Lubię historię także dlatego, że działy się w niej rzeczy, w które się nie chce wierzyć. Weźmy taki marsz Hannibala albo imperium mongolskie. Albo rzecz jeszcze dziwniejszą – nie tak dawno, kilka lat temu, uważano, że użycie argumentu ad hitlerum w dyskusji ją kończy, a ten, kto porównał przeciwnika do Hitlera, przegrywa. W ten sposób dziś na placu boju prawie nikt by nie został.
Brylują w tym ci, co wiadomo. Pani Holland udzieliła kilku wywiadów, w których wyjaśniała, jak powstało jej wiekopomne dzieło o polskich podludziach ze Straży Granicznej, gnębiących wrażliwych imigrantów. Na granicy nie była, statystyk nie widziała, ale rozmawiała z różnymi działaczami lewicowymi, którzy wszystko jej opowiedzieli. Z tych rozmów zostały w głowie pani Holland opowieści, jak ta, w której np. polscy oprawcy zatrzymują samochód i dopytują o pochodzenie kobietę o semickich rysach. Ta recytuje modlitwę „Ojcze nasz”, ratując skórę. Dowodzi, że jest Aryjką i udaje jej się przetrwać.…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 5,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Wchodzę i wybieramJeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/tygodniksieci/662022-ad-hitlerum-nigdy-sie-nie-zmierzyli-z-wlasnymi-fobiami