Gdyby był Amerykaninem – rodakiem tych, którym spuścił lanie na igrzyskach olimpijskich w Monachium – powstałoby o nim parę hollywoodzkich produkcji. Sportowiec – złoty medalista IO, artysta, aktor, dusza towarzystwa, playboy i Sarmata birbant. Pochodził ze szlacheckiego rodu z majątkami na północno-wschodnich kresach RP. Urodził się w Kownie, przedwojennej stolicy Litwy, gdzie żyła liczna, bardzo dobrze zorganizowana polska mniejszość – do połowy lat 30. ub.w. nasi rodacy stanowili większość w radzie tego miasta (zmieniło się to dopiero wtedy, gdy litewski rząd przeforsował prawo, wedle którego połowę radnych wybierali mieszkańcy Kowna, a połowę mianował rząd!). Mały Władek przeżył traumatyczne chwile. Jego ojca, oficera AK, Litwini żywcem zakopali w rodowym majątku Rogówek. Późniejszy mistrz olimpijski miał wtedy zaledwie cztery lata. …
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 7,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Jeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/tygodniksieci/727079-wladyslaw-komar-czyli-raz-a-dobrze