Po co wracać do „Parad” Jana Potockiego? Żeby raz jeszcze poddać się odlotowej zabawie konwencją dell’arte? Teatr im. Wandy Siemaszkowej spróbował czegoś innego: pokazania tego zbioru krotochwil na tle historii ich powstania.
Same „Parady” to zbiór czegoś, co dziś nazwalibyśmy skeczami. Tępy mieszczuch Kasander, jego swobodna córka Zerzabella, pajacowaty szlachcic Leander i łebski sługa Gil są stawiani względem siebie w coraz to nowych groteskowych sytuacjach. Czasem przypominam sobie telewizyjną wersję Krzysztofa Zaleskiego z 1978 r. z Fronczewskim (Kasander i Gil), Dałkowską (Zerzabella), Kondratem (Leander) i Wonsem (Doktor). To arcydziełko, klejnocik humoru. Potocki korzystał z konwencjonalnych postaci dell’arte, by nadać nowy sens ich dialogom prowadzonym dziwacznym językiem i ich pociesznym działaniom. Był bez mała prekursorem teatru absurdu.…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 7,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Jeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/tygodniksieci/740982-z-lancuta-do-lazienek-kim-byl-jan-potocki