Gdy jesienią 2007 r. Donald Tusk z PSL przejął władzę w Polsce, potrzebował trzech miesięcy, żeby stawić się w Moskwie na wezwanie Władimira Putina.
Był to kurs zgodny z exposé, w którym „ich człowiek w Warszawie” ogłosił, że chce dialogu z Rosją taką, jaką ona jest. Mija już blisko pół roku, od kiedy Rosja zaatakowała Ukrainę i ani Tusk, ani szef dyplomacji w jego rządzie Radosław Sikorski nie znaleźli czasu, żeby udać się do Kijowa. Ukraina praktycznie zniknęła z agendy Platformy Obywatelskiej, tematu nie ma.
Ktoś powie, że to polityczny cynizm, bo dużo wdzięczniejszym tematem jest chłostanie obozu rządzącego za inflację i związaną z nią drożyznę, a skoro nie da się uderzać uczciwie bez odnoszenia się do kontekstu światowego, który bez wątpienia jest związany z Władimirem Putinem, to należy na ten temat milczeć. Czy jednak chodzi tylko o to? Obawiam się, że nie.…
Artykuł dostępny wyłącznie dla cyfrowych prenumeratorów
Teraz za 7,90 zł za pierwszy miesiąc uzyskasz dostęp do tego i pozostałych zamkniętych artykułów.
Kliknij i wybierz e-prenumeratę.
Jeżeli masz e-prenumeratę, Zaloguj się
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/tygodniksieci/608782-dlaczego-tusk-milczy-na-temat-ukrainy