W Rzymie byłem po raz drugi. I to nie w karczmie, która tak się nazywa, ale w stolicy dawnego imperium.
Pierwszy raz to było służbowo, gdy działacze katolickich ruchów zaprosili mnie – jako dziennikarza – na swój zjazd do Stolicy Apostolskiej, a łacińską nazwę międzynarodowej organizacji Una Voce Włosi wymawiali jako Una Wocze, a Brytyjczycy jako Juna Wojs. Moim cicerone (z którym zjedliśmy uroczy obiad w pizzerii przy Campo dei Fiori) był pewien wydawca pisma katolickiego, potem europoseł i jeszcze niedawno minister w obecnym rządzie.
To była wizyta zawodowa, niewiele zobaczyłem. Teraz chciałem, żeby mój nastoletni syn, o którego staram się zadbać, jak tylko potrafię, zobaczył miejsca, które każdy człowiek z naszego kręgu kulturowego – jeśli ma takie możliwości – widzieć powinien. Coś…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 5,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Wchodzę i wybieramJeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/tygodniksieci/660118-cywilizacja-lacinska-jak-polskie-miasta-w-latach-90