Nagi, ilasty teren pokryty jest niewielkimi otworami. Wydaje się, że wydłubały je poruszające się w nich insekty. Z bliska okazują się to jednak ludzie, którzy drążą grunt najbardziej prymitywnymi narzędziami i wciskają się w niewiele od siebie większe szczeliny. Wydobywają worki ziemi z miedzią i kobaltem. Kobiety płuczą je w pobliskich bajorach, mężczyźni odcedzają minerały, aby sprzedać Chińczykom, którzy są w Afryce – bo jesteśmy w Kongu – monopolistami. Oszukują na wadze i redukują zarobki pracowników, które i tak zwykle nie przekraczają 10 dol. całodziennej, a czasami i nocnej pracy. Minerały kosztują krocie, ale cena pracy wydobywających je z narażeniem zdrowia i życia jest żadna.
Wokół improwizowanej kopalni rozciąga się dzielnica slumsów, w których mieszkają górnicy…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 7,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Jeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/tygodniksieci/724480-cenzura-w-sluzbie-pieniedzy-odnawialne-zrodla-pieniedzy