Nigdy za dużo powtarzać, że im więcej kolizji między Berlinem i Paryżem, tym lepiej dla perspektyw polskiej polityki.
Niby nie wydarzyło się nic takiego, co by jakościowo zmieniało działanie niemiecko-francuskiego motoru, który ponoć ( jak się zwykło uważać) ma napędzać mechanizm polityki europejskiej. Tak na dobrą sprawę, odkąd po II wojnie światowej zaczęto tworzyć zręby Wspólnoty Europejskiej, to wiadomo było, że interesy Niemiec i Francji w Europie nie są tożsame, a nawet że od czasu do czasu muszą wpadać we wzajemne kolizje. Kluczowe w tej mierze było nieuniknione starcie starego niemieckiego uniwersalizmu z bonapartystycznym nacjonalizmem francuskim, rewitalizowanym przez de Gaulle’a aż do granic śmieszności. Ale z biegiem lat po obu stronach dopracowywano się coraz bardziej perfekcyjnego mechanizmu codziennej wymiany informacji, stałych i zinstytucjonalizowanych konsultacji oraz zręcznego maskowania konfliktów i sprzeczności.…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 5,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Wchodzę i wybieramJeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/tygodniksieci/620166-nie-tak-znow-mala-wojenka-nad-renem