Czy afera Didiera Reyndersa, byłego komisarza sprawiedliwości i przyjaciela m.in. Bodnara, jak wiele jej podobnych pokryje się kurzem w przepastnych archiwach UE, nie szkodząc niczym temu szacownemu politykowi? Czy możemy mieć pewność, że nie wróci on w chwale, aby dbać o praworządność na naszym kontynencie ze szczególnym uwzględnieniem Polski? Dziś lepiej rozumiemy jego troskę o wybór „właściwych” sędziów również w naszym kraju. Dlaczego nie miałby zostać raz jeszcze komisarzem sprawiedliwości, jeśli w momencie mianowania go w 2019 r. odór finansowych przekrętów ciągnął się za nim co najmniej od 20 lat?
Kiedy Reynders odpowiadał za belgijską Agencję ds. Nieruchomości, prywatyzacja kilkudziesięciu budynków państwowych pociągnęła za sobą stratę 1,7 mld euro. Jako minister spraw zagranicznych…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 7,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Wchodzę i wybieramJeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/tygodniksieci/718164-ue-czyli-korupcja-setki-tysiecy-euro-w-workach-i-umorzenia