Czy walka o pięściarski tytuł mistrza świata może się zakończyć trzema ofiarami śmiertelnymi? Niestety tak. Czy to film? Niestety życie. 13 listopada 1982 r. (właśnie minęła 43. rocznica tego dramatu) w Las Vegas odbyła się walka między Amerykaninem Rayem Mancinim a reprezentantem Korei Południowej Kimem Duk- -koo. Zdecydowanym faworytem był obrońca tytułu z USA. Niespodziewanie znalazł się w wielkich opałach – waleczny Koreańczyk mocno uszkodził mu lewo ucho i lewe oko. Potem amerykański pięściarz (nie bokser – to rasa psa!) przyznał, że myślał o poddaniu walki! Jednak z czasem zawodnik z Azji osłabł, a Jankes zarzucił go gradem ciosów. W 13 rundzie uderzył aż 38 razy z rzędu, a bezwładny Azjata był niczym bokserski worek treningowy. O dziwo, sędzia ringowy nie przerwał walki, choć absolutnie powinien to zrobić. Uczynił to dopiero na początku 14. rundy, ogłaszając zwycięstwo zawodnika gospodarzy przez nokaut.…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 7,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Jeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/tygodniksieci/745713-smierc-razy-trzy-nie-byl-to-juz-boks-tylko-bicie-czlowieka