11 listopada, w Dniu Niepodległości, bladym świtem, jeszcze niedobudzony, ale już łapiący odgłosy poranka, nucąc dawny szlagier Alibabek: „Jak dobrze wstać skoro świt”, zabierałem się do rutynowych czynności typu ziewanie, rozciąganie kości.
Nagle w mózgowym procesorze coś mi przeskoczyło na nutę Warszawianki. Uwaga – ja na ogół budzę się z jakąś melodią, co może poświadczyć żona, która nie potrafi się przez 40 lat nadziwić, że jeszcze częściowo śpię, a już trochę sobie śpiewam. Naprawdę tak mam.
Moja świętej pamięci córka, mocno wykształcona doktor psycholog, nawet potrafiła zdefiniować ten stan umysłu. Używała jednak tak specjalistycznej terminologii, że niewiele rozumiałem. Ale konkluzja była prosta, żebym się nie przejmował, bo bywają trudniejsze przypadki. Ja to wiem od 85 lat, że cięższych przypadków od mojego nie brakuje.…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 5,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Wchodzę i wybieramJeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/tygodniksieci/621898-moje-marzenia-lubia-sie-sprawdzac