Wygląda tak, jakby już trwała kampania wyborcza – wszystko jest przeinaczane. Częściej chyba wyolbrzymiane aniżeli pomniejszane. Dlaczego?
Dzięki wyolbrzymianiu media mogą sobie nabijać oglądalność, klikalność, słuchalność – dzięki temu więcej zarabiają. Częściej zatem z igły robią widły niż z wideł widelec. W efekcie dostajemy zmistyfikowany świat.
Nie ma w tym miejsca na normalną debatę publiczną. Czyli taką, w której najpierw próbujemy się w czyjś głos wsłuchać, zrozumieć go, ogarnąć szerszy kontekst, apotem – ewentualnie (bo przecież to nie jest obowiązkowe) – przedstawić swoje odrębne zdanie.
Tak samo jak media muszą walczyć o swoją pozycję rynkową, tak politycy planujący swoją kolejną reelekcję muszą zabiegać o swoją nieustającą dla wyborców rozpoznawalność. Tę zaś uzyskuje się nie za wypowiedzi mądre, prawdziwe, wnoszące coś do naszego rozumienia spraw, ale za powtarzalność – za nieustanne przypominanie o swojej obecności.…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 7,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Wchodzę i wybieramJeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/tygodniksieci/613079-od-a-do-zybertowiczow-plaskoziemcy