Takiego kina wojennego nam trzeba
Srebrne Lwy na ostatnim festiwalu w Gdyni dla „Filipa” były zaskoczeniem. Bardzo pozytywnym zaskoczeniem.
Nadal uważam, że brak jakiejkolwiek (sic!) nagrody dla „Io” maestro Jerzego Skolimowskiego jest kuriozum (w końcu co tam jakieś nagrody w Cannes i nominacja do Oscara, nieprawdaż?), ale festiwal w Gdyni przyzwyczaił nas przez lata do różnych zdumiewających zdarzeń. Niemniej „Filip” Michała Kwiecińskiego na swoje nagrody zasługiwał, bo ten film jest przykładem na to, jak powinniśmy robić kino historyczne, którego seans nie wyciskałby z widza zdania: „Ech, znów zmarnowana szansa”.
„Filip” nie tylko nie jest zmarnowaną szansą, lecz także pokazuje, że o polskiej percepcji II wojny światowej można mówić w sposób oryginalny i drapieżny. Cieszy…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 5,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Wchodzę i wybieramJeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/tygodniksieci/635999-adamski-poleca-takiego-kina-wojennego-nam-trzeba