Sześć miesięcy minęło, jak z bicza strzelił. Polska prezydencja w Radzie Unii Europejskiej dobiega końca, choć uczciwie mówiąc, trudno zauważyć, by w ogóle się zaczęła. Teoretycznie przewodziliśmy Unii. Praktycznie siedzieliśmy cicho w ostatnim rzędzie, żeby nikt nie zadawał pytań. Władza była zbyt zajęta sobą, by zaprzątać sobie głowę zmaganiami z Brukselą. A przecież mogło być inaczej.
Prezydencja to nie tylko protokół i przewodniczenie posiedzeniom. To szansa – może najlepsza w dekadzie – by narzucić temat, zbudować europejską koalicję interesów, pokazać, że państwo członkowskie ma własną agendę. Tymczasem polski rząd zaprezentował styl zarządzania w unijnym wydaniu: nie przeszkadzamy, nie proponujemy, nie ryzykujemy. Absolutny triumf polityki bezobjawowej.
Nie tylko…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 7,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Jeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/tygodniksieci/732379-prezydencja-widmo-jak-polska-udawala-ze-rzadzi-europa