„Jedna bitwa po drugiej” Paula Thomasa Andersona jest obrazem obsługującym lewicowe sentymenty i fobie amerykańskich elit artystycznych. Choć zarazem to efektowny film akcji, a chwilami nawet komedia.
Anderson jest specem od bardzo długich filmów będących swoistymi traktatami czy epopejami. Jakiż kinoman nie wzruszał się na „Magnolii”? Albo nie uznawał „Aż poleje się krew” za syntezę prawdy o amerykańskim kapitalizmie? Tyle że reżyser – jak wielu jego kolegów w epoce Donalda Trumpa – nie chce się już zadowalać historią społeczną Ameryki. Chce politykować – hałaśliwie, agresywnie. Pisałem tu niedawno o podobnym fenomenie Stephena Kinga.
Znów mamy epopeję, ale tym razem amerykańskich rewolucjonistów. Wysadzających biura senatorów, uwalniających imigrantów z obozów przejściowych i napadających…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 7,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Jeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/tygodniksieci/745160-ameryka-jako-rasowe-pole-bitwy-nowy-film-paula-andersona