By wierzyć w sens swoich wspólnot, ludzie potrzebują czegoś więcej niż prawo, administracja i ekonomia.
Parę dni temu o poranku, gdy w Warszawie dzień się rozkręcał, dostałam od męża esemesa z Korei Południowej (tam panował środek dnia). Przysłał zdjęcie posągu, jak sądziłam – Buddy, z dopiskiem: „W muzeum zalecają, by siedzieć naprzeciw i medytować”. Zareagowałam półżartem:
Sprytna forma dyscyplinowania ludzi – potem spokojne tłumy mogą zwiedzać.
Wkrótce dowiedziałam się, że to posąg Bodhisattwy w Chuncheon National Museum, „odnaleziony w świątyni, gdzie wiatr niesie się przez sosnowy las” i doczytałam w Wikipedii, że to „istota aspirująca do przebudzenia”.
Ten obraz, choć pozornie prosty, uruchomił refleksję, którą zaraz podzieliłam się z mężem: czy kultura Dalekiego Wschodu nie opiera się właśnie na medytacji jako narzędziu porządkowania społecznego? Jak inaczej zarządzać tak ogromnymi, zróżnicowanymi społeczeństwami, jeśli nie poprzez duchową dyscyplinę?…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 7,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Jeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/tygodniksieci/741598-metafizycznie-bycie-czescia-czegos-wiekszego