Wszyscy, którzy zerkają na moją pisaninę, wiedzą, że lubię horrory. Zawsze ich bronię argumentem Stephena Kinga, ich najwybitniejszego twórcy: bywają efektowną rozrywką, wszak lubimy się bać. Ale są też często sugestywnymi metaforami zagrożeń. Przede wszystkim groźby podstawowej: obecności zła na ziemi.
Nie mogłem więc nie zerknąć na film „Do ostatniej kości” na Cinemaksie – reżyserem jest Włoch Luca Guadagnino, produkcja sprzed trzech lat. Amerykańska – rzecz dzieje się w plenerach środkowego zachodu USA, na mocno zaniedbanej prowincji.
Od razu zastrzegam: moja sympatia do gatunku nie oznacza sympatii do każdego filmowego ekscesu. Bywało, że przerywałem oglądanie horroru z powodu zbyt okrutnych scen. Epatujący naturalistycznym okrucieństwem nurt gore to nie mój świat.…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 7,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Jeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/tygodniksieci/723846-dyskretny-urok-kanibali-gdy-potwory-staja-sie-ofiarami