Współczesna Wenecja jest miejscem, w którym dojmująco można odczuć nie tyle śmierć samego miasta, ile umieranie wielkiej kultury Zachodu.
W Wenecji ludzi zaczyna przybywać około połowy lipca, przed świętem Il Redentore. Wówczas poza wczesnym rankiem najlepiej unikać głównych ulic i nabrzeża laguny. Jeszcze w połowie miesiąca bywa do zniesienia, a turystycznej gawiedzi jest tyle co latem w Krakowie, czasem tylko w jakiejś wąskiej uliczce albo przy wsiadaniu do vaporetto można się nadziać na korek.
Lecz kiedy w połowie lipca temperatura w ciągu dnia przestaje spadać poniżej 40 st., to już zbyt wiele nawet jak na moje zamiłowanie do upału. Nad laguną wytwarza się wówczas niebieska mgiełka, nawet ładnie to wygląda i czyni tutejszy il paesaggio nieco impresjonistycznym. Widziałem…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 7,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Jeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/tygodniksieci/726404-proch-i-popiol-czyli-lato-w-wenecji-umieranie-zachodu