Kiedy pod koniec pierwszej połowy ćwierćfinału Ligi Mistrzów między FC Barceloną a PSG zerknąłem w telewizor, był remis 1:1. Dawało to awans zespołowi najbardziej bramkostrzelnego napastnika w historii polskiej reprezentacji – Roberta Lewandowskiego.
Tylko że potem gole strzelali wyłącznie zawodnicy z Paryża, z klubu, którego właścicielem jest szejk z Kataru. Byłem za „dumą Katalonii”, bo jak wielu polskich kibiców mam świętą zasadę: kibicuję tym klubom, w których grają Polacy. Przed przyjściem do Barcy „Lewego” kibicowałem Atletico Madryt, ale odkąd w Barcelonie pojawiła się nasza reprezentacyjna „dziewiątka”, oczywiście jestem za tym „polskim” klubem.
Przed ćwierćfinałami LM mówiło się, że wśród czterech półfinalistów mogą być aż trzy drużyny z Hiszpanii. Tyle że dwie odpadły, mimo że pierwsze mecze rozstrzygały na swoją korzyść.…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 7,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Wchodzę i wybieramJeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/tygodniksieci/689268-siatkarze-koszykarze-reczni-moga-pilkarze-nie