Substancje psychoaktywne uzyskiwane z roślin były obłożone tabu i dawno temu stosowano je do celów kultowych. Nowoczesny świat uzyskał je w laboratorium. Powróciły tysiąc razy silniejsze i są konsumowane masowo, stając się narzędziem destrukcji. W industrialnym społeczeństwie dobrobytu stały się substytutem sukcesu, a także ucieczki.
Czesław Miłosz już w 1969 r., mieszkając w Los Angeles, a więc amerykańskiej stolicy psychodelików, stwierdził, że ich powrót do świata Zachodu był zapowiedzią „masowych, demokratycznych środków przeciwko nudzie”. Było to trafne spostrzeżenie. Przywołując „Nienasycenie” Witkacego, wspominał o wymyślonej przez niego pigułce Murti-Binga, która zobojętniając na dolegliwości istnienia, jawiła się jako odpowiednik LSD umożliwiający azjatyckim najeźdźcom podbój Europy. Wątpił jednak, by rewolucyjna kontrkultura była dyskretnie wspierana przez Chińczyków (w domyśle sowiecką destrukcję) pragnących osłabić cnoty Ameryki. …
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 7,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Jeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/tygodniksieci/718152-narcystyczne-trucizny-oto-wewnetrzna-bron-jadrowa