu opozycji, czemu przeciwna jest platforma, bo chce takiej oszalałej, symbolicznej opozycji. (…) Koniec zamrażarek, możliwość przesłuchań publicznych przy żądaniu 1/3 komisji, a nie przewodniczącego, który jest sterowanym, inicjatywy obywatelskie – wszystko to, co spowoduje jakaś demokratyzację Sejmu, choć może brzmieć to paradoksalnie.
Jako drugi element wymieniła plany związków zawodowych:
Spotkanie na gruncie Komisji Trójstronnej, ale bez rządu, z dawnymi przewodniczącymi – Pawlak, Hausner - z ekspertami rządowymi, którzy mają zdanie podobne do związków, z biznesem. Może powstać nowa formuła.
Sama kampania referendalna, która staje się walką pomiędzy Platformą a PiS, może – według prof. Staniszkis – „uratować Gronkiewicz-Waltz”, bo właśnie taka formuła może zatrzymać wyborców w domach. Samo użycie przez PiS symbolu „W” w kampanii było, jak mówiła profesor, "niezręczne i niesmaczne", opozycji "zabrakło poczucia proporcji".
Zapytana, czy wierzy, że do referendum pójdzie 389 tys. osób odpowiedziała pewnie:
Absolutnie tak. Miasto jest ważne, w mieście żyjemy. Widać zresztą, że sama możliwość referendum zmieniła sposób funkcjonowania. Jeżeli nie będzie frekwencji, to drugi raz ten mechanizm już tak nie zadziała. Trzeba poważniej traktować swoje uprawnienia.
O samej Hannie Gronkiewicz-Waltz prof. Staniszkis powiedziała:
Nie jest takim złym prezydentem, jak się o niej mówi. Chwaliłam ją m.in. za Euro. (…) Powieliła to upartyjnienie samorządów ludźmi niekompetentnymi, rozbudowała tę administrację, właściwie nie ma tego wymiaru kulturowego – to co się stało z muzeum, to co się dzieje z teatrami - ale generalnie uważam, że jest niezłym prezydentem. (…)W miarę podporządkowania się jej defensywnej strategii, widzę jednak więcej jej minusów.
Dodała, że oczywiście nie będzie głosowała, bo mieszka poza Warszawą. I nieco żartobliwie o pani prezydent dopowiedziała:
Jest waleczna, bo zawsze bierze te stanowiska, do których nie jest przygotowana, tak jak bank itd.. Dla mnie to jest jakiś rodzaj waleczności. I wyobrażałam sobie, że stawi czoła i powie: sprawdźcie mnie. (….) Wtedy mogłaby wygrać.
Rozmowa dotyczyła również katastrofy smoleńskiej i nagonki na naukowców współpracujących z zespołem parlamentarnym, również ujawnienia przez prokuraturę protokołów z zeznań trzech profesorów.
To było też uderzenie w pana prof. Kleibera, on to tak odebrał. Mam nadzieję, ze wytrzyma ten nacisk i że dojdzie do spotkania, bo to są poważni ludzie. Oni budowali modele matematyczne, Kleiber jest specjalistą od tego i wie, co oni robili i potraktował to poważnie.
Dodała również, że dotychczas zawsze była zwolenniczką zaufania prokuraturze jednak jej ostatnie działania niszczą szanse na zbudowanie normalnych relacji i porozumienie dwóch stron.
Zapytana, czy nie było błędem Jarosława Kaczyńskiego postawienie na Antoniego Macierewicza jako właściwą osobę do wyjaśniania katastrofy smoleńskiej w imieniu Prawa i Sprawiedliwości, odpowiedziała:
Kiedy to się zaczęło, ja sama mówiłam, że w sytuacjach ekstremalnych potrzebni są ludzie ekstremalni. I Macierewicz jest takim człowiekiem. Wydawało się, że jego rolą jest wywieranie swoją pracą presji na prokuraturę. I to się działo.
Na koniec zapytana, czy drażni ją kumulowanie mitu „Solidarności” w Lechu Wałęsie, prof. Staniszkis odrzekła:
Naprawdę zajmuję się innymi sprawami. W tej chwili fascynuję się pewnymi tajemnicami w krążeniu idei – między reformacją a zdeformowaniem tego, kiedy to weszło w kontekst rosyjski... jak to się przez filozofie polityczne przyczyniło do, można powiedzieć, bolszewizmu (…) Interesuję się „Solidarnością”, ale tym, co robi Duda, co się stanie w Polsce, a nie tym, co się działo wtedy.
Wspominając rok 1980, powiedziała o Wałęsie:
Ja bym wolała Anię Walentynowicz. To była osoba bardziej krystaliczna. Ale na pewno on był lepszy od Gwiazdy, bo Gwiazda myślał w kategoriach ideologicznych i musiałby być logiczny. A tylko nielogiczność, tylko godzenie sprzeczności, tylko te uniki pozwoliły uzyskać coś, co stało się jednym z wielu progów kończących komunizm. Ubecja myślała, że go nieco kontroluje i że może go bardziej kontrolować, a on się z tego urwał – widać było, jak się wyzwala. Ale widać też było w nim człowieka, który nie wysiedział nigdy porządnie na lekcji w szkole. W środku negocjacji nudził się i mówił: kończymy. Brakowało tego przecinka, żeby to był sukces.
Tam był np. Andrzej Kołodziej, ludzie wybitniejsi. Ale te jego uniki pozwoliły pójść dalej, przekroczyć pewien próg, który wydawał się w komunizmie nie do przekroczenia.
To, co robił potem, było już marne. Jako prezydent był marny, a teraz bardzo się rozwinął. Ale nie przepadam za jego perorowaniem
- zakończyła profesor w dniu, w którym film o Wałęsie autorstwa Andrzeja Wajdy wchodzi na ekrany polskich kin.
znp, tvn24
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/167875-czy-na-warszawskie-referendum-moze-pojsc-wymagane-389-tys-osob-prof-staniszkis-absolutnie-tak