Ameryka stanęła u progu bankructwa. By pokryć straty, anulować długi, najlepiej wywołać wojnę.
Dwie godziny po tym, jak 2 kwietnia prezydent Donald Trump w ogrodach Białego Domu triumfalnie ogłosił „Liberation day”, otwierająca się właśnie giełda w Sydney zaczęła spływać krwią. „Dzień wyzwolenia” płynnie przeszedł w poranek rzezi. Strach jak pandemia rozszerzał się na Dalekim Wschodzie, potem w Europie, aż zatoczył koło i dotarł do Stanów Zjednoczonych, na nowojorską giełdę, z której w ciągu kilku godzin handlu „wyparowało” kilka bilionów dolarów. Jeszcze dzień wcześniej światowi przywódcy, przedsiębiorcy, a nawet zwykli obywatele mieli nadzieję, że prezydent Ameryki tylko blefuje, że to element negocjacji, nacisków, typowa dla niego fanfaronada i nie odważy się. A jednak to zrobił i tuż po swym wystąpieniu zaczął podpisywać akty wykonawcze. Trump nakładał cła na świat – na towary importowane z 76 krajów. Od podstawowej stawki 10 proc. po maksymalną 36 proc.…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 7,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Jeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/tygodniksieci/726380-zaplanowany-chaos-czyli-trump-cli-swiat